Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

czwartek, 31 stycznia 2013

Gwizadka cz.9


Wybaczcie za moje nieterminowe dodawanie notek. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko jedno słowo: sesja. Moja kończy się w połowie lutego, same egzaminy dopiero się zaczną, wiec nie mogę powiedzieć, kiedy kolejny rozdział. A do tego na pewno dojdą poprawki, w zasadzie już doszły, więc mój czas do marca jest przeznaczony głównie na naukę. Mam nadzieję, że uda mi się w międzyczasie coś napisać. 
A teraz, zapraszam na rozdział dziewiąty. 

- Luke –

            Nie zapomniałem, gdzie jestem ani  co się stało. Jeszcze za nim otworzyłem oczy wiedziałem, czyje ramiona mnie oplatają i kim jest osoba, do której przytuliłem się przez sen. Jeszcze wczoraj myślałem, że będę miał wyrzuty sumienia, będę brzydził się samego siebie, swojego ciała, znienawidzę Shuna jeszcze bardziej i całe życie wyda mi się jednym, wielkim gównem. Nic takiego nie nadeszło. Nie miałem wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie. Czułem się… Zaspokojony. Dobrze mi było w jego łóżku, w jego ramionach. Nie byłem na niego nawet zły. Choć Shun  jest aroganckim dupkiem, potrafi pomyśleć o innych. Byłem mu wdzięczny, że uratował mnie od Kevina. Wolę nawet nie myśleć, jak wyglądałaby ta noc, gdybym jednak nie uciekł.
            Moje poranne przemyślenia przerwał nagły dotyk. Dłoń Shuna bardzo delikatnie przeczesała moje włosy, ale mimo wszystko spiąłem się nagle, co od razu zauważył i zaprzestał głaskania.
- Nie śpisz – powiedział.
Westchnąłem, wdychając jego zapach. Nigdy nie przypuszczałem, że męski zapach może mi się spodobać, ale Shun pachniał zabójczo. Nie dziwię się, że wybiera w facetach jak kobieta w ciuchach, bo uroda mu na to pozwala.
- Lu, spójrz na mnie – poprosił.
Podniosłem wzrok, patrząc w jego oczy, takie kocie, intensywnie zielone.
- Żałujesz? – spytał. 
Nie miałem czego żałować, ale nie umiałbym teraz nawet skłamać. Świadomość, że gdybym żałował, a on miałby wyrzuty sumienia wystarczyła, abym nie chciał go tak zranić. Chciałem mu dogryźć za te wszystkie docinki z jego strony, ale nie tak.
- Nie – powiedziałem.
Uśmiechnął się, a mnie oblał rumieniec. Odwróciłem wzrok, patrząc na jego  ładnie umięśnioną klatkę. I zarumieniłem się jeszcze bardziej. On był doskonały. Znów przeczesał dłonią moje włosy. Nie jestem kotem, żeby mruczeć, ale podobał mi się ten gest. Niby zwykła pieszczota, a sprawiała radość. Tyle, że nie po to spędziłem z nim noc. Choćbym nie wiem, jak bardzo podobał mi się mój własny, pierwszy raz, nie byłoby go, gdybym nie potrzebował pieniędzy.
- Nasza umowa – przypomniałem. – Miesiąc, tak?
Milczał przez krótką chwilę, jakby się nad tym zastanawiał.
- Tak – odpowiedział. – Miesiąc.
Powinienem wstać, ubrać się i wyjść. Przecież to tylko seks, nic więcej. A jednak z jakiegoś powodu nie chciałem wyplątywać się z jego objęć. Może to przez to, że wczoraj mnie bronił, czułem się po prostu bezpiecznie. Uniosłem się na łokciu, patrząc na usta Shuna. Niewielka ranka nie wyglądała źle, ale bez problemu mogłem ją dostrzec. Warga wokół niej była bardziej czerwona. Dotknąłem jego policzka, kciukiem obrysowując kontur ust.
- Boli? – spytałem.
- Nie.
Ruch wywołany odpowiedzią na moje pytanie uświadomił mi, co właściwie robię. Głaskałem Shuna i choć speszyłem się mocno, nie umiałem teraz zabrać ręki. Na dodatek Shun patrzył na mnie z taką intensywnością. W jego zielonych oczach kryło się pożądanie. Nie sunął spojrzeniem po moim ciele, powodując, że paliło się w miejscu, na które spojrzał. On patrzył w moje oczy i całe moje ciało zaczęło płonąć. Jego usta były tak kuszące, ciało tak idealne. I kolejny raz moja samokontrola poszła w cholerę. Pocałowałem go, przelewając w ten pocałunek wszystkie moje uczucia. Pragnąłem pokazać mu, jak mnie pociąga, jak wspaniała była noc i jak dobrze mi z nim. Nie miałem odwagi  o tym mówić, poza tym, było zdecydowanie za wcześnie. Nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale właśnie odkryłem miłość od pierwszego seksu. 

