Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

poniedziałek, 22 października 2012

Przeznaczenie cz.1



Wreszcie! Na głowie stawałam, żeby tę notkę dodać. Jak widać net działa mi tylko na podłodze =,=
Wiem, znowu nawaliłam z terminami. Ale nie martwcie się, nie mam więcej wesel więc kac raczej mi nie grozi. Serio, trzy weekendy zabawy fajna rzecz, ale wesela (ostatnie trzydniowe) trochę człowieka męczą. 

Anonimowy, wybacz, że kazałam tyle czekać na notkę. Staram się pogodzić pracę ze studiami i pisaniem, co akurat w moim przypadku aż tak trudne nie jest, ale kiedy nadchodzi sesja lub, tak jak ostatnio, same imprezy w rodzinie, nie daje rady. 


***

- Andrew –
         Zamarłem.  Słowa Gabriela wciąż rozbrzmiewały w mojej głowie. Paul…. Mój Paul, Boże....
Spojrzałem niepewnie na Shuna, wyraz jego twarzy odzwierciedlał jedynie szok, a więc nie tylko ja to usłyszałem. Gabriel naprawdę to powiedział, znalazł go.
- Lecę do Francji – powiedziałem zdecydowany kłócić się z nimi nawet do upadłego.
Moore spojrzał wystraszonym wzrokiem na Blake. Blondyn nie wyglądał na zaskoczonego moją nagą decyzją.
- Andrew – zaczął, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Rozumiem, że chcesz tam lecieć, najlepiej natychmiast, ale najpierw zadzwońmy do Gabriela.
- Tak – zgodził się Shun. Schylił się i drżącą dłonią zebrał elementy swojej komórki.
- Porozmawiamy z nim spokojnie. Będzie lepiej, jak najpierw Gabriel się rozejrzy, mógł się pomylić albo…
- Nie, Blake! Nie zniosę czekania po raz kolejny. Jeżeli jest szansa, że to Paul, sam go odnajdę.
- Przecież i tak musisz kupić bilet, a nie dostaniesz go na teraz. Poza tym, co ze szkołą?
Wzruszyłem ramionami.
- Teraz najmniej mnie ona obchodzi. Shun – zwróciłem się do wciąż klęczącego kolegi. – Dzwoń do niego i włącz głośnik – rozkazałem.
- A, tak.
- Usiądźmy lepiej – zaproponował Blake, obejmując zielonookiego ramieniem i prowadząc go do łóżka.
Chłopcy usiedli na posłaniu, a ja przysunąłem sobie krzesło, zwalając po drodze wszystkie znajdujące się na nim ciuchy. Usłyszeliśmy pierwszy sygnał.
- Halo?
- Gabi, jesteśmy wszyscy i mam włączony głośnik – zaczął Shun. – Możesz powiedzieć, tylko spokojnie i od początku, co się stało?
- Tak… A Andrew?
- Jestem – odpowiedziałem.
