Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

wtorek, 1 listopada 2011

Świąteczny bonus - czyli... oj, dużo tego


Część 1: Co komu kupić, czyli szał zakupów i rozrywka w przebieralni - Shun

            Nienawidzę zimy. Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! Śnieg? Okropność! Mróz? Koszmar! Gdzie tu niby urok? W rozchlapanym śniegu? Siniakach na czterech literkach? Czy czerwonych nosach i odmrożonych uszach?
- Jak ja nienawidzę zimy! – powtórzyłem, nie mam pojęcia, który już raz. -  Dlaczego jest tak zimno?!
- Bo kurwa tak! – zdenerwował się w końcu Blake. – A temperatura choć na minusie, to i tak wyższa niż twoje IQ!
W tym momencie Andrew dostał ataku śmiechu. Posłałem obu iście mordercze spojrzenie w myślach życząc porządnego upadku na oblodzonym chodniku.
            Weszliśmy do kolejnego z rzędu sklepu, tym razem z kosmetykami.
- A tak właściwie, to po co ja mam jej kupować prezent? – spytałem. 
- Bo cię stworzyła. A teraz przydaj się do czegoś i rozejrzyj za jakimiś perfumami czy czymś.
- Dla Miki? – zamyśliłem się chwilę.- To ja już wiem, co jej kupię.
Uśmiechnąłem się pod nosem i skierowałem do odpowiedniego działu.
            Z prezentem dla Malum nie miałem problemu. Ten wygodny potwór kocha tylko spanie i wcinanie ton jabłek. Ciekawe tylko kto wywala po niej ogryzki. A może pożera je w całości? Blee...
- To jak, mamy wszystko? – spytał Andrew, gdy odchodziliśmy od kasy. – W nosie mnie drapie od tych słodkich zapachów.
- Stąd tak. Teraz pomożecie mi wybrać spodnie.
- Znowu!? – spytali.
- No przecież święta idą! Muszę wyglądać jak człowiek!
- A podobno to baba zapuszcza korzenie w sklepach... – skomentował Blake, ale posłusznie poszedł za mną.
            Przymierzałem właśnie kolejne spodnie, kiedy do przymierzalni weszli przyjaciele.
- Zapraszał was tu ktoś? – spytałem. – Ale skoro jesteście, to co sądzicie o tych jeansach? – spytałem, przeglądając się w lustrze.
- Brzydkie – odpowiedział blondyn, obejmując mnie o d tyłu.
Od razu zaczął rozpinać rozporek.
- Co wy robicie? – spytałem.
- Zobaczysz – powiedział Andrew, stając przede mną.
Wpił się nagle w moje usta jednocześnie rozpinając w pośpiechu moją bluzę. Nie żebym miał coś przeciwko, sex w przymierzalni na pewno jest ekscytujący, ale mieliśmy się śpieszyć. Już chciałem odepchnąć przyjaciela, kiedy lodowata dłoń Blake’a wślizgnęła się pod moją bieliznę. Mój krzyk zaskoczenia stłumił język Raina. I tak skończyły się moje próby przerwania tego, co nieuniknione. Z nieskrywaną radością poddałem się ich pieszczotom. W końcu należy mi się trochę przyjemności po tym bezcelowym włóczeniu się po sklepach, nie? Zimne ręce przyjaciół wywoływały dreszcze, ale okazało się to bardzo przyjemne. Kiedy tak sunęły po moim rozgrzanym ciele nie potrafiłem powstrzymać jęków. Pieprzyć innych klientów, niech sobie myślą co chcą. Ważne, że mi było dobrze. Cholernie dobrze...
            Tylko dlaczego to zawsze ja jestem na dole?! Mogliby choć raz dać mi dominować.
- Ała... Blake...
- Cii... – szepną przygryzając mi płatek ucha. – Zaraz będzie ci dobrze....
- Wiem, ale... Do cholery mógłbyś mnie najpierw rozciągnąć...
- Strata czasu. Mam na ciebie ochotę teraz i kropka.
Starając się zapomnieć o bólu skupiłem się na ustach Andrew i jego zębach co chwila przygryzających moją szyję. Nie chciałem być całkowicie bierny, więc chwyciłem w dłoń jego penisa pieszcząc go delikatnie. I znowu nie wiem kiedy się rozebrał. Dlaczego to zawsze ja tracę świadomość całego świata, kiedy oni się do mnie dobierają? W tym momencie nie potrafiłem skupić się na myśleniu. Liczyła się tylko narastająca rozkosz w podbrzuszu...