- Chris – 

            Siedziałem cichutko wsłuchany w nową piosenkę Blake’a. Byliśmy w sali muzycznej i blondyn właśnie grał na fortepianie, śpiewając piękną, spokojną pieśń. Już niejeden mój tekst słyszałem, ale wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak moje wiersze zmieniają się w tak wspaniałą muzykę. Ostatnie nuty ucichły, pogrążając salę w ciszy.
- Piękna – powiedziałem.
- Bo ty ją napisałeś – odpowiedział. – Na pewno będzie hitem.
- Nie, będzie hitem, bo to ty ją śpiewasz.
- Nie, Chris. Nie umniejszaj swojej zasługi.
- Dobrze więc, będzie hitem, bo stworzyliśmy ją razem – zaproponowałem.
- W zupełności się zgadzam. – Uśmiechnęliśmy się obaj. – W sobotę mamy koncert. Nawet nie próbuj się wykręcać, idziesz z nami! – oznajmił. – Jesteś teraz częścią zespołu i żadnych wymówek! – Pogroził mi palcem.
- Okay, pójdę. Ale mogę zabrać Luke’a?
- Pewnie. Czym nas więcej, tym weselej – odpowiedział. – A co do kumpli, wybacz, muszę iść zwalić Shuna z łóżka. Za pół godziny mamy próbę, a on oczywiście śpi.
- Jest po południu – zauważyłem.
- Wtorek, popołudnie, po lekcjach – uściślił. – Chyba nie myślisz, że Moore odrabia lekcje?
- Też racja. To ja pójdę do Lu.
Ramię w ramię opuściliśmy salę i każdy poszedł w swoją stronę. Szkoda, że nie miałem dla niego kolejnego tekstu. Wtedy znów dostałbym buziaka. 
            Kiedy wróciłem do swojego pokoju, Luke już tam był. Siedział na swoim łóżku zamyślony, ze szkicownikiem opartym na kolanach i ołówkiem w dłoni.
- Hej  - powiedziałem, zwracając na siebie uwagę.
- Cześć – odpowiedział, bawiąc się swoim narzędziem pracy.
- Coś się stało?
- Tak. – Spojrzał na mnie z uśmiechem. – Ktoś anonimowy wpłacił całą sumę, jaką potrzebujemy.
- Serio? To wspaniale!
Podbiegłem do niego i od razu go uściskałem, siadając obok.
- Zastanawiam się, kto to mógł być.
- A czy to ważne? – spytałem. – Lu, nie musisz się już martwić o Nicole.
- To moja siostra – przypomniał, patrząc mi w oczy. – Zawsze będę się o nią martwił.
- Och, przecież wiesz, że nie to miałem na myśli. Ktoś dał wam te pieniądze, więc nie musisz się nimi przejmować. Możesz znów rysować i zająć się nauką. Co tu masz? – spytałem, przenosząc wzrok na szkicownik.
Rysunek był ledwie zaczęty, przedstawiał zarys jakiegoś mężczyzny śpiącego w łóżku. Kołdra okrywała jedynie jedną nogę postaci i sfery intymne. Dziwne, Lu nigdy nie rysował nagich ludzi.
- To nikt ważny – rzucił, zabierając mi szkic sprzed oczu. Odłożył go na bok, zamykając niedokończony rysunek. – Jak minął dzień? – zapytał.
Zdziwiło mnie jego zachowanie, zwłaszcza stwierdzenie „nikt ważny”. Narysowana postać nikogo mi nie przypominała, więc odłożyłem ten temat na później. 
- Rozmawiałem z Blake’iem. Wiem, że go nie lubisz, ale on tworzy naprawdę świetne kawałki.
- Te kawałki są świetne, bo ty je pisałeś – stwierdził.
- Może i tak, ale ja takiej muzyki bym nie stworzył. Po prostu nasze hobby ma ze sobą wiele wspólnego i dopiero razem coś tworzymy.
- Ale to on czerpie zyski.
- Nie czerpie. Chwilowo grają za darmo, chcą tylko zdobyć fanów i sponsora. A kiedy nagrają płytę, będę wymieniony jako autor tekstów, więc też na tym zarobię. Blake od razu to zaznaczył. Chyba się boi, że kiedyś mógłbym oskarżyć go o kradzież tekstów, więc woli, żeby wszystko było od razu jasne i zgodne z prawem – wyjaśniłem.
Luke milczał, analizując moje słowa.
- Może nie jest taki, za jakiego go miałem – stwierdził w końcu. – A może jest. Nie znam go i nie lubię.
- Osobiście nie rozumiem, jak można nie lubić kogoś, z kim się słowa nie zamieniło. Ale wiem, że nienawidzisz Moore’go, a Blake jest jego przyjacielem, więc cię rozumiem.
- Dzięki. Wiesz, chyba się przejdę trochę – zdecydował.
- Jasne. Ja muszę zrobić te parę zadań z matmy.
Od razu wyczułem, że Luke chce pobyć sam. Z tymi zadaniami nie kłamałem, ale mógłbym się nimi zając później. Ale skoro mój przyjaciel chce iść na samotny spacer, ja mogę zająć się nimi teraz.
  
