Nie chciało mi się otwierać oczu. Wiedziałem, że zaspałem na lekcje, ale nie miałem najmniejszej ochoty na nie iść. Najchętniej poszedłbym spać i już nigdy się nie obudził. Wspomnienia minionego dnia wróciły, kiedy byłem jeszcze na granicy jawy i snu. Przez krótki moment łudziłem się, że to tylko koszmarny sen. Wystarczyło lekko się poruszyć, żeby ból przeszył moje ciało. Nadzieja zgasła. To nie był sen, Dean naprawdę to zrobił. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego. Kochałem go, ufałem mu bezgranicznie. Przez to wszystko bolało jeszcze bardziej. Nigdy, nawet przez chwilę, nie przypuszczałem, że jest do tego zdolny. A jednak był. Brutalnie zniszczył moje plany i marzenia. Nie wiem, czy będę umiał z tym żyć, zwłaszcza tutaj. Mijać go codziennie na korytarzu i udawać, że nic się nie stało. Paul tego nie zniósł. Uciekł od złych wspomnień, od niego. A Dean przez cały ten czas grał niewinnego. Nigdy nie pojmę, jak można być tak podłym, złym do szpiku kości.
Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Otarłem je kantem kołdry, zdradzając, że już nie śpię. Usłyszałem kroki, ktoś podszedł do łóżka. Otworzyłem załzawione oczy i ujrzałem Shuna.
- Dzień dobry – powiedział z bladym uśmiechem.
Martwił się o mnie, widziałem to w jego zielonych oczach. Chciałem odpowiedzieć: „zły”, ale głos ugrzązł mi w gardle, boleśnie je drażniąc. Zakaszlałem, czując piekący ból.
- Pokaż czoło – powiedział Moore.
Nie czekając na odpowiedź, przyłożył do niego swoją dłoń.
- Nie masz gorączki – stwierdził.
- Pić – szepnąłem.
- Już podaję.
Wstał i podszedł do biurka.
- Sok jabłkowy może być? – spytał.
Kiwnąłem głową, nie będąc w stanie się odezwać.
- Proszę.
Podał mi szklankę pełną soku. Przyjąłem ją z wdzięcznością. Napój nie był zimny, ale i tak ból gardła przypominał o sobie przy każdym łyku. Ale przynajmniej ugasiłem pragnienie. Głos nie był mi potrzebny, nie miałem ochoty rozmawiać.
Nagle drzwi otworzyły się i wszedł Cain. Chciałem zapytać, co tu robi, ale szybko z tego zrezygnowałem. To w końcu jego pokój, a ja na dodatek leżę w jego łóżku. To raczej on powinien zadać mi to pytanie.
- To mój sok – powiedział, patrząc na mnie z góry.
Odstawiłem szklankę na szafkę obok i otuliłem się kołdrą, chcąc ukryć się przed jego wzrokiem.
- Odkupię ci – zapewnił Shun. - Mógłbyś być nieco milszy?
- Milszy? – powtórzył Cain.
Odsunąłem nieco kołdrę, spoglądając na chłopaków. Moore stał dokładnie pomiędzy mną, a bratem.
- Tak, milszy. Gabriel zostaje u nas na jakiś czas.
- Następnym razem, jak postanowisz sprowadzić tu sobie gościa, to odstąp mu własne łóżko.
Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu, poczym Cain dał za wygraną. Odwrócił się i podszedł do łóżka Shuna. Jednym ruchem ściągnął kołdrę i strzepał na podłogę wszystkie śmieci. Telefon uderzył głucho o dywan, a rozsypane karty jeszcze przez chwilę jakby szybowały tuż nad ziemią.
- Wolę nie wiedzieć, co trzymasz pod łóżkiem – stwierdził czarnooki, rozkładając pościel i kładąc się na posłaniu.
- Krokodyla – odrzekł Moore.