Część 2: Co kupiła Miki, czyli jak Shun wkurza Autorkę - Andrew


Całą trójką ukrywaliśmy się w szafie Miki. Dziewczyna przeglądała się właśnie w pobliskim lustrze. Szukała chyba odpowiedniej bluzki na Wigilię. Nie żebyśmy podglądali! Co to, to nie! Wolimy chłopców. A przynajmniej ja i Shun. Blake w sumie nigdy nie mówił, czy podobają mu się także kobiety czy nie.
- Ej, ona faktycznie jest stara.
- Shun... – zacząłem, przewidując co zaraz nastąpi.
- No spójrz! Szuka siwych włosów! Ale ślepa, ja stąd widzę... Ał....
Chłopak zgiął się czując mój łokieć wbijający się w jego brzuch.
- Widziała nas? – spytałem.
- Nie, raczej słyszała. – odpowiedział Blake. - Czemu tu tak ciasno?
- Bo szafa Miki nie jest tak wielka jak szafa Shuna – wyjaśniłem.
- Ej! Wcale nie mam większej szafy niż ona!
- Ciszej! – powiedzieliśmy równo.
Nagle drzwi szafy otworzyły się i wszyscy z hukiem wypadliśmy na podłogę.
- Czy wy mnie macie za idiotkę? A może myślicie, że jestem aż tak stara i już ogłuchłam?
- Miałem taką nadzieję... – przyznałem.
- A chcecie w prezencie świątecznym się postarzeć? – zapytała z niezbyt miłym uśmiechem.
- Niby jak?
- Normalnie. Przeskoczę kilka lat z waszego życie i napiszę, że jesteście garbatymi dziadami bez zębów.
- Nie zrobisz nam tego! – krzyknęliśmy jednocześnie z Shunem.
- Ależ zrobię! Cha! Cha! Cha! – śmiech szaleńca. No mówię wam, ona jest szalona! Gdzie lekarz z kaftanem!?
- Miki!
- Tak! Zrobię to! Wszystkim!
- Co zrobisz? – usłyszeliśmy nagle.
W drzwiach pokoju stał nasz wszechobecny Cain. Ale mnie ten facet wkurwia!
- O, Cain...
Chłopak spoglądał przenikliwym wzrokiem zarówno a swoją „twórczynie” jak i na „wymysły” leżące jej u stóp. Kąciki jego warg wygięły się lekko gdy mówił:
- Ja rozumiem, twórca to nasz bóg, ale płaszczyć się przed tobą nie będę.
- Co? A nie, ty nie musisz – odpowiedziała i zwróciła się z powrotem w naszą stronę: - Taa... po co zamknęliście się w mojej szafie?
- Eee...
- No bo...
- Ten...
- Chciałem sprawdzić, czy masz większą szafę niż ja!
- Shun, ja mam szafę z desek. Ty osobny pokój!
- Ee... No tak. Racja.
- Chłopaki, nie żebym was poganiał ale, możecie już ze mnie zejść!?
- O, Blake. Co ty robisz pode mną?
- Nie to co myślisz, Andrew...
Gdy w końcu stanęliśmy na nogach nasza autorka przywołała tego potwora i obie wyrzuciły nas z pokoju zatrzaskując drzwi. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że wymyśliło mnie takie cudactwo jak Malum!
- Teraz musimy czekać do Wigilii na prezenty. Brawo Shun!