- Shun –
  
            Blake to potwór. Ta jego cholerna próba trwała aż do dwudziestej pierwszej. Jaki normalny lider zmusza swój zespół do tak długiej, katorżniczej pracy? Ten tyran pewnie chciałby ćwiczyć dłużej, ale obowiązuje nas cisza nocna. A przynajmniej w teorii.
            Dowlokłem się do własnego pokoju ledwie żywy. Ręce bolały mnie od uderzania pałeczkami w tę cholerna perkusję. Uwielbiam grać, ale nie tyle godzin! To wcale nie jest taka łatwa sprawa, trzeba myśleć, kiedy uderzyć, gdzie i z jaką silą, aby wydobyć z instrumentu odpowiedni dźwięk. Na żadnej lekcji nie muszę być tak skupiony, jak na próbach. Blake ma na to za dobry słuch i wychwytuje wszystkie pomyłki. A potem mnie za nie opieprza.
            Z ulgą przywitałem moje własne łóżko. Rzuciłem się na nie bezwładnie, wtulając twarz w poduszkę wciąż noszącą zapach Lu. Ten dzieciak jest niesamowity.
- Kurwa – powiedziałem, przypominając sobie mały problem. - Miał później przyjść po kasę.
Odwróciłem się na plecy, układając ręce pod głową.
- Jak ja mam ci to powiedzieć, co? – zapytałem, jakby sufit miał mi odpowiedzieć.
Dobrze, że tego nie zrobił. Byłem zmęczony, ale trzeźwy i gadający sufit nie byłby czymś normalnym. Nie, żeby po pijaku ze mną gadał. To ja z nim gadam, on milczy. I niech tak zostanie.
- Słyszysz, suficie? - Milczy.
Odpowiedziało mi ciche pukanie. I to wcale nie była zabawna chwila, w której pomyślałem, że ten cholerny sufit się odezwał. Na szczęście dźwięk doszedł od strony drzwi.
- Proszę! – zawołałem.
Wrota mojego królestwa otworzyły się cichutko i do moich komnat zawitał obiekt moich poprzednich rozmyślań. W sensie Luke, nie sufit.
- Musimy porozmawiać – oznajmił.
- Wiem. Usiądź – powiedziałem, samemu siadając i robiąc mu miejsce.
Nieśmiało zajął miejsce obok mnie, w pewnej odległości.
- Jeśli chodzi o moje… - zaczął, nie patrząc na mnie – wynagrodzenie – dokończył cichym głosem.
- Wiem, ale najpierw powinienem coś ci wyznać. Ja… Luke, mój ojciec jest… Jest agentem FBI i ja wiem… Od początku wiedziałem… - zawahałem się - po co ci te pieniądze – przyznałem, nie bez trudu.
- Co? – spojrzał na mnie przestraszonymi oczami. – Wiedziałeś?
- Zapłaciłem za jej zabieg jeszcze wczoraj, zanim tu przyszedłeś – wyjaśniłem.
River wstał gwałtownie, patrząc na mnie z góry. Jego oczy wyrażały wściekłość, ale i ból, jakiś zawód.
- Wiedziałeś? – powtórzył. – Wiedziałeś i mimo to… Jak mogłeś?! Jak…!? – nie dokończył. Odwrócił się i skierował do wyjścia.
- Luke! Zaczekaj! – krzyknąłem, wstając i ruszając za nim. Chwyciłem go za rękę, nie pozwalając jeszcze uciec. – Przepraszam, to nie tak!
- A jak? Jakim prawem wpieprzasz się w moje życie, co?! Nie miałeś prawa mnie szpiegować!
- Przepraszam.
- Przepraszasz? – Uśmiechnął się smutno. – Od początku chciałeś tylko seksu. Dobrze, nie lubię mieć długów. Miesiąc. Ale nie dziś, dolicz sobie ten dzień na koniec.
- Nie musisz, te pieniądze…
- Nie chcę być twoim dłużnikiem! – krzyknął. - A teraz mnie puść – powiedział, próbując wyrwać rękę z mojego uścisku.
Pozwoliłem mu odejść, nie umiałem dłużej patrzeć w jego oczy. Jeszcze dziś rano były pełne tej specyficznej dla seksu radości, z mgiełką podniecenia. A teraz był w nich ból, złość i upokorzenie.
Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.
- Kurwa. Przecież nie chciałem… - powiedziałem, tym razem podłodze. 