Patrzyłem na nich, niczego nie rozumiejąc. Cain nie był zły ani na mnie, ani na Shuna. Nawet darował sobie kłótnię z nim, a mi nie kazał się wynosić.
- Na twoim miejscu bym tu posprzątał. Będziemy mieli gości.
- Niby kogo? – spytał zielonooki, nie kryjąc zdziwienia.
- Policja z dyrektorem. Chcą przesłuchać Gabriela.
- Mnie?! – pisnąłem.
Spojrzałem pytająco na Shuna, ale on był tak samo zaskoczony, jak ja.
- Nie słyszeliście? – spytał i z dziwną radością w oczach spojrzał na mnie, dodając: - Twój kochany Dean nie żyje.
Zamarłem. Dean miałby... Umrzeć? W głowie niczym echo rozbrzmiewały te dwa słowa: „nie żyje”. A mi nawet nie było żal. Właściwie, czułem ulgę. Nie będę musiał na niego patrzeć. Wątpię, czy bym to wytrzymał. Pewnie uciekłbym, jak Paul. Ciekawe, gdzie on teraz jest. Czy w ogóle żyje. A jeśli Dean go... Nie! Nie wolno mi tak myśleć! On żyje! Paul żyje i wróci do nas, do Andrew. Jestem pewien. Teraz, kiedy Deana nie ma, wszystko się ułoży.
Zdałem sobie sprawę, że bezmyślnie wpatruję się w ścianę, więc wtuliłem się w poduszkę. Mam nadzieję, że mojemu bratu nie wyda się dziwne, że nawet nie zapytałem, jak zginął. Wszak był, ponoć, moim przyjacielem. A teraz go nie ma.
Shun przez chwilę uprzątał stopą karty i inne przedmioty rozsypane przez Caina pod łóżko. Telefon podniósł i odłożył na zagracone biurko.
Niedługo potem ktoś zapukał do drzwi i, nie czekając na zaproszenie, otworzył je. Do pokoju wszedł mój ojciec w towarzystwie dyrektora.
- Chciałbym porozmawiać z Cainem – powiedział. – Na osobności.
- Oczywiście. Shun, lekcje już dawno się zaczęły – przypomniał dyrektor.
- Już idę – odparł chłopak.
Wyszedł, a drzwi cicho się za nim zamknęły.
- Gabriel? – tata dopiero teraz mnie zauważył. – Co ty tu robisz?
- Wyleguje się na moim łóżku i wypija mój sok – odpowiedział Cain. – Nie widać?
- Już wychodzę, daj mi chwilę – poprosiłem zachrypniętym głosem, wysuwając się spod pierzyny.
- Nie, zostań. Z tobą też muszę porozmawiać.
Nagle wrócił Moore.
- Zapomniałem czegoś – wyjaśnił, rozglądając się po pokoju.
Cain westchnął.
- Telefon leży na biurku – przypomniał.
- No tak. Dzięki – odpowiedział Shun.
Zabrał swoją własność i wyszedł. Nasz ojciec już chciał coś powiedzieć, kiedy mój brat go ubiegł:
- To jeszcze nie koniec.
- Czego? – spytał, nie rozumiejąc.
W tym momencie ponownie wszedł Shun.
- Lepiej wezmę kluczyk.
- Weź i idź już – ponaglił zirytowany dyrektor.
- Najpierw to on musi go znaleźć – oznajmił Cain.
- A twoim zdaniem, gdzie powinienem go szukać?
- Tam, gdzie go zostawiłeś.
Przypomniała mi się rozmowa z Shunem sprzed wielu tygodni. Opowiadał, jak sam szuka zgubionych przedmiotów, a Cain przygląda się temu, choć doskonale wie, gdzie chłopak to zgubił. Oni naprawdę się polubili. Pewnie w innych okolicznościach śmiałbym się z zaistniałej sytuacji. Teraz myśli zaprzątało mi niepokojące uczucie. Czemu ojciec chciał rozmawiać z Cainem w cztery oczy? Jeśli mój brat nie kłamał, przyszli tu w sprawie Deana.