Część 3: Darmowy cyrk, czyli zabawa w detektywa i wybryk wybryka natury! – Cain

            Ze wszystkich idiotycznych wynalazków ludzkości najgorsze są święta. Obojętnie czy to Boże Narodzenie, Wielkanoc czy Dzień Niepodległości. To wszystko to czysta komercja. A już największym dnem są Walentynki. Ale nim nadejdzie to różowo-pluszowe święto muszę przeczyć Wigilię. Razem ze wszystkimi wymysłami Miki i Malum. Ta cała szopka ze wspólnymi świętami mnie dobije. Jeszcze na pasterkę chcą iść. Doprawdy, nie mają co robić. Męczyli mnie o tą kolację chyba z miesiąc, więc się zgodziłem. Przy okazji wkurzyli się starzy. Bo ja przecież nigdy świąt z rodziną nie spędzam bla, bla, bla... Po wigilii się zmywam. Wyjeżdżamy z Deanem na narty. Nie będę zapierdalał o północy do kościoła bo Miki tak sobie ubzdurała. Zresztą, mój „ulubiony” współlokator pewnie się zgubi po drodze i będą go szukać do rana.
            Zakupy. Na dwa dni przed świętami. Samobójstwo. Ja jestem bardziej oryginalny i po prezenty udałem się do lasu. Znalazłem wielką rózgę dla Miki i jeszcze większą dla Shuna. Dla Malum malutką, symboliczną. Lubię tego kudłatego potwora z kłami i szponami. Zastanawiam się tylko jak ona cokolwiek w łapach trzyma z tymi metrowymi pazurami. Aż się boję pomyśleć, co jeszcze może kryć się w umyślę Miki.
            Z wiązką gałęzi wróciłem do domu. Udałem się do komnaty autorki i „pożyczyłem” kilka kolorowych kokardek. Pięknie udekorowane prezenty położyłem na biurku. Żaden idiota nie odważy się choćby przez dziurkę od klucza zajrzeć do mojego pokoju. Nie mając już nic ciekawego do roboty wyszedłem na świeże powietrze. W chałupie panowało takie zamieszanie jak w szkole na przerwach. Za dużo tu ludzi.
            Spacerując po ulicach miasta zauważyłem coś bardzo dziwnego. Chociaż nie. Wena i nasza twórczyni nie mogą mnie już niczym zaskoczyć. No chyba, że staną obie pod jemiołą... Ble...!! Aż mnie ciarki przeszły na samą myśl. A wracając do tego, co ujrzałem: Ubrane na czarno chowały się za kontenerem pełnym śmieci. Zdaje się, że kogoś śledziły.
            Nie należę do przesadnie ciekawskich osób, jednak te dwie wariatki zaraz wpakują się w jakieś kłopoty. Niestety nie wiem kiedy to nastąpi, a spędzenie całego dnia na mrozie w oczekiwaniu na darmowe przedstawienie nie wydawało się dobrym pomysłem. Wolałbym się nie przeziębić przed wyjazdem.
            Niezauważony zbliżyłem się do dziewczyn. Tupnąłem kilka razy udając, że strzepuję śnieg z butów. Nic. Zero reakcji. A ja się dziwię, że Shun to idiota. Nie wiem kto stwierdził że to ja jestem kopią Miki. Moim skromnym zdaniem to raczej Moore jest jej męskim odpowiednikiem. Za wyjątkiem wielkości szafy. Tak, w tym nikt mu nie dorówna.
            Wyjrzałem z za owego śmietnika i moich autorek i kogo ujrzałem? Shuna, Blake’a i Andrew. A kogoż innego mogłyby śledzić? Paul i Gabriel to chodzące Aniołki, nie popsują świąt, Christian je uwielbia, Luke ma to gdzieś, a ja i Dean nie jesteśmy aż tak dziecinni. Pozostałą nasza święta trójka.
- Dobre posunięcie – powiedziałem. – Też bym ich pilnował.
