Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

sobota, 29 września 2012

Gwiazdka cz.5



Ekhem, chyba należą się wam małe wyjaśnienia. Informowałam, że przez dłuższy czas mogę nie mieć neta i nie miałam, ale nie aż tak długo. Nie mogę wszystkiego zwalić na poprawki i remont w domu, bo nie tylko to było przyczyną braku notek. Jak wiadomo, dla chcącego nie ma nic trudnego. No, to mi się nie chciało pisać. Nie miała weny, gdzieś mi zniknęła, ale już wróciła i notki powinny pojawiać się regularnie. Za opóźnienia przepraszam ^^'
Zmienił się szablon bloga. Nie wiem jak wam, ale mi się podoba. To zdjęcie w nagłówku jest tak strasznie niewinne, że od razu się w nim zakochałam o.o
Pojawiły się także opisy postaci i nowe zdjęcia. Znajdziecie je w podstronce z tytułem każdego opowiadania. Tam też przeniosłam linki do wszystkich rozdziałów. 
To chyba tyle nowości. 

Ps.  Owe "spotkanie" o którym mowa poniżej, było opisane w 10 rozdziale Przeznaczenia. Również pod koniec 1 rozdziału Gwiazdki Chris wspomina o ich relacjach. 




- Luke –
      
                Czas mija, kolejna śnieżna zima zmienia się w mało estetyczną pluchę. Natura, która potrafi stworzyć najpiękniejsze obrazy, teraz wygląda, jakby straciła natchnienie. Nawet ludzie chodzą jakby przygaszeni, zmęczeni ciągłym mrozem i śniegiem. Wyjątek stanowi Moore, który znów jest szczęśliwy, ale on to potwór, więc nie zalicza się do gatunku ludzkiego. Nienawidzę go. Kiedy od Nowego Roku wyglądał na kompletnie załamanego, ja czułem satysfakcję. Wreszcie i jego życie kopnęło w dupę. Cholerny pedał, który przyczepił się do mnie bez powodu. Nie życzę ludziom źle, ale akurat on zalicza się do tej garstki, których na pewno by mi nie brakowało. Już w pierwszej klasie mnie dręczył. A wszystko dlatego, że na niego niechcący wpadłem. Przecież nie zrobiłem tego specjalnie! W dodatku nic mu się nie stało, nawet guza nie miał. A on… Ten pieprzony pedał mnie pocałował i to na oczach mojego przyjaciela. Nienawidzę, jak ktoś mnie dotyka swoimi oślizgłymi łapami. Rzygać mi się chce, jak o tym pomyślę! Jakby życie nie dość mi namieszało, to jeszcze chodzę z Moore do klasy. A on nie chce się odczepić. Myślałem, że jak go oleję, to da mi spokój, tymczasem jest coraz gorzej.