Shun przejrzał już szufladę i szafkę oraz blat zagraconego biurka. W końcu poddał się i ze złością powiedział:
- Angel, nie baw się teraz i powiedz, gdzie jest ten przeklęty kluczyk!
- Chowałeś go wczoraj do kieszeni – odpowiedział.
- Aha. Spodnie są w łazience.
Czarnowłosy zniknął na dłuższy moment w łazience, po czym bez słowa ruszył do drzwi. Zatrzymał się w pół kroku, widząc spojrzenie Caina.
- Czego jeszcze zapomniałem?
- Już tylko plecaka.
Zabrawszy wszystko, co potrzebne na lekcje, choć wątpię, czy Shun na nie pójdzie, wyszedł. Przez chwilę wszyscy milczeliśmy, jakby oczekując kolejnego wejścia Moora.
- To na pewno wszystko? – spytał dyrektor.
- Tak - odpowiedział Cain tak samo bezbarwnym, jak zawsze, głosem.
- Będę na korytarzu.
Zostaliśmy we trójkę, ja, brat i ojciec. To się nigdy dobrze nie kończyło.
- Gabriel – zaczął tata. – Wiem, że przyjaźniłeś się z Deanem Evilem.
Milczałem, nie zaprzeczając ani nie potakując, więc ojciec kontynuował:
- Zginął dziś w nocy. Przykro mi.
- A mi nie – wtrącił Cain.
- Nie z tobą rozmawiam – przypomniał tata, gromiąc go wzrokiem.
Oczywiście nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia.
- Jak? – zapytałem.
- To było morderstwo. Ktoś...
- Poderżnął mu gardło – wszedł mu w słowo Cain.
- Skąd wiesz? – spytał, odwracając się w stronę drugiego syna.
- A poderżnęli? Ja bym tak zrobił. Albo wywaliłbym go przez okno. Tylko najpierw sprawdziłbym, czy nie stoją pod nim samochody.
- Z tego samego okna, z którego ostatnio skakałeś? – spytał z założonymi rękami. - Okłamałeś mnie. Wiedziałeś, że to mieszkanie Evila.
- Nie okłamałem – zaprzeczył Cain. – Nie pytałeś, czy wiem, do kogo należy, tylko czy znam właściciela. A właścicielem jest ojciec Deana, a jego nie znam.
Ojciec był wściekły. Lata pracy w FBI nauczyły go rozmawiać z różnymi typami i trzymać nerwy na wodzy, niemal nie okazując złości. Ale ja wiedziałem, że tylko dzięki silnej woli jeszcze stał i nie uderzył Caina.
- Gdzie byłeś wczoraj? – zapytał.
- W nocy? Tutaj. Sam powiedziałeś, że zginął w nocy – dodał szybko. Chyba przewidział, o co ojciec zamierzał zapytać. – Shun to potwierdzi.
- Gabriel? – odwrócił się do mnie. – Byłeś tu całą noc, prawda?
- Tak – wychrypiałem. Spojrzałem na brata. Nasze oczy spotkały się. Jego ciemne jak noc tęczówki nie zdradzały żadnych emocji, żadnych uczuć. – Cain też – skłamałem. Nawet nie drgnął, a ja odwróciłem wzrok.
Nie wiem, czy ojciec cieszył się, że jego syn nie ma z tym nic wspólnego, czy żałuje, że to jednak nie Cain. Miałby wreszcie spokój. Czasem myślę, że on wolałby, żeby Cain nigdy się nie odnalazł.
- Czy Evil miał jakichś wrogów?
- Nie wiem – przyznałem. – Nic mi nie mówił.
- Rozumiem. Powinieneś iść do lekarza – zasugerował tata. – Masz chrypkę, przeziębiłeś się?
- Chyba tak. Patrzyłem, jak śnieg pada.