- Aha. To było, jak szedłem do sklepu. Jakieś piętnaście minut temu. On… Zmienił się. W życiu bym go nie poznał, gdyby nie… My… Znaczy, wpadł na mnie i zobaczyłem go z bliska,  jego twarz, jego oczy… Nie poznał mnie. Paul nie wiedział chyba, kim jestem i uciekł. Byłem w szoku i nawet nie spróbowałem go dogonić. A potem w tłumie już go nie znalazłem.
- Jesteś pewien? – zapytał Blake.
- Teraz już nie, ale… Musieliby być cholernie podobni, tylko…
- Tak? – ponaglił Shun.
- On mnie nie poznał, a przecież ja się niewiele zmieniłem.
- Może po prostu nie spodziewał się ciebie zobaczyć – podsunąłem, samemu nie bardzo rozumiejąc tę sytuację.
- Ale co on robi we Francji? Przecież to drugi koniec świata. Andrew, ty chcesz….– nie dokończył. Nie musiał.
- Będę u ciebie najszybciej, jak się da.
- Ok.
- Uważaj na Carmela-gwałciciela – wtrącił Shun.
- Kogo?! – spytaliśmy równo z Blake.
- Oh, nie przesadzaj. Carmel jest miły. Shun wam nie mówił? To moja fretka. Gwarantuję, że nikogo nie zgwałci.
- Mnie chciał.
- Nieważne – rzuciłem, wstając.
Rozmowa o jakimś zwierzaku nie bardzo mnie interesowałam. Zrobiłem tylko kilka kroków, nie wiedząc, co powinienem zrobić dalej. Lecieć do Francji, to oczywiste. Paul, Boże, jak ja za nim tęskniłem. Żyje, moje Maleństwo żyje. Nic więcej się nie liczy, on żyje, jest gdzieś we Francji, cały i zdrowy. Ulga, jaką czułem, jest nie do opisania. Mimo to bałem się jak cholera. Dlaczego nie poznał Gabriela? Czemu uciekł?
- Paul – szepnąłem.
Nieważne, czemu tak postąpił i tak go znajdę, a wtedy dowiem się wszystkiego.
         Wyszedłem z pokoju i pobiegłem do własnego. Zadzwoniłem po taksówkę i kazałem jej być pod szkołą najszybciej, jak się da. W nosie mam mandaty, mogę je zapłacić, byle był szybko. Wyjąłem spod łóżka walizkę i nie słuchając pytań zszokowanego Chrisa, wrzucałem do niej wszystkie moje ubrania, jakie wpadły mi w ręce. W międzyczasie wyjąłem komórkę i wybrałem numer do brata.
- Czemu zawdzięczam tę… - usłyszałem.
- Zamknij się – przerwałem mu. – Załatw mi bilet do Francji.
- Co? Andrew…
- Zamknij się i załatw ten bilet! – krzyknąłem.
- Na kiedy?
- Na wczoraj!
- Andrew, co się stało?
- Znalazłem Paula. Jest we Francji. Bryan, ja muszę tam lecieć!
- Daj mi pięć minut. Oddzwonię.
Rozłączył się, a ja wsunąłem telefon do kieszeni. Zamknąłem walizkę i nie oglądając się za siebie, wyszedłem.
         W połowie drogi do bramy oddzwonił mój brat.
- Masz bilet?
- Andrew, musisz natychmiast wrócić do domu. Jest u mnie ktoś, kto może ci pomóc. I ma bilet.
- Za godzinę będę, o ile taksówka się pospieszy. 