- Jezu! – Miki aż podskoczyła, przez co poślizgnęła się na lodzie i stłukła tyłek. Nasłucham się teraz jaki to ja niedobry jestem.
- Muszę być do niego naprawdę podobny, skoro tak często nas mylisz.
- Co ty tu robisz?!
- Szukam rozrywki.
- Dobrze trafić – przyznała Malum.
- Dlaczego zawsze mnie straszysz?! – spytała zrozpaczonym głosem – Nie odpuścisz nawet w święta?
- To jeszcze nie dziś. I zdaje się – zacząłem, wskazując przestrzeń daleko przed sobą – zgubiłyście ich.
- Co?! – spytały równo.
- I coś narobił?!
Oczywiście, wszystko co złe to moja wina.
- Trzeba znaleźć. 
- Tak. Wy znać ich i... Znacie znaczy... – odetchnąłem głęboko. – Spędzam z tobą za dużo czasu – wyznałem, wskazując pokraczną istotę w skórzanej kurtce.
- Sugerujesz, że powinnam wiedzieć gdzie są? – dopytała Miki.
Załamać się można. Czy ja mówię po chińsku?
Usłyszałem coś dziwnego, jakby ciche świsty. Spojrzałem na wenę węszącą dokoła.
- O nie – powiedziała jeszcze dziewczyna, nim jej stwór z wrzaskiem: „Jabłka!” rzucił się przed siebie.
- Malum!
- Trzeba było kupić jej smycz – powiedziałem.
- Teraz to trzeba ją złapać!
I pobiegła za potworem. Na pewno ją dogoni, prędzej święta powitają nas upałami. Nie mając nic lepszego do roboty pobiegłem za nimi. A sprint po oblodzonych chodnikach między stadem ludzi to nie lada wyczyn. Przewróciłem kilka staruszek i kilkoro niewychowanych nastolatków powiedziało na głos, co myśli. Kiedy dobiegliśmy do pobliskiego targu tłumy ludzi wybiegali stamtąd krzycząc w niebogłosy o jakimś potworze.
- Malum! – wrzasnęła Miki, widząc wenę skaczącą między skrzynkami owoców i rozrzucającą ogryzki wszędzie wokół.
- To pani... pies?! – spytał wąsaty facet, zdaje się, właściciel straganu.
- Eee... Mój.
- Kiedy go karmiłaś?!
- Pokryje straty, pan się nie martwi.
- No ja myślę, że pokryje!
- Malum! Głupi kundlu zostaw to! Nie wolno!
- Jabłka! – krzyknęła uradowana obgryzając dwa na raz.
- Złaź natychmiast!
Rozpoczęła się gonitwa dookoła stoiska i przeskoki nad nim. Cyrk. Uciekająca Malum żaglowała owocami nadziewając je co chwila na swoje szpony. Przy okazji powiększała się ilość odpadków. W końcu zdyszana Miki zatrzymała się opierając dłonie na kolanach. Jej wena z błogim uśmiechem siedziała na szczycie piramidy z owoców.
- Jak chcesz powstrzymać tego żarłoka? – spytałem. 
- Jest coś, co lubi bardziej od surowych jabłek.
- Serio? – dopytałem wyraźnie zaskoczony.
- Malum! Idziemy na szarlotkę!
- Ciacho?! Szarlotka!! – pisnęła, niezmiernie uszczęśliwiona i jak grzeczny stworek zeskoczyła kucając wprost przed Miki. Zaczęła nawet merdać ogonem, a osadzone na nim szpikulce śmignęły niebezpiecznie blisko mnie.
- Uważaj!
- Dostaniesz rózgę od Mikołaja, zobaczysz.
- Ja? – zapytało stworzonko smutnym głosem, patrząc takimi wielkimi, błyszczącymi oczami.
- To na mnie nie działa.
- Działać – zapewniła kiwając łbem.
- Dobra działać, a teraz do domu!
- Ciacha!!
I potwór grzecznie podreptał w kierunku domu.
- A nie można było tak od razu?
            Połowę drogi powrotnej słuchałem narzekań bankruta. A ponieważ nie byłem ciekaw, co będzie w domu, kiedy Malum dowie się, że szarlotki wcale nie ma, pożegnałem się grzecznie i poszedłem w swoją stronę.



