Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

piątek, 6 lipca 2012

Gwiazdka cz.3


 Wiem, wiem, nawaliłam z terminami. Przepraszam! Jutro i w niedzielę ostatnie egzaminy, trzymajcie kciuki!

-         Shun – 
Już dawno tak dobrze mi się nie spało.  Bez koszmarów, zero stresu. Wiedziałem, że te czarne oczy Caina, takie puste i pozbawione życia, kiedy go znalazłem, będą mi się śnić. Do końca życia nie zapomnę tego widoku. Ani tego, dla kogo to wszystko zrobił. Jak bardzo musiał go kochać? Życie jest koszmarnie niesprawiedliwe. Boże, nawet ja nie mogę przestać o tym myśleć, a co dopiero Gabriel? Gdyby się dowiedział… Chyba umarłby z rozpaczy.  Ale nigdy się nie dowie. Chciałbym powiedzieć wszystkim, jak wspaniały był Cain, ale nie mogę. Muszę sam tkwić w tym koszmarze. Jeszcze ten Blake nic nie rozumie. Kurwa! Przecież chciałbym o tym pogadać, opowiedzieć wszystkim… Ale naprawdę nie mogę. Cain wiele lat tkwił w tym piekle, miał gorzej niż ja. Mimo wszystko walczył do końca, nie złamał się. A ja nie chcę go zawieść…
            Otworzyłem oczy, odgarniając czarne myśli. Przeciągnąłem się lekko, kiedy coś mnie załaskotało między nogami. Spojrzałem w dół i aż podskoczyłem, wrzeszcząc:
- Gabriel!
Wyskoczyłem z łóżka, zwalając to paskudztwo z mojego krocza. Carmel przekoziołkował na łóżku i spojrzał na mnie wrogo tymi czarnymi ślepiami.
- Ty…! Ty zapchlony szczurze ! Jak śmiałeś!? – krzyknąłem, łapiąc go za sierść na karku.
Zwierzak szarpał się, ale trzymałem go w żelaznym uścisku.
- Gabriel! – krzyknąłem znowu, wychodząc z tym czymś z sypialni.
Obszedłem salon i zajrzałem do kuchni, trzymając to paskudztwo jak najdalej od siebie. Blondyn zalewał sobie właśnie poranną kawę.
- Gabi!
- Tak…? – Spytał, odwracając się w moją stronę. - O Boże, nie rzucaj nim!
W dwóch krokach był przy mnie i zabrał tego futrzastego gryzonia ode mnie.
- Chciał mnie zgwałcić! – powiedziałem.
- Znowu? Shun! To zwierzę!
- Spał na moim kutasie!
- Carmel! – powiedział, unosząc fretkę na wysokość oczu. – Zgłupiałeś? Jeszcze się czymś zarazisz!
- Gabriel! – jęknąłem. On mnie zupełnie nie słuchał!
- Skoro już wstałeś, musimy pogadać – oznajmił, patrząc na mnie chłodnym wzrokiem.
Zamrugałem, zaskoczony.
- Jasne. Pozwolisz, że się ubiorę? – spytałem, wskazując sypialnię.
Byłem w samych bokserkach, a trochę zimno tu z rana.
- Idź.
            Kilka minut później siedzieliśmy przy stole w kuchni, popijając kawę.
- Blake do mnie dzwonił – powiedział Gabriel, przerywając milczenie.
- Oh… Tak? I co u niego? – zapytałem, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Powinieneś to chyba wiedzieć lepiej ode mnie.
Spuściłem wzrok.
- Możesz mi wyjaśnić, jak mogłeś tak bezmyślnie tu przyjechać? – spytał.
- Co?
- More, do cholery! – odstawił z hukiem swój kubek. – Przyjechałeś tu, nic nikomu nie mówiąc! Nawet komórki, idioto, nie wziąłeś! Wiesz, jak oni się martwią!?
Wpatrywałem się w Gabriela w szoku. No tak, komórka.
- Blake nie chce mnie znać – powiedziałem.
- Chyba ty jego! O co się pokłóciliście?
- O nic – skłamałem.
Sięgnąłem po gorący napój, aby nie musieć na niego patrzeć.
Angel wstał gwałtownie, robiąc parę kroków. Nagle zawrócił w moją stroną, a ja poczułem silny cios w twarz. Złapałem się za palący policzek, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Wiesz, co to znaczy spodziewać się kogoś w pokoju, widzieć wszystkie jego rzeczy, a mimo to wiedzieć, że tej osoby tu nie ma? – spytał, patrząc szklącymi się oczkami. – Bo ja wiem. Andrew też – przypomniał.
Osz kurwa….
Nic nie powiedziałem, nie mając odwagi nawet na niego spojrzeć. Policzek nadal piekł.
- Szukali cię cały dzień – powiedział. – Nie wziąłeś telefonu, nie zostawiłeś kartki, nic. Po prostu sobie wyszedłeś.
Ukryłem twarz w dłoniach.
- Przepraszam – szepnąłem.
- Mnie? To nie ja ze strachu w noc oka nie zmrużyłem, tylko Blake! – krzyczał. - Jego powinieneś przepraszać i to na kolanach! Jak możesz być taki lekkomyślny!? Po tym wszystkim, co się stało? Jak zaginął Paul?! A potem jeszcze… - nagle głos kompletnie mu się załamał. - ... Cain? – dodał szeptem.
Odwrócił się, idąc do salonu.
- Gabi…
Wstałem za nim. Stał przy oknie, obejmując się ramionami. I co miałem mu powiedzieć? Że jestem idiotą, który mózgu nie ma? Bo chyba nie mam, skoro tak po prostu zniknąłem bez słowa. Chłopaki powinni mnie zabić, jak wrócę.
- Gabi – zacząłem, głaszcząc lekko jego ramiona. – Przepraszam.
- Ich przeproś.
- Wiem, przeproszę. Ale ciebie też muszę. Przeze mnie to wszystko tylko ci się przypomniało – objąłem go delikatnie, przytulając się do jego pleców.  – Przepraszam – powtórzyłem. 
 
