Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

niedziela, 16 października 2011

Epilog


Najpierw ogłoszenia:
Po jeden: przepraszam, że nie dałam epilogu w terminie, jak obiecałam, ale byłam zmęczona po wykładach i wkurzona zmianami w ztm. Banda idiotów tam siedzi...
Po dwa: od tej chwili blog zawieszony. Kolejnymi planowanymi opowiadaniami są Fata viam invenient II – „Przeznaczenie znajdzie drogę II” oraz Per aspera ad astra – dosł. „Przez cienie do gwiazd”. Akcja tych opowieści rozgrywa się w tym samym czasie, więc będą pisane równolegle. I tak też będą zamieszczane w linkach, są ze sobą ściśle powiązane, więc jeśli w tytule będzie „Przeznaczenie” to będzie jasne, że chodzi mi o dalsze losy Andrew i Paula. Opowieść Shuna, Blake’a, Luke i Chrisa w skrócie nazwę „Gwiazdką”
Po trzy: Myślałam, że zapłaczę się na śmierć pisząc ten Epilog.
Po cztery: Mam napisaną notkę z perspektywy Caina. Jest ona bardzo króciutka. Dodam ją w niedalekiej przyszłości. 
 
W Epilogu wyjaśniłam wszystko wracając do tego, co już znacie z rozdziałów Milczenia. Więc sobie troszkę powtórzycie, co się w ostatnich notkach działo.
Przepraszam, ale taki miałam zamiar od samego początku...
- Shun -
            Robię się na to za stary. Zdecydowanie. Osiemdziesiątka na karku to już dobry wiek. Ale ja mam osiemdziesiąt pięć. Niby jest blisko, ale potrzebuję sporo czasu, aby tu dojść. Ehh... stary ja, stary. W krzyżu coś łupie, nogi nie chcą mnie już nosić. Ławka! Nareszcie. Muszę odpocząć.
- Witaj, przyjacielu. Nic się tu nie zmieniło. Ale co miałoby zmieniać się na cmentarzu? Te same stare nagrobki, w większości zapomniane. Kolejne pokolenia wolą nie pamiętać o przodkach, których nawet nie znali. Co z wami będzie, gdy i ja odejdę? Milczysz. Nawet za życia wolałeś milczeć, jakby głos mógł cię zdradzić. Tylko oczy. One potrafiły kłamać perfekcyjnie. 
Rozmawiałem z Twoim bratem. Jeszcze miesiąc temu. Wspominaliśmy. Gabriel w młodości był sentymentalny, ale na starość... Był nie do zniesienia! - Zaśmiałem się. - Kto powiedział, że na cmentarzu nie wolno się śmiać? Jestem stary, mogą brać mnie za wariata. W młodości nie takie rzeczy się robiło. Piękne czasy, piękne. Nie to, co teraz. Czego to człowiek doczekał. 
Rozmawialiśmy o Tobie, wiesz? Oczywiście, że wiesz. Ty nigdy nie opuściłeś Gabriela. I wiesz tak samo dobrze, jak ja, Gabriel nigdy nie przestał czekać. Nie przestał Cię kochać. Choćby nie wiem jak dobrze udawał, okłamując samego siebie, ja to widziałem w jego oczach. Mogłem z nich czytać, jak z otwartej księgi. Tak, jak kiedyś z Twoich.
Pamiętam Twoje spojrzenie. Ludzie widzieli w nich tylko chłód i nienawiść. Ale ja wiedziałem, co naprawdę skrywały te czarne, jak otchłań, oczy. To był żal. Żal do ludzi, którzy Cię nie rozumieli. Nie chcieli rozumieć. Złość na samego siebie. Kłamałeś. Musiałeś kłamać. Był głęboki smutek, samotność. Nie miałeś przyjaciół, nie mogłeś ich mieć. Ale była też siła. Niezwyciężona siła i determinacja. Miałeś jeden cel. I osiągnąłeś go, opłacając własną krwią i szczęściem. Nie wahałeś się ryzykować życiem. I to życie straciłeś. Miałeś rację – przyznałem. – Jak zawsze. Znałem Gabriela, gdy miał osiemnaście lat, trzydzieści, sześćdziesiąt. Nigdy nie mógł poznać prawdy. Zbyt wrażliwy, by to spokojnie zrozumieć, bez płaczu, bez wyrzutów sumienia. Obwiniałby siebie. A tego nie chciałeś.
            Teraz, gdy odszedł, jestem spokojny. Myślę, że żyłem tak długo tylko po to, by mieć pewność. Tajemnica pozostała bezpieczna, a wkrótce umrze razem ze mną. Zabiorę ją do grobu i nikt nigdy nie odkryje prawdy. Dotrzymałem słowa. Dźwigałem to brzemię przez te wszystkie lata. Teraz w końcu czuję ulgę. Ciężko było to wszystko znieść. Musiałem znosić ich obelgi pod Twoim adresem. Oczerniali mojego przyjaciela, a ja musiałem milczeć. Nie wolno mi było Cię bronić. Chociaż rzadko Cię wspominali. Woleli udawać, że nie istniałeś. A to wcale nie było łatwiejsze. 
I pomyśleć, że jestem ostatni. Ja, Shun Moore. Ostatni żywy z dawnej paczki. Po Twojej śmierci wszystko się posypało. Ale udało mi się coś osiągnąć. Zyskałem Ciebie, przyjacielu. A nie było to łatwe. Kłóciliśmy się bezustannie. Wystarczył szczegół, głupi i bez znaczenia. Kończyła go bójka. Żadnej nie wygrałem. Teraz to wiem. Byłem uparty gorzej niż osioł. A Ty nie chciałeś posłać mnie do diabła.
Dlaczego, Cain? Dlaczego ja? 
Nie Gabriel, który kochał cię ponad wszystko. On by ci nie pozwolił. 
Rodzice? Nie, im nie ufałeś. Stracili cię przez własną dumę.
Przyjaciele? Nie miałeś ich. Ludzka ciekawość, której nie znosiłeś. Współczucie i litość, których nie potrzebowałeś.
Padło na mnie.
            Kiedy wszystko się zaczęło? A tak, pamiętam... Nie śmiej się! Mam swoje lata, skleroza musiała mnie w końcu dopaść.
            To było w szpitalu. Po Twojej rzekomej próbie samobójczej.
  