***
         Taksówkarz był wściekły. Ciągle go poganiałem, a i tak nie wyrobiliśmy się dojechać w godzinę. Na dodatek dwa razy złapała nas policja i dwa razy musiałem dać w łapę. Ależ te psy są pazerne. Wystarczy pokazać im plik zielonych i od razu oczka im się świecą. Kierowcy też dałem spory napiwek, więc powinien być zadowolony.
         Wpadłem do domu jak burza, rzucając walizkę w korytarzu.
- Bryan! – zawołałem.
- Salon! – odkrzyknął.
Zjawiłem się tam już po chwili. Mój brat stał przy oknie, a na naszej śnieżnej kanapie siedział Oscar. Rozsiadł się niczym król, popijając z kryształowego kieliszka czerwone wino. Szatyn, jak zawsze, zaczesał włosy do tyłu, a jego bystre, pienne oczy wpatrywały się we mnie intensywnie. Jest on wieloletnim przyjacielem Bryana i dilerem, który jakiś czas temu został zmuszony wyjechać do Europy. Z tego, co wiem, tam kontynuuje teraz swój biznes. Od razu nie spodobało mi się jego spojrzenie.
- Dawno się nie widzieliśmy, Andrew -  powiedział.
Spuścił wzrok na szklany stolik, na którym dopiero teraz dostrzegłem zdjęcie Paula.
- Co ono tu robi? – zapytałem.
- Kiedy zadzwoniłeś, Oscar poprosił mnie o nie. Nie wiem, na ile ta wiadomość ci się spodoba, ale Paul na pewno jest jeszcze we Francji.
- Ale narkotyki wkrótce go zabiją – dodał szatyn.
- Co? – spytałem, niedowierzając. – Paul… ćpa?
Oscar odstawił kieliszek, biorąc w dłonie zdjęcie.
- Przyszedł do mnie niecały rok temu. Był wychudzony i brudny, ale już wtedy znał smak dragów. Nie wiem, co spotkało go wcześniej, bo nigdy nie był specjalnie rozmowny.
- Jest nieśmiały – powiedziałem.
- Chyba muszę się z tobą nie zgodzić. Mówiłeś, że nazywa się Paul?
- Tak.
- Teraz przedstawia się inaczej, ale jestem pewien, że to ten chłopak – powiedział Oskar, wskazując zdjęcie. – Nazywa się Andrew i w jednej z zabitych dechami dziur robi za dziwkę, aby zdobyć kasę na dragi.
- Ty sykinsynie! – krzyknąłem. Chciałem się na niego rzucić, ale powstrzymały mnie ramiona brata oplatające moje od tyłu.
- Andrew!
- Nie masz prawa tak o nim mówić! Paul nigdy nie tknąłby tego świństwa! Przyznaj, sam go tym nafaszerowałeś!
- Andrew, do cholery, przestań!
Szarpałem się, chcąc się uwolnić, ale brat trzymał mnie mocno.
- Bryan, puszczaj! Kurwa! Puść mnie! Zabiję go! Zabiję!
- To nie jego wina!
- A czyja!? I niby czemu miałby podawać się za mnie, co!?
- On nigdy nie podał żadnego nazwiska – wyjaśnił Oscar, patrząc na nas niepewnie.
Gdyby Bryan nie miał tyle siły… Do cholery, skąd on jej tyle miał!?
- Andrew, braciszku, uspokój się. To nic nie da, musisz znaleźć Paula, a nie bić się z Oscarem. Sam dobrze wiesz, jak łatwo wpaść w nałóg! Myślisz, że, kurwa, nie widziałem, jak sam bierzesz!? Andrew!!
Szarpnął mnie mocniej, odciągając od przyjaciela. Wzrok nagle mi się zamazał, a po policzkach spłynęły łzy.
- Paul… - szepnąłem.
Przestałem się wyrywać, a stałem już tylko dzięki podtrzymującym mnie ramionom brata.
- Andrew – powiedział Bryan, odwracając mnie do siebie. Nie powiedział nic więcej, tylko mnie przytulił.
- Miałem lot za dwie godziny. Bilet jest twój, polecę innym razem. Zostawiam ci też namiary na Franco, to on załatwiał większość transakcji z An… z Paulem.
Słyszałem jego kroki, gdy nas mijał, a potem zamykane drzwi, kiedy wyszedł.
- Bryan… - szepnąłem, nie umiejąc nawet powstrzymać łez.
- Szzz… Nie płacz. Znajdziesz go. 

2 komentarze:

  1. I co zrobiłaś? Znów doprowadziłaś mnie do łez. Paul ćpa? Nic dziwnego, że nie poznał Gabiego. Istnieje prawdopodobieństwo, że i Andrew nie pozna jeżeli narkotyki tak go zniszczyły. I Paul pracuje jako dziwka? Trudno w to uwierzyć, ale za narkotyki ludzie zrobią wszystko. Biedak chciał zapomnieć o tym co go spotkało i... :((
    Mam nadzieję, że Andrew go znajdzie i wszystko będzie dobrze, chociaż nie będzie to łatwe.

    Weny i błagam pisz dalej. :DD

    OdpowiedzUsuń
  2. wreszcie się Paul znalazł! Andrew musi być bardzo szczęśliwy, ale będzie jeszcze bardziej, jak go znajdzie. jednak niepokoi mnie to, że Paul ćpa i przedstawia się, jako Andrew.. ten Oskar dużo pomógł. udzielił informacji i oddał swój bilet Andrew, dzięki czemu ten szybciej może się tam znaleźć :). nie mogę się tego doczekać! niech on go już znajdzie!

    Twoje słodkie, kochane i niewinne uke :*

    OdpowiedzUsuń