To już nie było kłamstwo. A przynajmniej nie do końca. Przecież nie powiem ojcu, że zdarłem gardło, krzycząc, kiedy Dean mnie...
Wspomnienia wróciły. Wtuliłem się w poduszkę, powstrzymując łzy. Nawet w myślach nie potrafiłem przyznać, co mi zrobił.
- Może lepiej wracaj do własnego łóżka i odpoczywaj.
Cain prychnął.
- Nie martw się, nie zjem twojego jedynego syna – powiedział.
- Sam się wydziedziczyłeś – przypomniał ojciec.
- Dziwisz się? Wolę być sierotą niż mieć takiego tatusia.
- Przestańcie! – poprosiłem. – Nie kłóćcie się już.
- Wybacz, synu. Odpoczywaj – polecił. Spojrzał na Caina i powiedział: - Evila zastrzelono. Jeśli się okaże, że strzelano z broni, którą mi ukradłeś, nie będę cię krył.
- Wtrącisz mnie do więzienia, to sam też pójdziesz siedzieć.
- Wiem. Nie powiedziałem, że skradziono mi broń. Pozostawiłem ją w twoich rękach, a więc dałem ci zezwolenie na zabijanie. Jeśli to ty go zabiłeś, poniosę wszelkie konsekwencje swych decyzji. Żegnam.
Wyszedł. Nie minęło pięć sekund, a Cain już był obok mnie. Kucnął, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem.
- Nie prosiłem, byś mnie krył. Dobrze wiesz, że wcale mnie tu nie było.
- Cain, czemu on myśli, że to ty? – spytałem szeptem.
- Moje życie to nie twoja sprawa, więc się nie wtrącaj.
Wstał i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Otarłem je kantem kołdry, zdradzając, że już nie śpię. Usłyszałem kroki, ktoś podszedł do łóżka. Otworzyłem załzawione oczy i ujrzałem Shuna.
- Dzień dobry – powiedział z bladym uśmiechem.
Martwił się o mnie, widziałem to w jego zielonych oczach. Chciałem odpowiedzieć: „zły”, ale głos ugrzązł mi w gardle, boleśnie je drażniąc. Zakaszlałem, czując piekący ból.
- Pokaż czoło – powiedział Moore.
Nie czekając na odpowiedź, przyłożył do niego swoją dłoń.
- Nie masz gorączki – stwierdził.
- Pić – szepnąłem.
- Już podaję.
Wstał i podszedł do biurka.
- Sok jabłkowy może być? – spytał.
Kiwnąłem głową, nie będąc w stanie się odezwać.
- Proszę.
Podał mi szklankę pełną soku. Przyjąłem ją z wdzięcznością. Napój nie był zimny, ale i tak ból gardła przypominał o sobie przy każdym łyku. Ale przynajmniej ugasiłem pragnienie. Głos nie był mi potrzebny, nie miałem ochoty rozmawiać.
Nagle drzwi otworzyły się i wszedł Cain. Chciałem zapytać, co tu robi, ale szybko z tego zrezygnowałem. To w końcu jego pokój, a ja na dodatek leżę w jego łóżku. To raczej on powinien zadać mi to pytanie.
- To mój sok – powiedział, patrząc na mnie z góry.
Odstawiłem szklankę na szafkę obok i otuliłem się kołdrą, chcąc ukryć się przed jego wzrokiem.
- Odkupię ci – zapewnił Shun. - Mógłbyś być nieco milszy?
- Milszy? – powtórzył Cain.
Odsunąłem nieco kołdrę, spoglądając na chłopaków. Moore stał dokładnie pomiędzy mną, a bratem.
- Tak, milszy. Gabriel zostaje u nas na jakiś czas.
- Następnym razem, jak postanowisz sprowadzić tu sobie gościa, to odstąp mu własne łóżko.
Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu, poczym Cain dał za wygraną. Odwrócił się i podszedł do łóżka Shuna. Jednym ruchem ściągnął kołdrę i strzepał na podłogę wszystkie śmieci. Telefon uderzył głucho o dywan, a rozsypane karty jeszcze przez chwilę jakby szybowały tuż nad ziemią.
- Wolę nie wiedzieć, co trzymasz pod łóżkiem – stwierdził czarnooki, rozkładając pościel i kładąc się na posłaniu.
- Krokodyla – odrzekł Moore.
Patrzyłem na nich, niczego nie rozumiejąc. Cain nie był zły ani na mnie, ani na Shuna. Nawet darował sobie kłótnię z nim, a mi nie kazał się wynosić.
- Na twoim miejscu bym tu posprzątał. Będziemy mieli gości.
- Niby kogo? – spytał zielonooki, nie kryjąc zdziwienia.
- Policja z dyrektorem. Chcą przesłuchać Gabriela.
- Mnie?! – pisnąłem.
Spojrzałem pytająco na Shuna, ale on był tak samo zaskoczony, jak ja.
- Nie słyszeliście? – spytał i z dziwną radością w oczach spojrzał na mnie, dodając: - Twój kochany Dean nie żyje.
Zamarłem. Dean miałby... Umrzeć? W głowie niczym echo rozbrzmiewały te dwa słowa: „nie żyje”. A mi nawet nie było żal. Właściwie, czułem ulgę. Nie będę musiał na niego patrzeć. Wątpię, czy bym to wytrzymał. Pewnie uciekłbym, jak Paul. Ciekawe, gdzie on teraz jest. Czy w ogóle żyje. A jeśli Dean go... Nie! Nie wolno mi tak myśleć! On żyje! Paul żyje i wróci do nas, do Andrew. Jestem pewien. Teraz, kiedy Deana nie ma, wszystko się ułoży.
Zdałem sobie sprawę, że bezmyślnie wpatruję się w ścianę, więc wtuliłem się w poduszkę. Mam nadzieję, że mojemu bratu nie wyda się dziwne, że nawet nie zapytałem, jak zginął. Wszak był, ponoć, moim przyjacielem. A teraz go nie ma.
Shun przez chwilę uprzątał stopą karty i inne przedmioty rozsypane przez Caina pod łóżko. Telefon podniósł i odłożył na zagracone biurko.
Niedługo potem ktoś zapukał do drzwi i, nie czekając na zaproszenie, otworzył je. Do pokoju wszedł mój ojciec w towarzystwie dyrektora.
- Chciałbym porozmawiać z Cainem – powiedział. – Na osobności.
- Oczywiście. Shun, lekcje już dawno się zaczęły – przypomniał dyrektor.
- Już idę – odparł chłopak.
Wyszedł, a drzwi cicho się za nim zamknęły.
- Gabriel? – tata dopiero teraz mnie zauważył. – Co ty tu robisz?
- Wyleguje się na moim łóżku i wypija mój sok – odpowiedział Cain. – Nie widać?
- Już wychodzę, daj mi chwilę – poprosiłem zachrypniętym głosem, wysuwając się spod pierzyny.
- Nie, zostań. Z tobą też muszę porozmawiać.
Nagle wrócił Moore.
- Zapomniałem czegoś – wyjaśnił, rozglądając się po pokoju.
Cain westchnął.
- Telefon leży na biurku – przypomniał.
- No tak. Dzięki – odpowiedział Shun.
Zabrał swoją własność i wyszedł. Nasz ojciec już chciał coś powiedzieć, kiedy mój brat go ubiegł:
- To jeszcze nie koniec.
- Czego? – spytał, nie rozumiejąc.
W tym momencie ponownie wszedł Shun.
- Lepiej wezmę kluczyk.
- Weź i idź już – ponaglił zirytowany dyrektor.
- Najpierw to on musi go znaleźć – oznajmił Cain.
- A twoim zdaniem, gdzie powinienem go szukać?
- Tam, gdzie go zostawiłeś.