***
            Zabiję skurwysyna! Co on mu nagadał? Gabi płacze. Nie wiem, co się między nimi stało, ale się dowiem! I zabiję drania!
            Przybrałem najbardziej opanowaną i spokojną postawę,  jaką byłem w stanie i wszedłem do szpitala. Personel nie robił żadnych problemów, nie licząc głupich min. Mam od wczoraj kolczyk w języku i nie moja wina, że niewyraźnie mówię. A kipiąca we mnie złość nie pomagała. Na szczęście kazali mi tylko nie denerwować pacjenta. Też coś!
            Wszedłem do sali z przekleństwami na ustach. A Cain patrzył z tym tajemniczym wyrazem twarzy, z maleńką iskierką radości w oczach. Naprawdę maleńką, niemal niedostrzegalną. Usta miał wygięte lekko ku górze.
 
***
- ...Nikt nie wziąłby tego  za uśmiech. Ale to był jedyny uśmiech, jaki kiedykolwiek u Ciebie widziałem. W dzieciństwie śmiałeś się często. Szkoda, że potem zapomniałeś, jak... 

 ***
- Moore, debilu, zacznij gadać po ludzku! – przerwał. Nim powiedziałem kolejne słowo, oznajmił: - Okłamałem Gabriela.
Stałem oniemiały. Nie miałem pojęcia, co mu powiedział, ale w życiu nie przypuszczałem, że będzie się przede mną tłumaczył.
- Będę tu uziemiony na jakiś czas.
- Bylo se postalac!
Zgromił mnie wzrokiem.
- Ja? Samobójstwo? Moore, pomyśl choć raz!
Patrzyłem na Caina zdumiony.
Cain – Samobójstwo.

Te słowa kompletnie do siebie nie pasowały. Cain był dumnym, bezwzględnym i wyniosłym pedantem. A samobójca załamanym, bezradnym tchórzem. Angel niczego się nie boi.
- Jak już otrząśniesz się z szoku, daj znać. I obudź, gdybym zasnął z nudów.
Prychnąłem. Ja? W szoku? Skończony kretyn! Podszedłem do jego łóżka. Usiadłem na pobliskim krześle, założyłem ręce na piersi i czekałem na wyjaśnienia.
- Jak już wspomniałem, jestem tu uziemiony. Więc coś dla mnie zrobisz.
- Ja?! Zapomnyj!
- Zaprzyjaźniłeś się z moim bratem.
- Zeby zlobic na zlosc tobe!
- I się udało. Na początku. Teraz sytuacja trochę się zmieniła.
- Oh, selio?
Skrzywiłem się. Język mnie bolał. Nie powinienem za dużo gadać.
- Selio, selio – przedrzeźniał mnie. – A teraz powiem, co nagadałem Gabrielowi. Ale uprzedzam – wskazał na mnie palcem – poślę cię na przeciwległą ścianę, jeśli się na mnie rzucisz.
- Ne jestes as tak piekny.
- Powiedziałem, że zgwałciłem Paula.
Zapomniałem, jak się oddycha. Oczy mało nie wypadły mi z orbit, gdy na niego patrzyłem.
- Kłamałem – zapewnił. – On się musi ode mnie odczepić. A ty dopilnuj, żeby to się udało.
- Jak... Dlacego? Kulwa!
Mimowolnie złapałem się za usta. Przez tego debila ugryzłem kolczyk!
- Bo tak będzie lepiej.
Cholernie bolało. Nie mogłem poruszyć językiem. A chciałem mu parę zdań powiedzieć.
- Musisz pilnować Gabriela. Człowiek, który skrzywdził Paula, poluje teraz na mojego brata.
- Ty wes kto?! – krzyknąłem zaskoczony.

- Cicho bądź! To właśnie on wypierdolił mnie przez to okno. A mówię ci to tylko dlatego, że nie mam wyjścia, a ty i tak jesteś osłem.
- Sam estes...
- Nie przerywaj mi! - zamilkłem. - Cain przestał przewiercać mnie wzrokiem na wylot i wbił spojrzenie w sufit.