- Blake –
            Cholerny Shun! Głupi, nieodpowiedzialny dzieciak! Może i ja nic dla niego nie znaczę, ale i tak odchodziłem od zmysłów, nie mogąc go znaleźć. Wyszedł, po prostu wyszedł. Bez słowa, żadnej kartki, nawet pierdolonego smsa! Głupiego telefonu nawet nie wziął, bo po co! Najwyżej się będę martwił, całą noc oka nie zmrużę i wydepczę dziurę w podłodze. Czemu miałby się mną przejmować? Przecież jestem mu kompletnie obcym człowiekiem, lata przyjaźni to nic takiego, można zapomnieć.
- Kurwa! – krzyknąłem, uderzając pięścią w ścianę.
Ból aż przeszył moje ciało, mało nie zwalając mnie z nóg.
- Kurwa – powtórzyłem, opierając się czołem o ten cholerny mur.
Spojrzałem na dłoń, całą drżącą i zakrwawioną. Aż pulsowała bólem i bałem się palcami ruszyć.
- Zajebiście, kurwa! Zadowolony jesteś!? – krzyczałem, jakby Shun był tu gdzieś i mnie słyszał.
Ale on był we Francji u Gabriela. Zna go ledwie rok, a już ceni tę przyjaźń bardziej niż naszą. Bo przecież co nas łączy? Chyba tylko seks. Jak widać, już mu się i to znudziło. Teraz ma Gabriela, słodkiego, małego blondynka.
- Możesz tu, kurwa, w ogóle nie wracać! – wrzasnąłem.  – Nie potrzebuję cię!
Osunąłem się na ziemię po ścianie, opierając się o nią plecami. Shun nie jest mi potrzebny. Po co? Seks mogę mieć, z kim zapragnę, przyjaciół też nowych znajdę.
Uderzyłem głową o ścianę, bezradny.
- Kogo ja chcę oszukać? – spytałem cicho.
Patrzyłem na zranioną dłoń. Bolało, cholernie bolało, nawet bardziej niż złamana ręka. Shun jest… był, najbliższą mi osobą. Mieszkam z nim od kilku już lat, byliśmy niemal nierozłączni. Wszystko robiliśmy razem, a teraz? Przeczesałem włosy zdrową dłonią, wspominając minione lata. Nigdy dotąd mnie nie zawiódł, ja jego chyba też nie. Więc dlaczego?  Po co pojechał do tego Angela, jeśli ma mnie? Tutaj, na miejscu, a nie na drugim końcu świata? W dodatku nic nie powiedział. Tak jak Paul, uciekł od problemów, zamiast się z nimi zmierzyć. Zniknął nagle, bez wyjaśnień, tak samo, jak Cain. Boże, myślałem, że i on nie wróci. Pamiętam, jak cierpiał i nadal cierpi Andrew, jak załamany był Gabriel. Nie mogłem uwierzyć, że Shun zrobił to samo mi. Chyba zabiłbym się, gdyby się nie odnalazł. Dobrze zrobiłem, dzwoniąc do Gabriela. Nie spodziewałem się go tam zastać, chciałem tylko zapytać, czy rozmawiał ostatnio z Shunem, bo ostatnio jakiś markotny był. Nie planowałem przyznawać, że i on zniknął. A ten mi nagle mówi, że Moore jest u niego. Nie potrafiłbym opisać, jaką ulgę odczułem, ale potem… Miałem ochotę rzucić tym cholernym telefonem o ścianę. Mimowolnie zacisnąłem pięści i aż syknąłem z bólu.
- Cholera.
Wstałem, zamierzając udać się do lekarza. Pieprzony Shun. 