***

            Rankiem następnego dnia wpadł do mnie Blake, żebym czasem na zajęcia nie zaspał.
- Wczoraj trochę zmęczyłem cię próbą, wiec czuję się zobowiązany dopilnować, abyś zwlekł swe cztery litery z łóżka. – Tak to wyjaśnił.
- Świetnie – odpowiedziałem. – Dzień zapowiada się wyśmienicie.
- Stało się coś? – spytał. – Jesteś leniem i marudą, ale żeby tak od samego rana narzekać?
- A co, nie mogę? – Zapiąłem spodnie i wyjąłem jakąś koszulę z szafy. – Zrobiłem coś wybitnie głupiego.
Blondyn tylko westchnął, co miało znaczyć „jak zwykle”.
- Co tym razem?
- Kojarzysz Rivera? Przyjaciel twojego pomocnika od tekstów.
- No wiem, który to. Coś mu znowu zrobił?
- Zaraz zrobił. Nic. Przespałem się z nim – oznajmiłem, zapinając guziki.
- Zaraz… Co? Luke dał ci się przelecieć? Shun, chyba go nie upiłeś?
- Nie. Zapewniam cię, że był zupełnie trzeźwy – odpowiedziałem. – Mieliśmy układ.
Spojrzałem na przyjaciela, który starał się nie zdenerwować, zanim nie pozna reszty mojej opowieści.
- Chłopak potrzebował sporo kasy i ja postanowiłem mu ją dać. W zamian ma mnie zaspokajać przez miesiąc.
Blake przyglądał mi się nieodgadnionym wzrokiem.
- Nie wydaje mi się, żeby oddał ci się dla kasy. Musiał mieć ważny powód.
- Jego siostra jest w szpitalu. Potrzebował pieniędzy na jakiś cholernie kosztowny zabieg. Już go sfinansowałem, ale Luke się wściekł, kiedy wyszło na jaw, że wiedziałem, po co mu ta kasa.
- Nie jestem pewien, czy chcę ci teraz przyłożyć w mordę, wyrzucić przez okno czy opieprzyć jak chyba jeszcze nigdy w życiu – powiedział z groźbą w oczach.
- Kiedy się dowiedziałem, nie planowałem z nim sypiać! Do cholery, nie chciałem tego! On po prostu… Spodobał mi się, no. Nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Chciałem go tylko pocałować, a on był taki niewinny i… I wylądowaliśmy w moim łóżku. Jak się ojciec dowie, to mnie zabije – stwierdziłem na koniec, opierając się o drzwi od szafy.
- A co twój ojciec ma do tego?
- Kazałem mu sprawdzić, po co Luke’owi kasa, a później chciałem, żeby zapłacił za leczenie jego siostry. Tata myśli, że to mój przyjaciel. Jest ze mnie dumny, a ja czuję się podle.
- Masz wyrzuty sumienia? Ty?
- Tak, kurwa, ja! Możesz na mnie w końcu nawrzeszczeć, uderzyć mnie czy coś?! Wkurwia mnie, jak tak stoisz i patrzysz!
- Nigdy nie cię nie atakuję, jeśli twoje sumienie samo zacznie działać. Zazwyczaj tego nie robi i sam muszę się wtrącić.