- Ty wcale ne ces dolwac ednego, plawda? Ces wsystkich.
- Owszem. Póki którykolwiek żyje, ja nie będę miał spokoju. Pozwolili mi żyć, bo po ucieczce nie pisnąłem słówka. A beze mnie nie mogli ich dorwać.
- Ne wolely ce zabic? – spytałem, zamiast ugryźć się w język.
- Jak wspomniałem, mamy układ. Wcześniej zapewne planowali mnie zabić.
- Ufają ci – powiedziałem, choć zapewne on o tym doskonale wiedział.
Znowu utkwił wzrok w suficie.
- Pilnuj Gabriela, bo ja nie mogę.
- Pset kym? – Nagle coś sobie uświadomiłem. – Cy ten clowiek... Ciebie...
- Nie, mnie nie tknął – przerwał. – Jest młodszy ode mnie, a wtedy ja miałem dziesięć lat.
- Co?
- On jest w naszej szkole.
Zamarłem. Za dużo informacji naraz. I coś mi nie pasowało w tej historii. Jakiś element nie pasował do reszty.
- Ty nienawidzisz Gabiego – przypomniałem.
Przez chwilę nie reagował.
- Oni nigdy wcześniej nas nie widzieli. Nie wiedzieli, jak wygląda dziecko, które mieli porwać. Rano odwiedził nas ktoś, kto należał do rodziny. On wskazał cel. Ale popełnili błąd. Mieli porwać chłopca w żółtej koszulce.
Kiedy przez dłuższą chwilę nie wyjaśnił, spytałem:
- Jaki blond?
- Zamieniłem się z Gabrielem. I to ja miałem żółtą.
W oczach Caina coś błysnęło. Łza? Mrugnął powieką i znikło.
            Oni mu powiedzieli. Chcieli, żeby znienawidził brata? Po co? Żeby był sam? Chcieli go złamać?
- Gabi nie ma pojęcia! On nigdy by nie... – zacząłem. Cain nie mógł o to winić Gabriela!
- Wiem – przerwał po raz kolejny. – I ma się nigdy nie dowiedzieć – spojrzał na mnie. – Znasz go. Wiesz, jak by zareagował.
Gabi... Zjadłoby go własne sumienie. Obwiniałby się, załamał.
            Po części już rozumiałem Caina. Świadomość, że cierpiał za brata, który mu nigdy nie podziękuje. W dodatku go chronił...
- Wracaj do szkoły i miej oko na wszystkich, którzy się koło niego kręcą.
- A ne mozes powedzec, o kogo chodzy?
- Nie, bo masz siano zamiast mózgu. Dorwałbyś go w jakimś kącie i skończył w piachu. Martwy na nic mi się nie przydasz.


***
             Zadziwiające, jak dobrze mnie znałeś. Gdybym wtedy wiedział, dorwałbym sukinsyna. I sprowadził kłopoty na nas wszystkich. Chroniłeś nas. Czy gdybyś nie leżał w szpitalu, powiedziałbyś mi? Nie. Wtedy nikt by nie wiedział. Wziąłbyś wszystko na siebie. Czy coś by to zmieniło? Ocaliłbyś Gabriela? Nam dwóm się nie udało... 

***
            Wpadłem do sali przerażony.
- Cain! – zawołałem. – Musisz mi powiedzieć, kto to!
Ręce mi drżały. Nie sypiam, nie jem, od dawna z nikim nie spałem. Chyba od tygodnia, ale nieważne. Ciągle pilnowałem Gabriela. Podejrzewałem wszystkich. Przestałem nawet ufać Blake’owi, choć znam go od lat. Czułem się obserwowany, na każdym kroku bałem się o życie. Nie wiem, czy moje czy Gabriela. Każdy uczeń szkoły mógł być obłąkanym gwałcicielem.
            Zacząłem nerwowo krążyć po sali. Cain patrzył na mnie, wcale niezaskoczony nagłą wizytą.
- Shun, jak często pijesz? – zapytał.
- Słucham?
Zatrzymałem się nagle.
- Często, prawda? – kontynuował, nim zdążyłem zastanowić się nad sensem tego pytania. – Nie pomyślałeś, że po pijaku możesz robić rzeczy, których później nie pamiętasz? I to przed tobą samym kazałem ci chronić Gabriela?
 
***
Kpiłeś ze mnie! A ja, biedne dziecko, niemal w to uwierzyłem. Doprawdy, potrafiłbyś wmówić kotu, że jest myszą! 

***
Wpatrywał się we mnie dziwnym wzrokiem.
- Cain, debilu! Masz mnie za idiotę?
- Tak – przyznał, bezczelnie ze mnie kpiąc.
- To ja przez ciebie po nocach nie śpię, bo zastanawiam się, o kim mówiłeś! Ja już wszystkich wokoło podejrzewam!
- Właśnie widzę.
Trzasnę go. Podejdę do niego i powybijam mu wszystkie zęby!
- Czy ty się ze mnie śmiejesz? – spytałem.
Ta jego mina działała mi na nerwy.
- Ja? A skąd! Czy ja się kiedykolwiek śmieję?
- Jesteś chorym psychopatą i łżesz, jak pies!
- Nie moja wina, że jesteś takim idiotą i nawet pies cię oszukuje.
- Ja tu zwariuję – powiedziałem, wracając do spacerowania po sali, choć tym razem ze złości, a nie z nerwów. – Wyjdę z siebie i stanę obok!
- I będzie was dwóch? Zaraz pokłócicie się o to, który jest bardziej cudowny.
Westchnąłem. Cały strach, który zżerał mnie przez ostatnie dni, wyparował. Byłem wściekły i biada temu, kto wejdzie mi w drogę.
- Przeszło ci już? – spytał.
Podszedłem do niego i usiadłem na krześle.
- Tak. Chyba troszkę przesadzam.
- A skąd, zachowujesz się jak każda baba w okresie.
Zgromiłem go wzrokiem. Już nie patrzył na mnie w taki sposób. Teraz podziwiał sufit.
- Nie powiem ci, kto to. Ale bądź spokojny, to żaden z twoich przyjaciół.
Odetchnąłem z ulgą. Naprawdę, zaczynałem wariować.
- Dopóki on nie wie, że Gabi jest prawiczkiem, nic mu nie zrobi.
- A nie wie? – spytałem z nadzieją. 
- Nie. Rozpuścisz plotkę, że Gabi miał kochanków – zażądał.
- Co? Przecież to go zrani!
- Bardziej niż gwałt? - spytał.
   