Przypomniała mi się rozmowa z Shunem sprzed wielu tygodni. Opowiadał, jak sam szuka zgubionych przedmiotów, a Cain przygląda się temu, choć doskonale wie, gdzie chłopak to zgubił. Oni naprawdę się polubili. Pewnie w innych okolicznościach śmiałbym się z zaistniałej sytuacji. Teraz myśli zaprzątało mi niepokojące uczucie. Czemu ojciec chciał rozmawiać z Cainem w cztery oczy? Jeśli mój brat nie kłamał, przyszli tu w sprawie Deana.
Shun przejrzał już szufladę i szafkę oraz blat zagraconego biurka. W końcu poddał się i ze złością powiedział:
- Angel, nie baw się teraz i powiedz, gdzie jest ten przeklęty kluczyk!
- Chowałeś go wczoraj do kieszeni – odpowiedział.
- Aha. Spodnie są w łazience.
Czarnowłosy zniknął na dłuższy moment w łazience, po czym bez słowa ruszył do drzwi. Zatrzymał się w pół kroku, widząc spojrzenie Caina.
- Czego jeszcze zapomniałem?
- Już tylko plecaka.
Zabrawszy wszystko, co potrzebne na lekcje, choć wątpię, czy Shun na nie pójdzie, wyszedł. Przez chwilę wszyscy milczeliśmy, jakby oczekując kolejnego wejścia Moora.
- To na pewno wszystko? – spytał dyrektor.
- Tak - odpowiedział Cain tak samo bezbarwnym, jak zawsze, głosem.
- Będę na korytarzu.
Zostaliśmy we trójkę, ja, brat i ojciec. To się nigdy dobrze nie kończyło.
- Gabriel – zaczął tata. – Wiem, że przyjaźniłeś się z Deanem Evilem.
Milczałem, nie zaprzeczając ani nie potakując, więc ojciec kontynuował:
- Zginął dziś w nocy. Przykro mi.
- A mi nie – wtrącił Cain.
- Nie z tobą rozmawiam – przypomniał tata, gromiąc go wzrokiem.
Oczywiście nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia.
- Jak? – zapytałem.
- To było morderstwo. Ktoś...
- Poderżnął mu gardło – wszedł mu w słowo Cain.
- Skąd wiesz? – spytał, odwracając się w stronę drugiego syna.
- A poderżnęli? Ja bym tak zrobił. Albo wywaliłbym go przez okno. Tylko najpierw sprawdziłbym, czy nie stoją pod nim samochody.
- Z tego samego okna, z którego ostatnio skakałeś? – spytał z założonymi rękami. - Okłamałeś mnie. Wiedziałeś, że to mieszkanie Evila.
- Nie okłamałem – zaprzeczył Cain. – Nie pytałeś, czy wiem, do kogo należy, tylko czy znam właściciela. A właścicielem jest ojciec Deana, a jego nie znam.
Ojciec był wściekły. Lata pracy w FBI nauczyły go rozmawiać z różnymi typami i trzymać nerwy na wodzy, niemal nie okazując złości. Ale ja wiedziałem, że tylko dzięki silnej woli jeszcze stał i nie uderzył Caina.
- Gdzie byłeś wczoraj? – zapytał.
- W nocy? Tutaj. Sam powiedziałeś, że zginął w nocy – dodał szybko. Chyba przewidział, o co ojciec zamierzał zapytać. – Shun to potwierdzi.
- Gabriel? – odwrócił się do mnie. – Byłeś tu całą noc, prawda?
- Tak – wychrypiałem. Spojrzałem na brata. Nasze oczy spotkały się. Jego ciemne jak noc tęczówki nie zdradzały żadnych emocji, żadnych uczuć. – Cain też – skłamałem. Nawet nie drgnął, a ja odwróciłem wzrok.