Część 4: Wielkie sprzątanie, czyli demolkę czas zacząć! – Andrew


            Nawet sobie nie wyobrażacie, co zastaliśmy po powrocie z zakupów. Malum wywracała cały dom do góry nogami. A gdzie u diabła była Miki?!
- Chłopaki pomóżcie nam! – zawołał Paul z salonu. – Ona wszystko zniszczy!
- A niby co mamy zrobić?! – spytał Shun. – I gdzie jest Miki?!
- W cukierni! – odpowiedzieli chórkiem.
- W cukierni?! – powtórzyłem. – Jej wena dostała wścieklizny, a ona się ciastkami obżera?!
Niepewnie zajrzeliśmy do pokoju. Potwór rozrywał właśnie kolorowe łańcuchy.
- Ciacho!! Jeść!
- Chyba mam pomysł – zaczął Blake. – Zwiążemy ją lampkami póki całe są.
Wszyscy wzięliśmy sznurek kolorowych światełek i otoczyliśmy stwora. Niestety chyba przewidziała co planujemy i zaczęła rzucać w nas bombkami. Jakie to szczęście, że były plastikowe! Jakby taka szklana rozbiła mi się na głowie i skaleczyła nieskalaną cerę to chyba zabiłbym potwora.
- Kiedy powiem teraz wszyscy na nią! – rozkazał blondyn robiąc jednocześnie unik przed kolorową kulą. – Teraz!
            Jego pomysł był dobry. Razem z Shunem związaliśmy jej łapy, Blake oplątał jej szyje i trzymał jak na smyczy. Katastrofą była cała reszta. Ostatecznie Malum była związana, a my razem z nią. Jak nie noga utknęła w plątaninie kabli to ręka.
- I co zrobić? – wycedziła spoglądając na nas złowrogim wzrokiem.
- Ty spójrz co sama narobiłaś! Kto to posprząta?!
- Co wyście tu narobili!? – usłyszeliśmy wrzask.
- Ups... – skomentowała Malum chowając się za Shunem.
W progu stała nasza autorka z paczką pysznych ciastek i szarlotką.
- Nienawidzę was... – powiedziała i najzwyczajniej w świecie sobie poszła.
- Miki! – krzyknęliśmy za nią.
- Rozwiąż nas!
- Po co? Żebyście większego bałaganu narobili?!
- Miki! – powtórzyliśmy zrozpaczeni.
Ona na serio może nas tak zostawić do samej Wigilii! Na szczęście już po chwili wróciła z nożyczkami.
- Gdyby nie ten cały bajzel, który musicie posprzątać...
- My?! – powtórzyliśmy.
Niezły byłby z nas chórek.
- A kto? Ja?
Podeszła do nas nie za bardzo wiedząc od której strony zacząć.
- Lu i Chris do sklepu po lampki. Paul i Gabi do kuchni. Reszta niech tu posprząta – zarządziła rozcinając kabelki.
- Dlaczego my?! – spytałem.
- Bo tak! Malum! – zawołała za usiłującą wymknąć się niepostrzeżenie weną.
- Tak? – zapytała grzecznie.
- Do pokoju ale już! I nie waż się stamtąd wyjść póki ci nie pozwolę!
Nasz potworek zrobił takie wielkie, smutne oczka. Może na wrażliwego człowieka by podziałały, ale Miki nie ma sumienia. Zamknęła biedną Malum w pokoju, razem ze wszystkimi ciastkami. Nic nie zostawiła dla nas! Ona jest bez serca! Ja tak kocham szarlotkę...
- Ej, a ty co będziesz robiła? – spytał Shun.
- Gotować. Chyba, że wolicie sami?
- Nie!
            Chcąc nie chcąc (bardzo, bardzo nie chcąc) wzięliśmy się za te nieszczęsne porządki. Blake zbierał resztki lampek, a ja przyniosłem odkurzacz. Ale skąd mogłem wiedzieć, że jak zacznę wciągać do niego wszystko po kolei, to porozrywane łańcuchy zatkają rurę, a odkurzacz zrobi „pff” i będzie dym? No skąd? Śmierdziało spalonym urządzeniem w całym domu. Oczywiście nie przyznaliśmy się, że to nasza sprawka i zwaliliśmy na pieczeń Miki. Na szczęście w kuchni pachniało wypiekami i dziewczyna nic nie wyniuchała i nie wpadła z wrzaskiem do salonu. Odłożyłem sprzęt na miejsce i jak gdyby nic się nie stało wróciłem do pracy. Wrzuciliśmy wszystko do kominka. Spali się w święta. Karton, w którym wcześniej przynieśli bombki ustawiliśmy po przeciwnej stronie i rzucaliśmy do niego przedmioty. Tylko kilka się gdzieś zawieruszyło.
- To posprzątane – powiedział Shun. - Co teraz?
- Kupił ktoś choinkę? – zapytałem.
- Nie zupełnie. Angel z Evilem przywieźli jakąś z lasu na sankach – wyjaśnił mi Blake.
- Wypadało by ją ubrać – zauważyłem.
- W co? Nie ma łańcuchów ani lampek. Gacie na niej powiesisz?
- Ja chce szarlotkę! – rzuciłem nagle, przypominając sobie, że przecież Malum ma.
- Wątpię, czy ta bestia się z tobą podzieli.
- Podzieli. Nie będzie miała wyjścia!
Mając w zanadrzu chytry plan skierowałem się do odpowiedniego pokoju. Wena co prawda siedziała w nim zamknięta na klucz, ale Miki zostawiła go w drzwiach. Zapukałem grzecznie i zapytałem cicho:
- Malum. Masz szarlotkę?
- Mieć. Nie dać!
- A jak cię wypuszczę, to dasz? Miki pichci coś dobrego!
- Ja mieć dobre. Tu. Chcieć wyjść!
- Podziel się, to otworzę drzwi.
Chwila ciszy.
- Zgadzać się. Wypuścić!
Z wielkim uśmiechem otworzyłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia zabierając klucz ze sobą. Kudłaty potwór siedział na swojej czerwonej poduszce i zajadał faworki. Kilka porcji mojego kochanego ciasta stało na biurku. Poczęstowałem się (zabrałem cały talerz) i poszedłem do własnego pokoju.
            Nie minęło pięć minut i po całym domu rozniósł się głośny huk i wrzask: „MALUM!”. W normalnych okolicznościach poszedłbym sprawdzić co zmalowała, ale w tym momencie wolałem opychać się szarlotką.