***
Rozpuściłem plotkę, a Ty, oczywiście, wziąłeś winę na siebie.
            Powiedz mi, jak można tak kłamać? Być złym do szpiku kości, a zgrywać dobrego, kochającego człowieka? Ty to wiesz. Byłeś taki sam, jak on. Perfekcyjny kłamca. Udawałeś, że nic dla ciebie nie znaczył, a znaczył tak wiele. Byłeś jak skała skuta lodem, choć płonęła w Tobie miłość. Boję się, że ja też to potrafię. Wmówiłem mu, że jesteś zły, opętany nienawiścią. To kłamstwo było jak miecz obusieczny. Bolało tak samo jego, jak i mnie. Co czułeś Ty, gdy tak strasznie go kochałeś?
            Wiedziałeś, że zginiesz? Wiedziałeś. I ja też to wiedziałem... 
***
Telefon w środku nocy, a na wyświetlaczu ” Odbierz, idioto”. Masz szczęście, że jest sobota i byłem w Dalii. Jakbyś mnie obudził, to chyba bym zatłukł.
- Co? – zapytałem.

- Dean – powiedział. - To jest Dean! Gdzie Gabriel? – spytał.
Zamarłem. Więc cały czas mówił o Deanie. Deanie, któremu ufał Paul! I ufa Gabriel.
- U Deana – odpowiedziałem, rzucając się biegiem do wyjścia.
            Droga dłużyła się jak nigdy dotąd. Klub nie był daleko, nigdy nie wzywaliśmy taksówki. A teraz metry zmieniały się w kilometry.
            Dotarłem do wysokiego muru. Z rozpędu na niego wbiegłem, chwytając się rękami krawędzi. Najwyżej jutro będą szukać sprawcy brudnych śladów po butach. Nie było czasu biec do drzewa i wspinać się na nie. Zazwyczaj korzystamy z niego, aby przejść na drugą stronę. Ale tym razem nie miałem na to czasu. Myślałem, że płuca wypluję. Nigdy w życiu nie byłem tak wyczerpany, ale nie mogłem teraz odpocząć. Jeszcze ten pieprzony ogród wokół szkoły. Biegłem slalomem, omijając drzewa
 i krzewy. Kilka połamałem, ale to nie było ważne. Zielsko odrośnie, a Gabriel... Nawet w myślach nie umiałem tego powiedzieć. Biegłem, jakby droga się za mną waliła i paliła jednocześnie. Bylebym tylko zdążył. Tylko tyle, znaleźć Gabriela nim Dean go skrzywdzi...
            Nie zdążyłem. Wiedziałem o tym w chwili, gdy na schodach minąłem Deana. Ten jego obłędny uśmiech, nieskrywana radość i satysfakcja. Oto demon,  który po raz kolejny dostał to, czego chciał. Zamarłem, patrząc, jak się oddala. Żałuję, że nie miałem przy sobie nic, czym mógłbym go po prostu  zabić. Chciałem rozszarpać go gołymi rękami, wypruć flaki i patrzeć, jak kona. Ale Gabi był ważniejszy. Nie mogłem pozwolić, by dłużej był sam, nie teraz. Pamiętając, w jak strasznym stanie był Paul, musiałem znaleźć Gabriela natychmiast. Znałem go za dobrze, by wiedzieć, że nie wrócił do pokoju. Nie chciał pokazywać się tym kretynom, z którymi mieszka. Ich też chciałem rozszarpać. Nie poszedłby też do nauczycieli czy dyrektora. Niestety, nie miałem pojęcia, gdzie mógłby iść. Pewnie nawet do mnie by się bał.
            Zatrzymałem się na jednym z korytarzy, zastanawiając się, dokąd mógłby iść. Paul po wszystkim pozostał pod domem tego sukinsyna. Nie zwlekając dłużej, pobiegłem na drugie piętro. Był tam. Jeśli miałem jeszcze nadzieję, że go ocalę, to w tym momencie umarła.
            Niemal padłem przed nim na kolana.

- Gabriel, aniołku... – zacząłem.
Chciałem go dotknąć, ale mi uciekł.

- Nie bój się – powiedziałem.
Spojrzał na mnie zapłakany. Przeraziły mnie jego oczy. Takie puste, bez życia. Nie miałem pojęcia, jak go pocieszyć. Przytuliłem go delikatnie i zabrałem do siebie.
- Muszę się umyć – wychrypiał, kiedy postawiłem go na ziemi.
- Dobrze. Przyniosę ci ubrania – zaproponowałem.
            Kiedy Gabryś się kąpał, zadzwoniłem do Caina.
- Będę za godzinę – powiedział od razu.
- Nie zdążyłem... – wyznałem cicho.
Rozłączył się. Nie wiem, czy był na mnie zły, ale cholernie bałem się jego powrotu.
            Nim wrócił Cain, Gabriel spał. A ja przez cały czas siedziałem przy nim. Czarne tęczówki tylko przelotnie spojrzały na mnie i blondynka. Cain od razu podszedł do swojej szafy.
            Zmusiłem się do wstania i podejścia do niego. Wyjął broń.
- Co chcesz zrobić? – spytałem cicho, patrząc na pistolet w jego dłoni.
- Zabiję skurwysyna.
- Nie możesz...!