~*~
            Rozwaliłem sobie kostki w dłoni. Kości całe, ale trochę poprzesuwane. Bez gipsu się nie obyło. Kiedy lekarz mi go zakładał, myślałem o tym zielonookim idiocie. Nigdy nie sądziłem, że nasza przyjaźń będzie miała taki finał. Nawet wtedy…
            Miałem jakieś 14 lat, kiedy uciekłem z domu bez najmniejszego pomysłu, co dalej zrobić. Poszedłem do Shuna z duszą na ramieniu. Musiałem mu powiedzieć. Świadomość, że go okłamuję, zjadała moje sumienie. Przecież wiedziałem o tym od dawna, jeszcze zanim go poznałem. Dziewczyny nigdy mnie nie kręciły.
            Wszedłem do domu Moore. Jego ojca jeszcze nie było  i miałem nadzieję, że nie wróci, nim nie skończymy rozmawiać. Bałem się jego reakcji równie bardzo, co Shuna.

- Ja tego po prostu dłużej nie wytrzymam – przyznałem po krótkich wyjaśnieniach. – Wolę już mieszkać pod mostem niż z tymi ludźmi.
- To twoi rodzice. Nie potraficie się jakoś dogadać? – spytał Shun naiwnie.
- Dogadać? Z nimi!? Niby jak!? Ojciec myśli, że jestem jakimiś tresowanym pieskiem, który będzie skakał, jak mu zagra! Nie ma mowy, nie pozwolę mu wpieprzać się w moje życie i o wszystkim za mnie decydować! Nie wrócę tam!
- A mama?
- Matka jest tego samego zdania, co ojciec. Oboje uznali, że mi się w głowie poprzewracało – przyznałem cicho, spuszczając głowę.
- A tak w ogóle, o co wam poszło?
- O to, z kim się zadaję – wyjaśniłem. – Ubzdurali sobie, że ożenię się z jakąś lafiryndą i spłodzę im gromadkę wnuków.
- Małżeństwo? Ty masz dopiero czternaście lat!

- Wiem. Ale wiem też, z kim wolę sypiać. Nie interesują mnie kobiety – wyznałem w końcu.
- Teraz to i mnie mało obchodzą!

Uśmiechnąłem się nikle pod nosem. On był jeszcze taki niewinny.
- Nie zrozumiałeś mnie, Shun – wykręcałem sobie palce, nie wiedząc, jak skończyć. – Jestem gejem – powiedziałem.
Spojrzałem na niego niepewnie. Bałem się, a ten szok w zielonych oczach był słodki, cały Shun był uroczy. I chyba kompletnie nie wiedział, co zrobić. Wstałem i zbliżyłem się do niego.
- Shun – zacząłem, dotykając jego ramienia.
- Zostaw – powiedział, szybko się odsuwając.
- Przestań, nawet nie jesteś w moim typie – skłamałem.
Zamrugał oczami, zdezorientowany.
- Nie? – spytał.
- Nie. Jesteś moim przyjacielem. Gdybyś mi się podobał, już dawno byłbyś mój – zażartowałem.
Czarnowłosy prychną pod nosem.
- Nie sądzę – powiedział, odwracając się ode mnie.
Wiedziałem, że tak będzie. Po co ja się w ogóle przyznawałem? Zagryzłem wargę.
- I co teraz? – zapytałem cicho.
- Ty  mnie pytasz, co teraz? – powtórzył, patrząc na mnie.
- Nie mam pojęcia, co zrobić – przyznałem. – Jesteś moim przyjacielem – przypomniałem.
- Teraz to jestem przyjacielem! Ale o swoich preferencjach jakoś mi nie powiedziałeś!
- A ty byś powiedział?
- Oczywiście, że tak! Takich rzeczy nie ukrywa się przed najlepszymi przyjaciółmi!
Teraz to ja patrzyłem na niego kompletnie zszokowany. Był na mnie zły, ale tylko dlatego? Bo się nie przyznałem?
- Shun, masz do mnie żal, że ci nie powiedziałem? Tylko dlatego?
- Okłamałeś mnie.
- Wiem, ale…
- Ale rozumiem – wszedł mi w słowo. – Tym razem ci daruję – powiedział, uśmiechając się do mnie.

- Ty… Nie brzydzisz się mną?
- A powinienem?
- Nie.
- Właśnie – przysunął się do mnie, obejmując mnie lekko i rumieniąc się przy tym. – Dlaczego ci się nie podobam? – zapytał nagle.