- Shun –

                Blake przepadł. Przepadł, bo ma maturę za trzy miesiące. Trzy miesiące! Ludzie, to jeszcze kupa czasu! Po co on się uczy? I tak połowy do maja zapomni. Nasze próby leżą odłogiem, perkusja mi się kurzy, a on się uczy. Nudy! Niby Andrew nie jest już zombie i zachowuje się jak człowiek, to na wielką rozrywkę z nim nie mam co liczyć. Zresztą, on też nagle przypomniał sobie o nauce, przecież ma tyle zaległości. I gdzie tu miejsce dla mnie? Nic, tylko rzucić się przez okno. A mam z niego wspaniały widok na szkolny park. Myślicie, że zabiłbym się, wyskakując z drugiego piętra na beton? Nie? Tak, macie rację. Z moim szczęściem, co najwyżej złamałbym sobie nogę. A wtedy nie miałbym jak na imprezy chodzić. Chyba trzeba jednak jakoś przeżyć kolejny nudny dzień. I dwie biologie. O zgrozo, co za debil układał ten plan? Aż się z łóżka nie chce wstawać. Co z tego, że dzwonek za dziesięć minut? Pierwsza jest matma, mój ulubiony przedmiot, na który chyba nigdy nie dotarłem punktualnie. A tradycję należy podtrzymywać, więc jeszcze się powyleguję.
                Poleżałem ledwie minutę, a tu dzwonek. W tej budzie musi być jakaś dziura czasowa. Niemożliwe, żeby już minęło moje dziesięć minut. Ale skoro zadzwonili specjalnie, ab poinformować mnie, że czekają, podniosłem mój seksowny tyłeczek i podreptałem się umyć.
- Zimne! – wrzasnąłem, wyskakując z brodzika. – Brr...!
Zapamiętać: Najpierw odkręcam wodę i czekam, aż będzie ciepła, a dopiero potem wchodzę pod prysznic.
                Czyściutki i pachnący ubrałem się, zgarnąłem plecak i wyszedłem. Nie trudziłem się z zamykaniem drzwi. Cain nauczył wszystkich omijać nasz pokój szerokim łukiem. A jeśli napatoczy się jakiś samobójca, to potknie się na mojej skarpetce albo czymś i wyleci przez okno. Taki mój system antywłamaniowy, brudne skarpety na podłodze. Posprzątam po lekcjach, jak zwykle.
                Wolnym krokiem zszedłem po schodach i przemierzyłem korytarz. Zerknąłem jeszcze na zegarek. Mam piętnaście minut do końca lekcji. Myślicie, że wstawi mi spóźnienie? Bez pukania wszedłem do sali.
- Siemanko! Dobry, psorze!
- Witaj, Shun. – Powiedział, odrywając się od zadania, jakie rozwiązywał na tablicy. - Cóż tym razem nie pozwoliło ci stawić się na mojej lekcji punktualnie?
- Mysz – odpowiedziałem.
- Mysz?
- Tak. Schowała się pod moim łóżkiem – wyjaśniłem.
- Pewnie opłakiwała te karaluchy, co je wczoraj zdeptałeś i zmiotłeś pod nie.
- Otóż nie! Ona je zjadała. Wie pan, ta mysz była mięsożerna.
- Naprawdę? A pojutrze pewnie powiesz, że owa mysz cię ugryzła?
- Może.
- Eh... – westchnął. – Z nadzieją czekam, aż skończą ci się pomysły.
- No to sobie pan jeszcze trochę poczeka.
- Siadaj do ławki i słuchaj.
- Ależ ja zawsze pana słucham, psorze! – zapewniłem.
- Naprawdę? A jak powtarzam, że masz się nie spóźniać?
- A to mi jakimś dziwnym trafem umyka. Hmm... – udałem zamyślonego.
- Jak zawsze. – Uśmiechnął się do mnie, po czym zwrócił do klasy: - Jak widzicie, logarytmy.... – ale ja już go nie słuchałem. Szybko? Całe trzy wyrazy usłyszałem! To mój rekord.
Rozejrzałem się po klasie i spostrzegłem, że mój kochany Luke siedzi sam! Ależ ja mam szczęście. Bez wahania podszedłem i zająłem miejsce obok, nie zważając na jego wzrok, który, gdyby tylko mógł, zabiłby mnie w największych męczarniach. Ostatnio zupełnie o nim zapomniałem.
- Witaj, skarbie – szepnąłem, siadając obok.
- Odwal się – rzucił.
- Oj, czyżby moje kochanie wstało dziś lewą nóżką?
- Nie jestem twoim kochanie! – wycedził przez zaciśnięte zęby. Usiłował też mordować mnie spojrzeniem, ale mój rozmarzony wzrok wyraźnie go peszył.
Przez te kilka minut, jakie pozostały do końca lekcji, wpatrywałem się w chłopaka, nie kryjąc pożądania. Od czasu do czasu westchnąłem też teatralnie. To bardzo zabawne, on mnie nienawidzi i kilkanaście razy dziennie podkreśla, że nie jest pedałem, a rumieni się, jak baba! Teraz też jest czerwony, jak ta dupa pawiana.
                O, jest i mój dzwonek. Nie zdążyłem się nawet rozpakować. Trudno się mówi. Pożegnałem się standardowym „Pa, skarbie” i wyszedłem z klasy. Teraz w planie były dwie biologie.
                Szedłem korytarzem, myśląc, jaka ta baba jest stara i wredna. To jakieś pomarszczone monstrum! Ma chyba dwieście lat! Powinna już dawno gryźć kwiatki od spodu! Albo chociaż na emeryturze być. Ale nie! Ta parszywa fortuna postanowiła mnie podręczyć i dała mi najgorszą z możliwych nauczycieli. Jakby biologia nie była dostatecznie męcząca i głupia...
- Shun! – usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się i niezbyt miło warknąłem:
- Czego?!
- Od kiedy tak spieszno ci na biolę? – spytał Blake
- Wcale się nie spieszę – zaprzeczyłem.
- Jasne! Krzyczę za tobą, a ty głuchy!
- Zamyśliłem się.
- Co powiesz o małym wypadzie na miasto?
- Że mam ochotę na piwo – odpowiedziałem i obaj zawróciliśmy do wyjścia.
                Znaleźliśmy się na dworze. Niemal okrągły plac przed szkołą wyłożony był kostką. Na jego obrzeżach stały rzeźbione ławeczki, na których uczniowie wylegiwali się w czasie przerw. Od placu odchodziły trzy szerokie chodniki prowadzące do bramy, boisk i na kort tenisowy, a węższe alejki wiły się wokół szkoły w otaczających ją ogrodach. Niezauważeni przez nauczycieli, bo uczniowie zawsze śledzą nas maślanym wzrokiem,  skierowaliśmy się ku wysokiemu ogrodzeniu. Bez większych problemów wdrapaliśmy się na nie i przeskoczyliśmy na drugą stronę.
- Wolni! – krzyknąłem, rozkładając ramiona.
- Głupek. Chodź, nim ktoś nas zobaczy. 