- Nie? A niby dlaczego? – spytał, stojąc naprzeciw mnie.
- Jeśli to zrobisz, oni... – nie dokończyłem.
Czarne jak noc oczy wyrażały tylko złość. Niespodziewanie odblokował broń i wycelował we mnie.
- Zejdź mi z drogi, Shun – ostrzegł.
Zamarłem. Zabiłby mnie bez wahania. Odsunąłem się, a kiedy mnie minął, chwyciłem go za rękę.
- Cain, do cholery, mi...

- Wrócę – przerwał. – Pilnuj Gabriela.
 Odwrócił się w stronę okna i wyszedł na balkon.
- Nie zamykaj go do końca – rzekł.
Dowiedziałem się w końcu, jak Cain tu wchodzi i wychodzi niezauważony. Korzysta z drzewa, które gałęziami sięga naszego balkonu. Dziwne, że przez niemal dwa lata nie zwróciłem uwagi, że okno jest wiecznie niedomknięte.
            Przez całą noc krążyłem po pokoju. Za każdym razem, gdy stałem tyłem do okna, czułem zimny powiew wiatru, jakby ktoś wchodził. Bałem się, że Cain wróci cały we krwi albo, że Dean go zabije i przyjdzie tu się zemścić lub wyśle jakiegoś płatnego mordercę. Z nerwów poobgryzałem wszystkie paznokcie. 
            Kolejny powiew chłodnego wiatru zmroził mi krew w żyłach.
~ To tylko moja wyobraźnia – powiedziałem w myślach.
Nagle ktoś chwycił mnie w pasie i zatkał dłonią usta.
- Cicho, idioto, to ja – usłyszałem przy uchu.
Kątem oka dostrzegłem Caina.

- Nie krzycz – powiedział, powoli odsuwając dłoń.
Drugą ręką nadal obejmował mnie w pasie. Oddychałem płytko, powoli się uspokajając. Kiedy w końcu opanowałem szaleńcze bicie serca, mogłem sam odsunąć się od chłopaka. Spojrzałem na Gabriela, upewniając się, że śpi.
- Zrobiłeś to? – spytałem cicho.
Cain ujął moją brodę dłonią, zmuszając mnie, abym spojrzał w jego czarne oczy.
- Zabiłem drania – powiedział dumnie.
Przełknąłem ślinę.
- Jesteś szalony – stwierdziłem.
- Ty też – odparł. – Ale w innym sensie. Gabi śpi? – spytał, już bez tej satysfakcji w głosie.
- Tak.
Angel odsunął się ode mnie i podszedł do szafy. Spojrzałem na śpiącego blondynka. Jak on mógł go tak skrzywdzić? Przecież Gabi jest taki niewinny i kruchy.

            Omal ducha nie wyzionąłem, kiedy coś stuknęło mnie w ramię. Ze strachem wpatrywałem się w Caina i trzymaną przez niego puszkę piwa.
- Napij się. Jeszcze trochę i dostaniesz zawału, bo komar zabrzęczy ci nad uchem.
- Masz rację – przyznałem, sięgając po piwo.
Usiedliśmy na jednym z łóżek, pomału pijąc.

- Z tobą na pewno wszystko ok? – spytałem. – Byłeś trochę połamany.
- Kości się zrosły, więc kazałem zdjąć gips. Muszę tylko uważać. 

*** 
            Całe życie żałowałem, że się wtedy nie domyśliłem. Zabiłeś syna jednego z nich. Zemsta była tylko kwestią czasu. Śmierć za śmierć. Nie wiem, czy wiedzieli, że o ile zamordowanie rodziców nie ruszy Ciebie, to zrani Gabiego. Zabijając Deana tuż po gwałcie Aniołka, dałeś im jasno do zrozumienia, że zależy Ci na bracie. Jego cierpienie było dla Ciebie najgorszą torturą. 
*** 
Następnego dnia, jeszcze przed wschodem słońca, obudził mnie Cain.
- Wychodzę. Niech nikt nie rozmawia z Gabrielem. Sam mu powiem.
- O czym? – zapytałem, przecierając zaspane oczy.
- Przeczytaj.
Rzucił telefon na łóżko obok mnie. Wziąłem go do ręki, wiadomość była już otwarta:

 
Gabriel będzie następny.
Ciebie zostawię na koniec.” 
 
*** 
Potem wyszedłeś. A ja przez cały dzień pilnowałem Aniołka. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, o kim mówił sms. Dopiero ojciec mi powiedział. Wiem, że sam chciałeś poinformować brata, więc nie pozwoliłem zrobić tego im. 
Spełniło się marzenie Gabriela, odzyskał swojego Caina, tego jedynego, którego nad życie kochał, z wzajemnością. Po śmierci rodziców byłeś jego podporą, nadzieją na lepsze dni. Ale Ty wiedziałeś, że to tylko kwestia czasu...
 
*** 
              Dwa dni przed pogrzebem Cain przeniósł się z Gabim do swojego mieszkania. Może to i lepiej? Zdziwiło mnie tylko to, że Cain chciał jechać do rodzinnego domu, a raczej tego, co z niego pozostało. Wcale nie chciałem z nim jechać, ale nie umiałem odmówić. Skoro musiał, a sam najwyraźniej się bał, od razu się zgodziłem. Przecież dla niego to również trudne.
            Ale Caina wcale nie interesowały zgliszcza. Zabrał mnie do ruiny jakiegoś zakładu. Wybite szyby częściowo zabite deskami, sypiący się tynk zamazany sprayem przez wandali.
- Po co chcesz tam iść? – zapytałem, przeskakując tuż za nim przewiązaną zardzewiałymi łańcuchami bramę.