- To nie tak, bo… Ja… – zaplątałem się w słowach. Shun stał tak blisko, czułem jego zapach, dotyk. – No, nie chciałem, żebyś się bał.
- Czyli ci się podobam? Fajnie – przyznał. Puścił mnie  i skierował się do drzwi. – Chodź, napijemy się czegoś. Trzeba to uczcić.

- Niby co? – zapytałem.
- Jak to co?! Mieszkasz teraz z nami!
           
            Tak zaczęła się nasza przyjaźń. Ta prawdziwa, bez kłamstw i tajemnic. Wiedziałem, że zawsze mogę liczyć na Shuna, jaki by nie był. A teraz to on kłamie, nie ufa mi.
            Wracałem z pobliskiego szpitala na piechotę. Potrzebowałem spokoju i świeżego powietrza na przemyślenie tego wszystkiego. I musiałem zapalić. Zimno, mróz szczypał w nos, ale nie zwracałem na to uwagi. Najwyżej zapalenia płuc przez Shuna dostanę. Tylko, co ja jeszcze mogę zrobić? Próbowałem z nim rozmawiać, siedziałem przy nim nawet, gdy uparcie milczał, nie chcąc zostawiać go samego. Tylko on nie chce mojego towarzystwa. To chyba koniec. Nasza przyjaźń przestała istnieć.
            Wyrzuciłem peta przed bramą szkoły, wolnym krokiem kierując się do swojego pokoju. Wszedłem do środka, nawet nie witając się ze współlokatorami.
- Blake, co ci jest? – spytał David.
Spojrzałem na szatyn nieobecnym wzrokiem.
- Nic.
Położyłem się na własnym łóżku, patrząc tępo w sufit. Wyjąłem papierosa, chuj z zakazem palenia w szkole. David nic nie powiedział. George również milczał, choć na chwilę oderwał wzrok od swojego komiksu. Przepraszam, mangi. Za nazwanie tego komiksem kiedyś mi się oberwało. Popatrzyłem na chłopaków, oceniając ich w kategorii przyszłych „przyjaciół”. David, krótko ścięty szatyn o piwnych oczach, ogólnie całkiem ładny, ale hetero. George, przefarbowany z blond na jeszcze jaśniejszy blond, co jest bez sensu, ale jego sprawa, fan mangi, anime, Japonii i całej ich kultury. Miał niebieskie oczy ukryte za prostokątnymi szkiełkami. Nie mam pojęcia, jakiej jest orientacji. Osobiście nigdy mnie to nie interesowało. Żaden z nich nigdy nie robił mi problemów w związku z moimi partnerami. Ale zaprzyjaźnić się też nie próbowali. Chyba.
- Macie karty? – zapytałem.
- Piwo też się znajdzie – powiedział David, uśmiechając się.
- Poker! – krzyknął uradowany George.
Zdziwiło mnie to, ale w końcu nie znam ich za dobrze. Usiedliśmy na podłodze otoczeni puszkami z piwem i graliśmy, rozmawiając o niczym. Przynajmniej na chwilę udało mi się zapomnieć.

3 komentarze:

  1. Shun to idiota. na całej linii. i nic dziwnego, że nie pomyślał o tym, jak poczuł się Blake, kiedy on zniknął tak samo, jak poprzednio Paul i Cain. nic dziwnego, bo idioci nie myślą. cóż.. Shun, Kochanie, zmądrzej wreszcie! Blake się o ciebie martwi i pewnie cię kocha, a Ty go ranisz, debilu jeden.
    za to Blake.. współczucia. biedactwo, tak mieć w nosie własne zdrowie i stan swoich kości przez takiego nic niewidzącego i bezmyślnego idiotę..

    Ay

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutne D: Ale rozumiem, czasem wręcz trzeba.
    tak czytam i czytam i nigdy nie wiem, co akurat planujesz napisać, czy przekazać. Chociaż nie powiem, ale wielka mądrość życiowa to to akurat jest :D
    I trzymam kciuki oraz życzę powodzenia na egzaminach :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam oczy jak pięć złotych, kiedy Gabi uderzył Shuna w twarz. Brawo Gabi. Niech idiota zacznie myśleć.
    A Blake mi szkoda. Wyobrażam sobie, jak musiał się czuć, kiedy nie mógł znaleźć przyjaciela. Kolejna osoba zniknęła. Niech po powrocie Shuna da mi nieźle w pierdol. Niech wbije mu do głowy raz na zawsze, co się robi, jak się wyjeżdża.
    Fajne wspomnienie. Ale Blake nie miał się czego bać. Tylko my to wiemy, a on wtedy nie wiedział nic.
    Weny i czasu na pisanie. Trzymam kciuki za zdanie egzaminów. :D

    OdpowiedzUsuń