- Blake –

                Nie mam weny. Nic, zupełnie nic nie przychodzi mi do głowy. Nauczyciele w kółko powtarzają, że musimy się uczyć, bo przecież matura coraz bliżej. Zadają tony prac domowych, które pochłaniają nasz cały wolny czas. Jak mam w takich warunkach pisać czy komponować? Nie dość, że jestem już zmęczony, to jeszcze brak mi natchnienia. No i Shun. Wredna, zielonooka, wiecznie uśmiechnięta istota działająca mi na nerwy. Perkusja mu się kurzy, to niech ją, cholera, wytrze. Mole jej nie zjedzą, niech nie przesadza. Sam mam ochotę pograć, to zawsze mnie odprężało, ale kompletnie nie wiem, co. Stare kawałki pomału nudzą, potrzebujemy czegoś nowego, świeżego. Zrobiłem Shunowi niespodziankę i się poświęciłem. Poszliśmy na wagary. Liczyłem, że może znajdę natchnienie. Niestety, nie udało się.
                Pokręciliśmy się po mieście, Shun obejrzał najnowsze kolekcje we wszystkich sklepach, zapewne po raz pięćdziesiąty. Kupił sobie nowe jeansy i białą koszulkę. Wyglądał w niej na niewinnego. I tylko wyglądał. Gdzieś między trzecim, a dziesiątym sklepem zadzwonił Andrew z pretensjami. Jesteśmy strasznymi przyjaciółmi, skoro zerwaliśmy się bez niego, przez co zmuszony był wysiedzieć o jedną lekcję dłużej. Nie wspominając, że zmusiliśmy go do użycia telefonu komórkowego w celu dowiedzenia się, gdzie jesteśmy. Doprawdy koszmar, bo kto normalny dzwoni przez telefon? Wracają moje dwa przygłupy i nie jestem pewien, czy już tego nie żałuję. Jak mają depresję, są nie do zniesienia, ale kiedy są szczęśliwi, jest jeszcze gorzej.
- To gdzie teraz? – spytał Andrew.
- Pewnie do sklepu meblowego – odpowiedziałem.
- Po co?
- Bo Shun potrzebuje kolejnej szafy. Wątpię, czy nowe zakupy zmieszczą się jeszcze w starych.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne – stwierdził Moore. – Zmieszczą się.
- No chyba na krześle.
- Pewnie, w końcu na coś się przyda – powiedział Shun.
- Wiesz, normalni uczniowie siedzą na nich i odrabiają lekcje – przypomniałem.
- Wiesz, ja nie jestem normalnym uczniem – odparł z uśmiechem.
- Nie da się nie zauważyć. Ale serio, co robimy? Zimno trochę – stwierdził Andrew.
- Najchętniej bym pograł, ale pewnie nasz wielki artysta nie ma weny.
- Niestety, Shun. Nie mam żadnego pomysłu.
- Wiem! Zabierzemy cię do parku na romantyczny spacer i na pewno znajdziesz natchnienie!
- Shun, nadal jest zima - zaczął Rain. - W dodatku brzydka, jak baba, wszędzie plucha i kałuże. Romantycznie nie będzie nawet, jak rozstawisz świeczki i dasz się przelecieć na ławce.
Zaśmialiśmy się obaj na to stwierdzenie.
- Zboczeńcy! – wyzwał nas zielonooki. – Tylko jedno wam w głowie!
- Tobie chyba też, strasznie czerwony się zrobiłeś – zauważyłem.
- Bo mi zimno!
- To połóż się na ławeczce, my cię rozgrzejemy! – zapewnił Andrew.
- Chcielibyście! Wracam do pokoju. Do łóżka! Cieplutkiego i mięciutkiego.
- To jakaś propozycja? – zapytałem.
- Może – mrugnął do nas, uśmiechając się lubieżnie i ruszył przed siebie.
- W takim razie idziemy! 
- Shun –