Część 5: Wigilia, czyli sex daniem głównym! – Blake (cz.1)


            Nie lubię świąt, ale te nawet mi się podobały. Zapewne moje podejście do nich spowodowały moje poprzednie wspomnienia. Ciągłe kłótnie z ojcem, płacz matki i wywyższanie się idealnego brata. U mnie nigdy nie było tyle zabawy i śmiechu. Boże Narodzenie było poważne, sztucznie idealne i w chłodnej atmosferze. A to? Wszędzie harmider, śmiechy i wszystko wychodziło na opak. Pięknie ubrana choinka zwaliła się na śpiewającego kolędy Shuna. Nawet drzewa doceniają jego talent.
            Po kolacji wszyscy rzucili się na prezenty. Wydało się, kto jest najniegrzeczniejszym dzieckiem. Chyba dal nikogo nie było zaskoczeniem, że najwięcej rózg zebrał Shun, aż siedem. Kiedy wszyscy obejrzeli swoje prezenty rozpoczęła się wielka bitwa rózgami. Miki chyba nie spodobał się krem na zmarszczki jaki dostała od Shuna. Biedny chłopak uciekał przed nią przez dziesięć minut, a potem wskoczył mi na kolana:
- Kochanie, ratuj!
- Znowu? – westchnąłem. – Miki, czy jeśli zrobię użytek z prezentu od ciebie, dasz mu spokój?
Wielki uśmiech zagościł na twarzy dziewczyny. Widząc go mój przyjaciel nieco się wystraszył .
- Jaki prezent? – spytał niepewnym głosem.
- Zobaczysz – szepnąłem muskając jego skroń.
Zwinąłem jeszcze ciastkowego ludka i zabrałem Shuna na górę. Muszę przyznać, że Miki zna się na gotowaniu. Ciasteczka były pyszne! Ciekawe tylko kto kuchnie posprząta. Kiedy Andrew wypuścił wenę, ta wpadła tam, połamała stół i wszystko co na nim leżało wylądowała na ścianach i podsłodzę.
- To co dostałeś? – pytał Shun przez całą drogę po schodach.
- Aleś ty wścibski! Zaraz zobaczysz.
A raczej poczuje, na tyłku. Tak, mam bacik! Na niegrzecznego Shuna. Ona sobie powinna taki sprawić. I strzelić Moore’go za te jego teksty. W sumie mogła nie mówić ile ma lat. Jest raptem rok starsza ode mnie. Może i ja jestem stary? To tylko rok różnicy. Niech no tylko mi powie, że dziadek jestem to mu pokaże.
            Kiedy znaleźliśmy się w moim królestwie niewyżyty zboczeniec rzucił się na mnie przyszpilając do drzwi. Ja naprawdę go lubię, ufam mu bezgranicznie i nie chciałbym stracić najlepszego przyjaciela. Boje się, że jemu nie chodzi tylko o sex. Bywa czasem taki zaborczy i zazdrosny. Będę musiał później nad tym pomyśleć...
            Nie bawiąc się z zamykaniem zamku pchnąłem lekko przyjaciela kierując się do łóżka. U mnie przynajmniej nie grozi nam potknięcie się na jakimś bucie czy koszuli. Jego kocie oczy, pełne pożądania, dłonie chaotycznie ściągające ze mnie ubrania i kilkanaście łańcuszków brzęczących delikatnie były nieodłącznym elementem naszych zabaw. Nie jestem typem człowieka, który lubi gry wstępne. Zmiażdżyłem mu usta pocałunkiem niemal siłą wsuwając swój język w ich wnętrze. Nienawidzę rozpinać guzików, więc zerwałem wszystkie jednym ruchem. Chłopak opuścił ręce pozwalając koszuli zsunąć się na ziemię. Nie mogę pojąć dlaczego, zawsze, kiedy uprawiamy sex on ma zapięte niemal wszystkie guziki. A po szkolę biega porozpinany do pasa. Chyba robi mi na złość. Kiedy rozsuwałem jego rozporek stał nieruchomo i wpatrywał się we mnie z blaskiem w oczach. Jego uchylone wargi aż prosiły się o pocałunek. Zbliżyłem swoje usta do jego i kiedy myślał, że się zetkną pchnąłem go na pościel. Pozbyłem się jego spodni wraz z bielizną odrzucając gdzieś w tył.
- To gdzie masz ten prezent? – zapytał.