Nie odpowiedział. Obszedł budynek dokoła. Wejście do środka nie było problemem. Ktoś wyłamał drzwi i najpewniej zabrał ze sobą, bo nigdzie ich nie dostrzegłem. Było za to mnóstwo połamanych mebli, gruzu i żelastwa. Nie umiałem stwierdzić, do czego dawniej większość z tych rzeczy służyła. Przez liczne szczeliny wpadał wiatr, zawodząc żałośnie. Mimo dopływu powietrza w głębi budynku cuchnęło stęchlizną. Cain skierował się na piętro, a ja za nim. Ostrożnie, jakby schody, choć betonowe, miały się zaraz zawalić. Przeraźliwe wycie i trzaski wywoływały ciarki. Weszliśmy do niewielkiego pokoju. Stało tu zakurzone łóżko, szafka i stolik, a na nim jakieś kartki.
- Teraz wiesz, gdzie wtedy byłem – odezwał się nagle, stojąc przy oknie.
Podszedłem do niego nie rozumiejąc, o czym mówi. Za brudną szybą ujrzałem pozostałości domu Angelów.
- Boże... – szepnąłem. – Ty...

- Tak. Trzymali mnie tutaj. A całe oddziały policji mnie nie znalazły.
Odszedł, szukając czegoś przy starej komodzie, a ja stałem tam nadal w szoku.

- Jak mogli cię nie znaleźć? – spytałem.
- Przywieźli mnie tu dopiero po kilku dniach, kiedy przeszukali tu już każdy kąt. Nie mieli powodu, by ponownie tu zaglądać. Za drugą halą jest tylna brama. Tamtędy wchodzili niezauważeni, więc nikt nawet nie wiedział, że ktoś tu jest.
Cofnąłem się, stając na jakiejś brudnej plamie. Widząc, czemu się przyglądam, Cain wyjaśnił:

- To krew.
Od razu zszedłem na bok, uważając, by nie nadepnąć na żadne plamy. Poczułem, jak Cain przytula się do moich pleców.
- Mam to, po co przyszedłem.
Na jego dłoni leżał breloczek. Przedstawiał aniołka, choć teraz jedno ze skrzydełek było złamane.
- Breloczek? – zapytałem.
Ciągnął mnie do tej rudery po zabawkę.

- Dostałem go od Gabriela. Wtedy nie miałem czasu go zabrać.
- Aha.
Mimowolnie spojrzałem na ślady krwi.
- Musieli sprzątnąć zwłoki. Albo zjadły go szczury.
- Przestań – powiedziałem.
- Przyszedł mi powiedzieć, że chcą zabić Gabiego. Był pierwszym człowiekiem, którego zabiłem. Nawet nie wiesz, jak często mi się to śniło.
Odwróciłem się do niego i mocno przytuliłem.
- Nieważne, to było dawno. Byłeś dzieckiem, a on zasłużył. Chodźmy już.

Puściłem go, ale zamiast iść, wpatrywał się w aniołka.
- Nie powiedziałem ci o czymś jeszcze. Z Deanem również miałem układ. To ja napadłem Paula, kiedy wyszedł z Dalii. I ja zabrałem go do niego.
Nie wiem, czy miałem większą ochotę go walnąć, czy znowu przytulić.
- Wiedziałeś, co on mu zrobi.
- Wiedziałem. Przepraszam, Shun. I dziękuję. Za wszystko. To już chyba koniec.

Skierował się do wyjścia. Mdliło mnie. Świadomość, że tu zginął człowiek z ręki dziecka, a także smród. Mogę przysiąc, że czułem krew.
            Nie mam pojęcia, jak on to znosił...
 

*** 
            Wiesz, że nie mogłem przez Ciebie spać? Ciągle o Tobie myślałem. Czułem, że kolejny telefon od Ciebie będzie ostatnim. 

*** 
            Od pogrzebu rodziców Caina i Gabriela minęły dwa tygodnie. Wszystko jakby się układało. Odwiedzałem chłopaków często. Gabi pogodził się ze wszystkimi. Znów się uśmiecha, żartuje. Głównie ze mnie, ale nie przeszkadzało mi to. Cieszę się, że są razem. Może nie jako para, ale to tylko kwestia czasu. Tylko ślepiec nie zauważyłby, jak na siebie zerkają i uśmiechają się pod nosem. Właściwie to tylko Gabriel się uśmiechał. Cain jak zwykle stwarzał pozory obojętnego na wszystko. Tylko, gdy Gabi nie widział, patrzył na niego z tęsknotą i smutkiem.
            Kiedy u nich byłem, mogłem się łudzić, że wszystko się ułoży. Przecież się kochali, czemu mieliby nie być razem na zawsze?
            Czas. Im więcej go mijało, tym bardziej się bałem. Oni mu nie odpuszczą, tacy ludzie nie odpuszczają. Na razie czekają, a potem uderzą niespodziewanie. Cain nie pozwoli skrzywdzić swojego Aniołka, jestem pewien. Boję się raczej o niego. Cain nie miał złudzeń. W spokoju czekał.
- Nie mam pojęcia, jak ty to robisz – przyznałem, kiedy Gabi wyszedł do łazienki.
- Już za późno na żałowanie. Gabriel będzie bezpieczny i tylko to się dla mnie liczy.
- A co, jeśli zginiesz?

- Jeśli? Nie, Shun. Obawiam się, że na pewno. Dlatego cię w to wciągnąłem.
- Nie żartuj. Nie wiem, czy zdołałbym go pocieszyć, jeśli ty... – urwałem. Nie umiałem tego powiedzieć.

- Jestem pewien, że tak.
Na tym rozmowa się zakończyła. Wrócił Gabriel, więc na powrót byłem radosny. A przynajmniej się starałem. 

*** 

            To był ostatni raz, gdy widziałem Cię żywego... 

*** 
Dochodziła północ. Jeszcze nie spałem, a potem już nie mógłbym zasnąć. Zadzwonił telefon, a na wyświetlaczu: „Odbierz, Idioto”. Nie wiem, czemu tego nie zmieniłem. Pewnie z tego samego powodu jeszcze długo potem nie usunąłem numeru, choć już nigdy więcej nie zadzwonił. Już zanim odebrałem, wiedziałem, że to już koniec.
- Gdzie cię znajdę? – zapytałem od razu.
- Stare magazyny przy rogu Brzozowej. Nie wiem, czemu lubią takie ruiny. Daj mi godzinę, a potem puść wszystko z dymem. Nie chcę, by ktokolwiek mnie tu znalazł. Jedź rano do Aniołka, dobrze?
Jego głos był taki spokojny, opanowany, jakby szedł do baru na piwo, a nie do jaskini lwa.
- Jasne – powiedziałem wilgotnym głosem.
- Dziękuję, Shun. Chyba się już nie zobaczymy. Oni nigdy nie daliby mi spokoju, Gabrielowi też nie. Mógłbyś coś jeszcze dla mnie zrobić?
- Co? – wydusiłem, mając łzy w oczach.
- Niech Gabi wyjedzie. Nie dam rady dorwać wszystkich.
- Ok.
- Nie płacz, Shun. Nie warto. A jeśli koniecznie chcesz mnie widzieć w grobie, w Glenford jest pewien ksiądz. On wie o wszystkim.
Rozłączył się. Rzuciłem telefonem o ścianę, szlochając. Nie wyobrażałem sobie jechać następnego dnia do Gabriela. Co miałbym mu powiedzieć? Że Cain uciekł? Zostawił go?
            Ukradłem samochód ojca. Ma drugi, jeśli rano nie wrócę, to sobie poradzi.
            Byłem tam po niecałej godzinie. Dłonie mi drżały, a oczy wypełniły łzami, ale mimo wszystko tam wszedłem. Drzwi magazynu były otwarte, a przed nimi dwa kanistry i zapałki. On naprawdę chciał, bym spalił wszystkie ślady. Choć wiedziałem, jaki widok zastanę, miałem tę głupią nadzieję. Ale ona umarła, wykrwawiła się razem z Cainem. Magazyn był pusty, jeśli nie liczyć czterech martwych ciał. Mnie interesowało tylko jedno, oparte o ścianę w półsiedzącej pozycji. Jego czarne, pozbawione życia oczy wpatrywały się we wrogów. Obok, w kałuży krwi, leżał pistolet. Dotknąłem jego twarzy, odgarniając czarne włosy. Była zimna.
- Będziesz mi się śnił po nocach – powiedziałem cicho, zamykając już na zawsze oczy Caina.
Otarłem łzy, choć nadal cholernie chciało mi się płakać. Ale jemu to już nie mogło pomóc, a ja musiałem zrobić to, o co mnie prosił. Może to i odludzie, ale nie chciałbym napatoczyć się
tu na przypadkowego przechodnia. Wcale nie chciałem widzieć go w grobie, ale jeszcze bardziej zostawić tutaj. Znalazłem cztery rany od kul, w piersi, ramieniu, brzuchu i udzie. Cain wykrwawił się w ciągu kilku minut. Ale zdążył zabić trzech z nich. Jednego poznałem od razu, Evil. Nie miałem, co do tego żadnych wątpliwości, dorwał ojca Deana.
            Zabrałem martwego przyjaciela, a pozostałych spaliłem razem z magazynem. Nim ktokolwiek się zorientował, nie było już czego ratować. Zresztą, był przecież pusty.
            Nie wiem, co powiedziałbym policji, gdyby mnie zatrzymali. Nie mam prawka, ukradłem samochód i wiozę trupa, na dodatek ledwo powstrzymywałem łzy.
            Ksiądz nawet nie pytał, kim jestem. Jedyne, o co zapytał, to czy mu się udało. Mam nadzieję, że tak. Nie chciałbym, aby śmierć Caina poszła na marne.
- Skąd ksiądz wiedział? – zapytałem, kiedy staliśmy nad czarnym grobem.
- Odwiedzał mnie czasem. Obowiązuje mnie tajemnica spowiedzi, choć on się nie spowiadał, po prostu musiał się wygadać. Był jedyną osobą, która od początku wiedziała, jak zakończy się ta historia.
- Chyba tak – przyznałem.
- Jaki ma być napis? – zapytał.
- Anioł. – odpowiedziałem. - A data tylko w latach. 