                  Banda zboczeńców, a w tym gronie ja sam, niewinny. Ale z tym seksem to nie taki głupi pomysł, dawno nikogo nie miałem. A już zwłaszcza ich dwoje. Oczywiście połknęli haczyk, jak głupie rybki i w podskokach szli za mną. A ja tylko uśmiechałem się pod nosem. Uwielbiam ten dreszczyk oczekiwania, kiedy wiem, że czekają mnie cudowne chwile. Ah! Podniecam się na samą myśl, co będę z nimi robił!
                Przemknęliśmy się na teren szkoły, jak zwykle przez ogrodzenie. Niestety, najbezpieczniejsze miejsce do tego ekstremalnego skoku przez przeszkodę znajduje się dość daleko od wejścia. A ja już chciałem być w moim pokoiku! Tych dwoje, nadal idących za mną, też. Czułem te ich głodne spojrzenia na moim tyłku. Myślałem, że rzucą się na mnie, jak tylko przekroczymy próg. Niestety, rzucił się na mnie telefon wibrujący w kieszeni. Wyjąłem go szybko, zerkając na wyświetlacz.
- Gabriel – szepnąłem. – Słucham?
- Shun? Boże, ja… Ja go widziałem – mówił zachrypniętym głosem.
Miałem ochotę walnąć głową w ścianę. Przecież Cain nie żyje.
- To niemożliwe – odpowiedziałem.
- Nie rozumiesz! Jestem pewien! Zniknął mi gdzieś teraz, ale…
- Przestań – poprosiłem.
- Oj, skończ teraz gadać – wtrącił Andrew, chcąc zabrać mi telefon.
W efekcie włączył się głośnik i wszyscy wyraźnie usłyszeliśmy:
- Shun! Widziałem Paula! To był on!
Telefon upadł, rozpadając się na części. Zapadła cisza...

6 komentarzy:

  1. jak mogłaś zakończyć w taki momencie! z niecierpliwością czekam na następny rozdział który mam nadzieje ukaże się już nie długo

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiec tak właśnie... nie nauczyłaś się jeszcze, że w takich momentach się nie przerywa? Teraz zżera mnie ciekawość i winić za to mogę ciebie i tylko jedynie ciebie, ha!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się ta zlewczość Shuna, Pójdę na lekcję, a może nie pójdę. Ewentualnie się spóźnię i przyjemnie pogadam sobie z nauczycielem. wymyślę nowe bajeczki. :D
    Kocham jak homofob jest molestowany tak, jak robi to Moore. I Luke się czerwieni. :DDDD
    A już liczyłam na trójkącik. :(
    Paul? Jak to Gabi widział go? Czemu musiałaś skończyć w tym momencie? Trzymam Cię za słowo, że będą regularne notki. I nie ma, że nie chciało mi się pisać.

    OdpowiedzUsuń
  4. biedny Shun.. Blake nie ma dla niego czasu, to straszne.. a Luke, hm.. tak ostro zjechał Shuna w myślach, że.. na pewno coś do niego czuje, haha! XD
    biedna ja.. seks przeszedł mi koło nosa! czy Gabi nie mógł trochę poczekać z tym telefonem? ale super, że Paul się znalazł :). w końcu! ciekawa jestem, w jak szybkim tempie Andrew znajdzie się we Francji ;D.
    coś mi w tej notce brakowało Chrisa.. no, ale wiem, że warto poczekać ;D.

    Twoje wredne, złośliwe uke :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze trochę i minie miesiąc od ostatniej notki. :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka jest napisana, jednak w piątek nie miałam kiedy ją wstawić, a cały weekend byłam na uczelni. Niestety jutro też muszę tam jechać, ale już tylko na chwilę więc notka na pewno pojawi się jutro.

    OdpowiedzUsuń