Nie wiem, czy ojciec cieszył się, że jego syn nie ma z tym nic wspólnego, czy żałuje, że to jednak nie Cain. Miałby wreszcie spokój. Czasem myślę, że on wolałby, żeby Cain nigdy się nie odnalazł.
- Czy Evil miał jakichś wrogów?
- Nie wiem – przyznałem. – Nic mi nie mówił.
- Rozumiem. Powinieneś iść do lekarza – zasugerował tata. – Masz chrypkę, przeziębiłeś się?
- Chyba tak. Patrzyłem, jak śnieg pada.
To już nie było kłamstwo. A przynajmniej nie do końca. Przecież nie powiem ojcu, że zdarłem gardło, krzycząc, kiedy Dean mnie...
Wspomnienia wróciły. Wtuliłem się w poduszkę, powstrzymując łzy. Nawet w myślach nie potrafiłem przyznać, co mi zrobił.
- Może lepiej wracaj do własnego łóżka i odpoczywaj.
Cain prychnął.
- Nie martw się, nie zjem twojego jedynego syna – powiedział.
- Sam się wydziedziczyłeś – przypomniał ojciec.
- Dziwisz się? Wolę być sierotą niż mieć takiego tatusia.
- Przestańcie! – poprosiłem. – Nie kłóćcie się już.
- Wybacz, synu. Odpoczywaj – polecił. Spojrzał na Caina i powiedział: - Evila zastrzelono. Jeśli się okaże, że strzelano z broni, którą mi ukradłeś, nie będę cię krył.
- Wtrącisz mnie do więzienia, to sam też pójdziesz siedzieć.
- Wiem. Nie powiedziałem, że skradziono mi broń. Pozostawiłem ją w twoich rękach, a więc dałem ci zezwolenie na zabijanie. Jeśli to ty go zabiłeś, poniosę wszelkie konsekwencje swych decyzji. Żegnam.
Wyszedł. Nie minęło pięć sekund, a Cain już był obok mnie. Kucnął, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem.
- Nie prosiłem, byś mnie krył. Dobrze wiesz, że wcale mnie tu nie było.
- Cain, czemu on myśli, że to ty? – spytałem szeptem.
- Moje życie to nie twoja sprawa, więc się nie wtrącaj.
Wstał i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Czemu tak krótko? Tak mnie wciągnęło, że może mi się tylko wydawało D: Ale i tak za krótko, ot co~!
OdpowiedzUsuńEj, ja chcę więcej. I szczerze, to cieszę się, że ten pieprzony gwałciciel od siedmiu boleści nie żyje (sorki Dean, taka prawda). Nie wiem co jeszcze mam napisać, dużo mam myśli w głowie, ale nie potrafię ich przelać na klawiaturę D:
Ech. Dobrze, że Gabriel ma Shuna. I Caina też. Cain tak naprawdę w środku to dobry chłopak, tak mi się wydaje. I troszczy się o brata jak najlepiej tylko potrafi. c:
Gabryś taki biedny.. mam ochotę go teraz przytulić. ale z drugiej strony wolałabym, by zrobił to ktoś inny. Ty już wiesz kto ;p.
OdpowiedzUsuńShun.. jego mózg chyba przejął Cain, sprawiając, że zielonooki w ogóle go nie ma, a Cain jest aż nadto mądry xdd.
rozmowa Caina z tatusiem była.. interesująca.
chcę już następny rozdział! już, teraz, zaraz! :*
Ay
a, jeszcze jedno.. DEAN NIE ŻYJE! TAK, TAK, TAK! NARESZCIE ZDECHŁ! ^^
OdpowiedzUsuńAy
Podzielam radość Ayś co do śmierci Deana. Spotkała go zasłużona kara, tylko jeszcze ten ktoś mógł go zgwałcić.
OdpowiedzUsuńGabiś kochane, biedne, słodkie maleństwo. Niech go Cain wreszcie przytuli i powie mu, że go kocha najbardziej na świecie.
Fajna scenka z tym poszukiwaniem rzeczy. :D