- No kurwa, zajebiście.
Jak ja nienawidzę takiego podejścia Blake’a do moich błędów. Naprawdę wolałbym, żeby na mnie nawrzeszczał niż cierpliwie czekał, aż sumienie samo mnie zje.
- Weź się w garść i chodź na lekcje.
- Nie mam ochoty.
- Shun, wiem, że masz zajęcia razem z Riverem, dlatego masz na nie iść, a nie chować się jak tchórz po kątach.
- Jestem prawie pewien, że to on będzie się chował i nie pojawi się na lekcjach.
- Więc tym bardziej masz na nie iść. Przez wagary narobiłeś sobie już dość nieobecności. No już, bierz plecak i jazda na lekcje.
- Nie jadłem śniadania – przypomniałem.
- Było wstać wcześniej, teraz nie ma czasu na śniadanie. Do obiadu wytrzymasz.
Mam przyjaciela kata. Poszedłem na te durne lekcje, bo nie miałem najmniejszej ochoty wysłuchiwać jego kazań na temat moich wagarów. Chyba mu się szkoły pomyliły, powinien księdzem zostać.

2 komentarze:

  1. hm.. więc w zasadzie nie mam pojęcia, co Ci napisać, ale napiszę Ci, że rozdział jest bardzo fajny. i dalej nie wiem, co Ci napisać, ale napiszę Ci, że cieszę się z tego, że Luke i Shun mieli tak fajny poranek. napiszę Ci jeszcze, że Shun to debil (co za nowość..), bo okłamał Lu, a Lu zachował się adekwatnie do sytuacji. i jeszcze Ci napiszę, że mi w nogi zimno. no i jeszcze, że czekałam na pocałunek Blake i Chrisa, a nic nie było! *płakusia sobie w kącie*. no i musisz jeszcze wiedzieć, że sądzę, iż, ponieważ, gdyż, jednakowoż, takoż, że Shun może i jest debilem (ponownie - co za nowość..), ale fajnie zrobił, iż wpłacił te 100 tys. na operację Nicole. ale wiedz, że w dalszym ciągu nie wiem, co Ci napisać.

    Twoje wredne, złośliwe, chamskie, oryginalne, słodkie, urocze, seksowne, piękne, inteligentne, mądre i PRZEDE WSZYSTKIM SKROMNE uke. ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, jak zwykle. Rozdział przeczytałam, jak tylko się pojawił, a czy skomentowałam? Nie bo po co? Jestem leniwa. Przepraszam. Ostatnio nie mam weny na komentarze.. A rozdział świetny, chociaż jak zwykle Shun coś spaprał.. Żal mi Luke.. Mam nadzieję, że w końcu uda im się dojść do porozumienie ^^ Czekam na następny rozdział (mówiłam, że nie mam weny na komenty >.<)
    Nominowałam Cię do The Versatile Blogger http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/2013/03/nominacja-do-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń