Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

poniedziałek, 26 września 2011

X. Złe wieści


             Na pogrzeb Deana nie poszedłem. Szkolna pielęgniarka zwolniła mnie z lekcji w tym tygodniu z powodu zapalenia gardła. Niestety, Cain także miał jeszcze zwolnienie. Nikt nie zwracał mi uwagi, że przeprowadziłem się do Shuna. Dyrektor uznał, że po śmierci „przyjaciela” towarzystwo brata, który najwyraźniej nie ma nic przeciwko, oraz Shuna, dobrze mi zrobi. Sam nie wiem, czy nie wolałbym być sam. Ale to pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy byłem z Cainem i nie krzyczał na mnie. Większość czasu milczał, leżąc na łóżku Shuna, które sobie teraz przywłaszczył.
            W ostatnim pożegnaniu Evila
wzięła udział niemal cała szkoła. Tego dnia odwołano lekcje, gdyż każdy nauczyciel chciał iść. Dean cieszył się wśród nich nienaganną opinią. Po raz kolejny ukazał się jego niezwykły talent aktorski.
            Na czas pogrzebu Cain gdzieś zniknął. Na pewno na niego nie poszedł. Opuścił pokój na długo po tym, jak wszyscy już poszli. Nie mogłem zbyt długo zastanawiać się, dokąd. Odwiedził mnie Andrew z Blake’iem, i oczywiście Shun, ale on tu mieszka, więc nie jest gościem. Moore ułożył się wygodnie na swoim, idealnie pościelonym przez Caina, łóżku. Bailey usiadł na drugim, a Rain chodził po pokoju, wyraźnie zdenerwowany.
- Powiedziałem im – przyznał Shun.
To wyjaśniało zachowanie Andrew.
- Nie wiem, kto go zabił, ale jestem mu wdzięczny – powiedział, nie zaprzestając swej wędrówki. – Najchętniej rozerwałbym tego skurwysyna na strzępy i rozsypał resztki w lesie.
- I tak już nie żyje – wtrącił Blake.
- Właśnie, więc by nie poczuł. Zastrzelili go, jedna kulka i śmierć na miejscu. A zasłużył na długą i powolną!
- Andrew, odpuść – poprosił Shun.
- Nie mogę! Jak sobie pomyślę, co przeżywał Paul... – spojrzał na mnie i zamilknął.
W jego niebieskich oczach dostrzegłem złość spowodowaną bezsilnością. Dowiedział się, kto skrzywdził Paula, ale to nie pomoże mu go odzyskać.
- Znajdziesz go – zapewniłem.
Jeśli ktokolwiek odnajdzie Paula, to będzie to właśnie Andrew.
- Gabriel, – zaczął Rain - był tu twój ojciec z całą ekipą. Dlaczego podejrzewają Caina?
- Chyba dlatego, że ma broń i akurat wypisał się ze szpitala – wyjaśniłem. – Być może to zbieg okoliczności.
- Być może? – powtórzył. – Więc nie jesteś pewien?
- Nie. Nie wiem tylko, dlaczego miałby to robić.
- Może go nie lubi – zaproponował Blake.
- Jakby likwidował wszystkich, których nie lubi, to my od dawna leżelibyśmy dwa metry pod ziemią – zauważył Shun.
- My tak. Ale ty ostatnio nieźle się z nim dogadujesz – przypomniał blondyn.
- Zazdrosny?
- Nie kpij, Shun. Nie mam nastroju na żarty.
Niespodziewanie wrócił Cain. Przelotnie spojrzał po zebranych i zatrzymał wzrok na Shunie.
- Wynocha z mojego łóżka.
- Przecież to moje łóżko – przypomniał.
Coś pstryknęło, w dłoni Caina dostrzegliśmy nóż.
- Dobra, złażę.
Zielonooki podniósł się i przeniósł na łóżko zajmowane chwilowo przez Blake. Usiadł obok niego.
- Fajny nożyk. Było nim uciąć, co nieco Evilowi – zasugerował Andrew.
- Wszyscy sądzicie, że to byłem ja? – zapytał, kładąc się na posłaniu.
Żaden z nas tego nie potwierdził. Ale też nie zaprzeczyliśmy.
- Skąd te wnioski?
- Masz broń – przypomniał Rain. – I nie wątpię, że byłbyś do tego zdolny.
- Zapewne. Wiecie, że ukradłem broń ojcu. Ciekawe tylko, skąd – posłał Shunowi miażdżące spojrzenie, a ten je zignorował.
- Było się nie chwalić.
- Nie przypominam sobie, bym się chwalił. Raczej ci groziłem – poprawił.
- Na to samo wychodzi.
Cain patrzył na Shuna nienawistnym spojrzeniem, pod którym nawet Blake się przygarbił, choć skierowane było na siedzącego obok przyjaciela. A Moore patrzył wprost w czarne tęczówki, uśmiechając się przy tym bezczelnie. Teraz nawet Andrew wolał oglądać swoje buty. W końcu Shun nie wytrzymał i... zaczął się śmiać.
- Jesteś największym idiotą, jakiego znam – stwierdził Cain, odwracając wzrok.
Zaczął obracać palcami nożyk, a Moore nadal skulony, dusił się śmiechem. Niespodziewanie coś świsnęło. Aż podskoczyliśmy, kiedy ostrze z trzaskiem wbiło się w podłogę między stopami Shuna. A on tylko wpatrywał się w drżącą rękojeść scyzoryka. Byliśmy w szoku, Cain nawet nie celował, przecież patrzył się w sufit.
- Masz pojęcie, ile dziur zrobiłeś już w podłodze?
Schylił się i zabrał ostrze.
- Skaleczysz się, dzieciaku.
- Już ty się o mnie nie martw. Lepiej się zastanów, jak wymigać się od zarzutów.
- Niby jakich? – spytał, rozglądając się, jednak widząc, że wszyscy są pewni, że to on, dodał: - Możecie uważać mnie za mordercę, ale nie róbcie ze mnie idioty. Nie strzelałbym z broni ojca.
- To masz jeszcze jedną? – zapytał Andrew.
- Oczywiście, cały karton – zakpił. – Trzymam je pod łóżkiem.
Nie wiem, dlaczego, ale cała nasza czwórka spojrzała w kierunku łóżka, na którym akurat leżał.
- Wynocha.
- Dobra, już cię nie wkurzamy. Idziemy do Dalii? – zaproponował Blake.
- Chętnie bym się czegoś napił – przyznał Andrew.
Obaj skierowali się do wyjścia.
- Nie idziesz? – spytał Rain, zwracając się do Shuna.
- Nie dość, że ma mnie za mordercę, to jeszcze za kanibala – wtrącił Cain. – Nie zjem go, możesz iść.
- Nawet jeśli, to jesteś wkurzony, a ja nie zamierzam zostawiać Gabriela na twojej łasce – odpowiedział Shun. – Nie idę.
- Okay, jak coś, to wiesz, gdzie nas szukać.
Po wyjściu chłopaków zapadła trochę niezręczna cisza. A przynajmniej dla mnie. Jedno nie dawało mi spokoju. Przez dłuższą chwilę zbierałem w sobie odwagę, by zapytać:
- Cain, dlaczego skoczyłeś z jego mieszkania?
- Przypadek. Wtedy nie wiedziałem, do kogo należy. Nie martw się, następnym razem po prostu strzelę sobie w łeb. Nie wiem, co mnie naszło na skakanie.
Nie wiedział, po prostu chciał się zabić i w tym celu włamał się do pierwszego, lepszego mieszkania.
- Okłamałeś mnie.
- Tak. I zapewne okłamię jeszcze nie raz, jeśli się w końcu nie odczepisz!
Już się nie odezwałem. Cain nie skrzywdził Paula, skłamał, żebym dał mu spokój. Ale jak mam go zostawić samego, skoro tak cholernie się o niego martwię? Boje się, że nadal myśli o samobójstwie...
            Cały dzień zastanawiałem się, co mogę zrobić. Za każdym razem dochodziłem do tych samych wniosków. Nic. Cain mnie nie chce... 
*** 
Nad ranem obudził mnie hałas. Za oknem było jeszcze ciemno, więc tym bardziej zaskoczyło mnie, że Cain gdzieś wychodzi. Nawet Shun już nie spał. Z niepokojem obserwował mojego brata. Cain przez dłuższy moment szukał czegoś w szafie. Nie dostrzegłem, co z niej wyjął, ale z pośpiechu, w jakim wkładał wyrzucone wcześniej ubrania wnioskuję, że gdzieś mu się spieszyło. Zwykle zostawia nienaganny porządek. Chwilę później szybkim krokiem opuścił pokój.
- Co się stało? – zapytałem.
- Nic, Gabi, śpij – odpowiedział szeptem.
Nie wiem, która była godzina, bo nie mogłem znaleźć telefonu. Jestem pewien, że kładłem go przy łóżku.
            Nie mogłem zasnąć, co raczej nie powinno mnie dziwić. Ostatnio niemal nie wychodziłem z łóżka, więc byłem wyspany. Jeszcze długo zastanawiałem się, dlaczego Cain wyszedł. 
*** 
            Przez cały ranek i południe szukałem telefonu. Nigdzie go nie było. Shun stwierdził, że na pewno się znajdzie. Nie poszedł na lekcje. Pół dnia chodził rozdrażniony, zbył Blake i Andrew, tłumacząc się niewyspaniem. Nie wyglądał na zmęczonego, raczej na zdenerwowanego. Nie udało mi się dowiedzieć, co się stało, ale byłem pewien, że ma to związek z Cainem. I nie myliłem się...
            Kiedy wrócił, Shun wyszedł bez słowa, zostawiając nas samych. Brat podszedł do mnie i odłożył na szafkę mój telefon.
- Skąd go masz?
- Zabrałem rano – wyjaśnił. – Nie chciałem, abyś się dowiedział. Musiałem najpierw coś sprawdzić.
Usiadł na brzegu łóżka, przeczesując dłonią długie włosy.
- Co się stało? – zapytałem szeptem.
Z jakiegoś powodu bałem się mówić głośniej.
- Znowu węszył tam, gdzie nie powinien. I tym razem się go pozbyli.
- O czym ty mówisz? – spytałem, choć chyba znałem odpowiedź. Tylko za nic nie chciałem dopuścić jej do świadomości.
- Twoi... – zaczął, lecz się poprawił: - Nasi rodzice nie żyją.
Dopiero teraz na mnie spojrzał. Nie dostrzegłem w jego oczach nic. Nawet tego chłodu, który widziałem od lat.
- Nie... – szepnąłem, ocierając płynące już łzy.
- Nie mam powodu, żeby kłamać, Gabi – powiedział, przytulając mnie.
Rozpłakałem się jak dziecko. Straciłem rodziców... Może nie byli idealni, ale zawsze mogłem na nich liczyć. A teraz... Wtuliłem się w brata, mocno go obejmując. Mam już tylko jego... 

2 komentarze:

  1. biedny Gabryś.. teraz pewnie się całkiem załamie.. ale Cain ma go pocieszać, nooo. już go przytulił :3. ah, jak słodko <3.
    nie wiem, czemu, ale ostatnia scena cholernie mnie rozczuliła. :)
    Shun przeciwstawia się Cainowi, haha xd. ich rozmowa była bardzo interesująca. "Było się nie chwalić", a potem odpowiedź o tym grożeniu. wszystko w stylu Caina xdd.
    no, pisz, pisz, Kotku, dasz radę! ;**

    Ay

    OdpowiedzUsuń
  2. Relacja Shoun/Cain bardzo mi się podoba. :D

    Przytulił go. Rozpłynę się teraz. :D
    Tylko jak to ich rodzice nie żyją? Coś chyba przegapiłam. Dobra, na razie nie będę o tym myśleć.
    "Cain mnie nie chce..." :(((( Smutne buuu. Chociaż tak mu się tylko wydaje. Cain go chce i to bardzo. Nie widzę innej możliwości. :D

    Lecisz z rozdziałami jak burza, więc dasz radę napisać to do końca września. Trzymam kciuki. :D

    OdpowiedzUsuń