- Pod poduszką – odpowiedziałem siadając między jego nogami.
 Zawisłem nad nim i chyba pierwszy raz dostrzegłem w jego oczach coś na kształt lekkiego strachu.
- Dziwnie błyszczą ci oczy – zauważył.
- Tak? – spytałem wyjmując spod poduszki pejcz.
Przejechałem nim delikatnie po twarzy przyjaciela.
- O nie – powiedział. – Ta to ma pomysły...
- Prawda? I to nie wszystko.
Pocałowałem go namiętnie, a zaraz potem odwróciłem na brzuch. Chwyciłem jego nadgarstki i unieruchomiłem mu nad głową. Przywiązałem go delikatną, czarną wstążką do łóżka. Przez dłuższy czas zajmowałem się wiązaniem idealnej kokardki.
- Blake do cholery, zostaw ten sznurek!
- Kochanie, ale to chyba nie ty tu teraz rządzisz – przypomniałem przygryzając mu płatek ucha.
Nie spiesząc się i nie zwracając najmniejszej uwagi na jego narzekania całowałem jego kark i łopatki jednocześnie sunąc dłońmi wzdłuż ciała.
- Blake ja cię błagam! Nie baw s... – resztę zdania stłumiła poduszka do której go docisnąłem.
- Teraz zabawimy się po mojemu.
Puściłem jego włosy i ponownie usiadłem między jego nogami. Najdelikatniej jak umiałem przesunąłem pejczem po jego plecach, pośladkach i udach. Niczym kwiatkiem, a nie narzędziem tortur. Dręczyłem go jeszcze przez dłuższą chwilę. Doskonale wiedział, że dostanie. Nie wiedział tylko kiedy. I chodź naprawdę nie lubię gry wstępnej, to jemu należało się za te ciągłe trajkotanie. Jeśli liczył na szybki sex to się przeliczył. Nie podniesie się z łóżka przez całe święta. Już ja o to zadbam.
            Krzyk Shuna słyszeli pewnie wszyscy na dole, kiedy bat ze świstem przeciął powietrze i uderzył jego jasną skórę. Teraz już nieco zaczerwienioną, jakby zarumienił się jego pośladki. Spiął się i szarpną, przez co kolejne uderzenia bolały go bardziej. Nie kazał mi przestać, tylko wgryzł się w poduszkę. Choć wątpię, czy bym przestał. Widok jego drżącego ciała, zduszanych pisków i śladów uderzeń był niezwykle podniecający.
            Kiedy pejcz mnie znudził molestowałem go pocałunkami od nowa, tym razem zaczynając od dołu. Całowałem i przygryzałem jego łydki jednocześnie sunąc dłonią po wnętrzu jego ud. Pozwoliłem mu się nieco uspokoić.
Gdy po raz kolejny całowałem jego szyje zauważyłem dziwną rzecz. Poduszka była mokra i to nie tylko dlatego, że ją gryzł. Jego policzek był słony od łez. W tym momencie wydawał się taki uroczy i bezbronny, zdany tylko na moją łaskę. Sięgnąłem po oliwkę i rozlałem ją na swojej dłoni. Rozwiązałem mu ręce każąc odwrócić się na plecy. Skrzywił się wyraźnie przygryzając wargi. Pocałowałem go mocno, jednocześnie wodząc nawilżoną dłonią po jego kroczu. Był podniecony bardziej niż się spodziewałem. Jęczał mi w usta potęgując rozkosz narastającą we mnie. Zjechałem ustami do jego sutka chcąc wyraźnie usłyszeć jego pisk, kiedy wsunąłem oba palce w jego wnętrze. Tej nocy nie zapomni nigdy. I pewnie nawet się nie domyśla, że jestem cholernie delikatny. Miałem taką wielką ochotę wejść w niego jak tylko odłożyłem pejcz, chciałem rozciąć jego skórę przy każdym uderzeniu.
Objął mnie nogami w pasie i mocno zacisną powieki kiedy w niego wchodziłem. Jego paznokcie wbiły mi się w plecy. A potem były tylko jego krzyki bólu połączonego z rozkoszą.
Po wszystkim powiedział tylko:
- Zabiję Miki... A ty gdzie idziesz?
Ubrałem się w szlafrok i poszedłem zapalić. Do przytulania będzie musiał kupić sobie misia.