*** 
            Twój Aniołek wyjechał, tak, jak chciałeś. Nazywałeś go tak, gdy był mały, pamiętasz? Zawsze wam zazdrościłem. Wy mieliście siebie, a ja, jako jedynak, byłem sam. Po tym, co później się stało, przestałem żałować. Wiem, jak bardzo Gabi przeżył Twoje zniknięcie. I wiem też, jak bardzo Ciebie bolało jego zachowanie. Tyle dla niego zrobiłeś, a on Cię nawet nie poznał. Kiedy najbardziej potrzebowałeś jego wsparcia, zostawił Cię samego. Szale przeważyła obietnica dana ojcu, Gabriel miał Cię pilnować. Po tygodniach w niewoli, pod nieustanną obserwacją, ostatnim, czego chciałeś, było kontrolowanie każdego Twojego ruchu. Kochałeś go, a on Cię zdradził. Nieświadomie, bo nigdy nie chciał Cię zranić. Byliście dziećmi, które się nie rozumiały. Rok rozłąki wystarczył, by zerwać nić porozumienia. Dopiero śmierć rodziców ponownie was zbliżyła. Nie było już ojca, którego nienawidziłeś chyba najbardziej. To jego ambicje i pogoń za spełnieniem zawodowym sprowadziła na Ciebie ten koszmar. Później chciał Cię kontrolować, abyś przypadkiem nie zhańbił jego nazwiska. 
W końcu dał Ci wolną rękę, miałeś broń, pieniądze, mogłeś się wyrwać. Dlaczego nie wyjechałeś? Nie zostawiłeś wszystkiego i nie zacząłeś żyć na nowo, jak chciałeś? To musiało być frustrujące. Nie móc spełnić własnych marzeń z lęku o braciszka. Mimo wszystko zawsze go kochałeś i chroniłeś. Gdyby Ciebie zabrakło, a wasz ojciec znowu ściągnąłby kłopoty na rodzinę, ucierpiałby Twój Aniołek. Gabriel miał prawdziwego księcia z bajki. Szkoda, że nigdy się o tym nie dowiedział. Ale życie nie jest bajką...
            Żegnaj, Cain. Zostawię Ci aniołka, mały breloczek. Gabriel miał go zawsze przy sobie. Nie wiem, czy jeszcze ktokolwiek zadba o Twój grób. Czarny jak Twoja dusza. Nie, nie jak dusza, jak oczy. Bo dusza była biała...


ANIOŁ
1991 – 2010

Serce Twoje przestało już bić,
Aby inne mogło żyć.

5 komentarzy:

  1. to teraz wszyscy, którzy mieli o Cainie złe zdanie, powinni go na kolanach przepraszać!
    tylko.. dlaczego Ty go musiałaś zabić? to teraz z czystym sercem mogę mu ołtarzyk zrobić.. (Cain, przepraszam, że jeszcze tego nie zrobiłam!). i będę się w niego codziennie wpatrywać i płakać sobie cichutko nad jego losem.. MOJA MIŁOŚĆ UMARŁA! NIGDY CI TEGO NIE WYBACZĘ! XD
    Gabryś wyjechał.. to na pewno lepiej, bo po pierwsze, jak Cain już powiedział Shunowi, nikt z tych złych i głupich ludzi go nie znajdzie. no a po drugie, może w tej Francji będzie mu lżej? oby..
    Shun też okazał się wspaniałym przyjacielem. i nie zawiódł Caina. zawsze miałam go za niepoprawnego idiotę (w tym pozytywnym sensie, oczywiście xd), a od dziś będę miała go za wspaniałego, niepoprawnego idiotę.
    to opowiadanie było wspaniałe.. chcę już dwa kolejne opowiadania! :*

    Ay

    OdpowiedzUsuń
  2. Ujaj się ;o;
    Też się popłakałam, i czytałam to strasznie wolno... Albo mi się tak tylko wydawało.
    Szkoda, że ich "losy" się zakończyły u.u
    Shun jako dziadek? Łohoho, to zaszalałaś c:
    Czekam na następne opowiadania i wybaczam spóźnienie :3 Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaraz po pierwszych słowach, łzy zaczęły mi płynąć po policzkach. Mój komentarz bedzie trochę może chaotyczny, ale co tam. :D
    Ogromne wrażenie wywarł na mnie Shun siedzący przy grobie przyjaciela, jako staruszek... Do tego na zawsze dotrzymał tajemnicy... Wielki ciężar dźwigał, ale takiego przyjaciela to ze świecą szukać. :D
    Czułam, że to Gabi miał wtedy zostać porwany. Teraz dowiaduję się, że Dean był synem jednego z tych ludzi, którzy porwali Caina... Teraz po tym epilogu już wszystko rozumiem. Fantastycznie to sobie wykombinowałaś.
    "Za brudną szybą ujrzałem pozostałości domu Angelów." Cain był tak blisko, kiedy go porwali i nikt go nie znalazł. Mogli po kilka razy przeszukiwać miejsca. Nawet widział dom przez okno i nie mógł nic zrobić. :( Znów się rozbeczę. Biedny dzieciak. Zniszczyli jego radość, miłość...
    "To był ostatni raz, gdy widziałem Cię żywego... " Dobra teraz już ryczę na całego. I tak już było do końca epilogu.
    Cain tak bardzo kochał Gabrysia, że musiał go zostawić (umrzeć), aby chłopak mógł dalej żyć i być bezpieczny. Dlaczego zabiłaś Caina?????? :(((
    Dziewczyno to było tak smutne, a zarazem piękne i tak bardzo podkreślające część o Gabim, że mam ochotę wybudować Ci ołtarzyk. Ayś zrobi to Cainowi, a ja Tobie. :D
    Smutne jest też to, że Gabi cały czas myślał, że Cain do niego wróci. Wyjechał, ale wróci.... A on już nie żył. :(

    Ayś przepraszam teraz Caina, że miałam go za złego.

    OdpowiedzUsuń
  4. PŁAKAĆ MI SIĘ CHCE!!! PO PROSTU BECZĘ JAK DZIECKO!DLACZEGO nie mógł ich zabić i cudem przeżyć? *chlipie przed komputerem, aż jej się obraz rozmywa* ...Buuuuuuuu!!
    Biedny Gabi... Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. BOŻE NIEEEEEEE!!!!!!!!!! powyłam się jak małe dziecko, dlaczego????? aż ręce mi się trzęsą jak piszę ten komentarz nieznoszę takich zakończeń, po prostu ich nie cierpię, dlaczego to nie mogło się dobrze skończyć, no dlaczego pytam??

    OdpowiedzUsuń