Część 5: Wigilia, czyli sex daniem głównym! – Paul (cz.2)

Specjalnie dla Ayś ;* Nie doczekałaś się w Przeznaczeniu, więc dostaniesz teraz (:
           
            Dom wariatów. Inaczej tego określić nie potrafię. Przygotowania do Wigilii szlag trafił przez Malum. Zamiast posprzątanego mieszkania mamy jeden wielki śmietnik. W Święta wszyscy będą się bawić, a my zeskrobywać resztki ciasta z sufitu. O stopionym plastiku w kominku nie wspomnę. Co za idiota wsadził tam zniszczone ozdoby?! I po co ja pytam, oczywiście, że Andrew. Któż inny ma IQ na minusie? Chyba tylko Moore. Niewychowany, egoistyczny dupek! Ja się naprawdę nie zdziwię, jeśli Miki niedługo osiwieje przez niego. A zaraz potem go zabije za komentarze odnośnie starości.
            Wieczerza Wigilijna  nie była aż tak tragiczna, jak myślałem. Podczas życzeń nikt nikomu zębów nie wybił, stół i talerze przetrwały. Chociaż to ostatnie pewnie dlatego, że były papierowe. Tak na wszelki wypadek. Jedynie kieliszki były szklane, ale przecież szkoda alkoholu żeby nimi rzucać. Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą? Piją i palą na zmianę.
Po wszystkim ludzi gdzieś wcięło. Gabriel uciekł z płaczem po życzeniach od braciszka, a odgłosy Blaek i Shuna słyszeli wszyscy na dole. Dobrze, że Andrew z nimi nie poszedł. Nie lubię kiedy razem znikają. A ja zostaje sam...
- O czym myślisz? – usłyszałem tuż przy uchu.
- Że nie masz dla mnie czasu – odpowiedziałem.
Andrew spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dla ciebie? Skarbie, zawsze mam czas dla ciebie.
- Zawsze to łazisz z Moore i Bailey.
- Przepraszam. Ostatnio faktycznie cię zaniedbałem.
- A co ja, zwierzak? – spytałem z wyrzutem.
- Taka mała wiewióra.
Spiorunowałem go wzrokiem, co wywołało u niego szeroki uśmiech.
- Chodź, teraz mam czas.
Miałem dziwne przeczucia. Ten błysk w oczach niepokoił, ale alkohol robił swoje. Wzbudził wielką ciekawość. A mama ostrzegała, bym nie pił...
            Andrew zabrał mnie do swojego pokoju. Stanąłem jak wryty widząc, co przygotował. Pościel rozłożono na dywanie, a wszędzie wokół paliły się małe, zapachowe świeczki. I nawet nie pachniały jabłkami. Kiedy usłyszałem szczęk przekręcanego zamka dotarło do mnie, co on planuje. Czułem jak moje policzki wręcz palą żywym ogniem. Przez krótką chwilę się bałem, ale kiedy przyjaciel tak delikatnie obiją mnie w pasie poczułem się naprawdę bezpieczny. Jego usta delikatnie musnęły mój policzek.
- Kocham cię, wiesz? – szepną.
Zarumieniłem się jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Chciałem mu powiedzieć, że wiem i też strasznie go kocham, ale głos uwiązł mi gdzieś w gardle. Zamiast tego stałem nadal nieruchomo, nie wiedząc, co zrobić. Andrew chyba się domyślił, bo pociągną mnie na przygotowane posłanie. Wylądowałem mu wprost na kolana. Delikatnie odgarną kosmyki moich włosów wpatrując się we mnie jak w obrazek.
- Nie patrz się tak – szepnąłem, podziwiając wzory na poszewce.
- Śliczny jesteś – powiedział, całując mnie w brodę.
Nie mając najmniejszego pojęcia, co zrobić z dłońmi zacząłem bawić się skrawkiem jego koszulki.
- I uroczy – dodał.
Poczułem jego wargi na swoich, jego język delikatnie wsuwający się do moich ust. I świat przestał się liczyć. Te wszystkie świeczki i ich zapach przestały mnie interesować. Jedyny zapach jaki czułem, to woda kolońska Andrew. Ciepło jego ciała i smak jego ust. Starałem się odwzajemnić pocałunki, równocześnie rozbierając chłopaka. On także umiejętnie pozbywał się moich ciuchów. Nie zauważyłem, kiedy położył mnie i sam ulokował się między moimi nogami. Dłońmi pieścił moje ciało doprowadzając mnie do szaleństwa. Wiłem się i jęczałem mu wprost do ucha. Był tak delikatny i czuły, zupełne przeciwieństwo tego wiecznie roztrzepanego dzieciaka. Dobrze wiedział, co robi i starał się dać mi jak najwięcej przyjemności. Nawet to mało komfortowe uczucie, kiedy mnie rozciągał szybko zamieniło się w nieziemską przyjemność. Nigdy nie myślałem, że może to może być aż tak przyjemne. Tyle namiętności i szczęścia nie doznałem przez całe moje dotychczasowe życie. I tak cudownie było poczuć go w końcu w sobie. Połączył nasz usta w głębokim pocałunku poruszając się we mnie coraz szybciej.
            Doszedłem przed nim wykrzykując jego imię. Wkrótce potem ciepła ciecz rozlała się w moim wnętrzu.
- Kocham cię... – szepną delikatnie mnie całując.
- A ja... Ciebie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz