Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

sobota, 16 lipca 2011

III. Przyjaciel sprzed lat



„Zgubiłeś swą miłość, zgubiłeś swą radość. Dziś samotny na drodze, trzymasz w dłoniach cierpienie.

            Czas mijał, a Paul nadal nie dał znaku życia. Był moim przyjacielem, jednym z dwóch najlepszych. Dean chyba zauważył, że mi również bardzo go brakuje i też się martwię. Teraz to on częściej powtarza, że nasz rudzielec wróci cały i zdrowy i wszystko się ułoży. Wierzę w to. Wierzę, bo wiem, że tylko to mi pozostało. Tak jak wtedy, gdy zniknął Cain. Mogę tylko mieć nadzieję.
   
Przed lekcjami, jak co dzień, wyszedłem na świeże powietrze. Ogrody mamy naprawdę piękne. Drzewa zaczęły przybierać już złociste barwy, choć pogoda nadal była ciepła i słoneczna, jakby lato nie chciało ustąpić jesieni. Skierowałem się pod jedno z moich ulubionych drzew. Ramiona płaczącej wierzby sięgały samej ziemi, kryjąc mnie przed wzrokiem innych. Jednocześnie ja sam mogłem obserwować bramę przez lukę między gałązkami. Byłem ciekaw, czy i tym razem Cain opuści lekcje. Ojciec dzwonił do mnie ostatnio, pytając, czemu mój brat wagaruje. Ale ja przecież nic nie wiedziałem. Często widzę, jak wychodzi, ale nigdy nie próbowałem go śledzić. Wolę nie myśleć, co by mi zrobił, gdyby mnie przyłapał.
   
Kiedy siadałem, opierając się o pień, nie miałem pojęcia, że ktoś może na mnie czekać po drugiej stronie drzewa. Wyprostowałem nogi, krzyżując je w kostkach. Niespodziewanie rozległ się świst przecinanego powietrza i poczułem piekący ból nogi. Krzyknąłem przerażony, kiedy coś przyszpiliło mnie do pnia. Cienka witka wrzynała się w moją szyję, odbierając oddech. Cain wpatrywał się we nie tymi ciemnymi, pustymi jak otchłań oczami. Nie było w nich już choćby cienia dawnych uczuć. Próbowałem uwolnić się od tej diabelskiej, wierzbowej witki, ale Cain był silniejszy. Dusiłem się, a w oczach stanęły mi łzy.
- Jeśli jeszcze raz zobaczę, że mnie obserwujesz, zabiję cię – powiedział spokojnym, pozbawionym emocji głosem.
Słone krople zamgliły mi obraz, ale i tak wiedziałem, że jego twarz nie zdradzi żadnego wahania. Zrobi to. Zabije mnie. Tak po prostu.
    Ucisk na szyi zelżał tak samo nagle, jak się pojawił. Z trudem łapałem powietrze, dotykając dłonią piekącej skóry. Otarłem łzy wierzchem dłoni, ale po Cainie nie było już śladu. Pojawiał się i znikał kiedy chciał, bez ostrzeżenia. Tylko witka leżała tuż obok mnie. Noga nadal bolała. Mój piszczel zdobiła teraz czerwona pręga.
    Wyszedłem z kaskady gałązek. Od tej pory nienawidzę płaczącej wierzby. Rozejrzałem się dookoła. Ktoś stał na usypanym żwirkiem chodniku. Patrzył na mnie, potem na bramę i ostatecznie skierował się w moją stronę.
- Nie... – jęknąłem.
Nie miałem ochoty na towarzystwo. Czarnowłosy chłopak szedł szybkim krokiem i dopiero po chwili go poznałem. Zatrzymał się przede mną uważnie, obserwując. Przez dłuższy moment patrzył na moją zaczerwienioną nogę, szyję i w końcu spojrzał w oczy. Nadal chciało mi się płakać.
- To był Cain – stwierdził Shun.
- Jak zawsze.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie zaskoczony. Czyżby nie wiedział, jak brat mnie nienawidzi?
- Uderzył cię już wcześniej?
W jego oczach krył się smutek, poczucie winy. Nie wiedziałem tylko dlaczego.
- Nie, to był pierwszy raz. Zwykle po prostu mówi, co o mnie myśli i sobie idzie.
- Więc dlaczego teraz to zrobił? Czym się naraziłeś?
Zastanawiałem się, dlaczego ze mną rozmawia i od kiedy go to interesuje. Przypomniałem sobie, że przecież Shun z nim mieszka. Wie, kim stał się Cain, jego przyjaciel z dzieciństwa. Zapewne chce tak samo bardzo, jak ja poznać przyczynę jego zachowania.
- Ojciec do mnie dzwonił. Pytał, czemu Cain wagaruje – wyjaśniłem.
- A ty chciałeś go śledzić?
- Nie, chciałem tylko zobaczyć, czy dziś też gdzieś pójdzie. Zawszę tu siedzę – wskazałem wierzbę. – Ale dziś na mnie czekał.
- On ma alergię na tym punkcie. Bardzo nie lubi, gdy ktoś go obserwuje. Mi też się oberwało parę razy. Podobno za bardzo przyglądałem się, jak wychodzi i o której wraca.
- Rozmawiasz z nim czasem? – spytałem z nadzieją.
Bardzo bym chciał, aby mój brat miał kogoś bliskiego, z kim mógłby porozmawiać.
- Nie nazwałbym tego rozmową. Warczymy na siebie i z byle powodu jest kłótnia.
Poczułem się lżej na duchu i zaraz skarciłem się za ten stan. Cain był nadal sam, a ja się cieszyłem. Chyba nie zniósłbym myśli, że on kogoś ma i to nie jestem ja. Byłem zazdrosny. Nienawidzę tych pustych dziewczyn, które wlepiają w niego rozmarzone oczy i wzdychają. A on czasem spojrzy na którąś, bez emocji, bez cienia uśmiechu, ale także bez chłodu, z jakim patrzy na mnie.
- Chodźmy stąd – powiedział Shun. – W takim stanie nie możesz się pokazać na lekcjach.
Miał racje. Szramę na nodze mogłem jakoś wyjaśnić, ale śladu na szyi już nie.
- Dokąd? – spytałem, gdy obaj ruszyliśmy w kierunku szkoły.
- Do mnie? – zaproponował. – Nie bój się – dodał, widząc mój przerażony wzrok. – Caina nie ma. Wyszedł i nieprędko wróci.
    Kiedy z lekkim wahaniem wszedłem do pokoju chłopaków, od razu rzucił mi się w oczy podział pomieszczenia. Nie narysowali w prawdzie linii podziału, ale kompletny nieporządek po lewej stronie mocno kontrastował z pedantycznym porządkiem po prawej.
- Wiedziałeś, że twój brat nienawidzi bałaganu? – spytał zielonooki.
- Nie, znaczy... – zastanowiłem się chwilę. – W jego pokoju zawsze panował ład.
Łóżko Caina było idealnie pościelone, żadnego wgniecenie czy fałdki. Natomiast to naprzeciwko nie było ścielone od dawna. Poduszka w żadnej mierze nie przypominała swoim kształtem poduszki, a kołdra do połowy wydostała się z pościeli i spadała na podłogę. Na lewej stronie brązowego dywanu leżały rozrzucone karty, długopis, papierki, a na drugiej nawet okruszka.
- Ja nigdy nie lubiłem sprzątać. Może czasem bym tu ogarnął, ale lubię wkurzać Caina. Zwłaszcza, że drzwi łazienki są po mojej stronie. Nawet jego nocne wrzaski, gdy się potknie, mi nie przeszkadzają.
- Ja bym nie ryzykował – przyznałem.
- Myślę, że już się przyzwyczaił. W każdym razie nie wydziera się, gdy wracam kompletnie zalany w środku nocy i musi mi otwierać drzwi. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie rzucił jakiejś kąśliwej uwagi.
Poczułem ukłucie zazdrości. Skoro Cain toleruje Shuna, czemu nie może znieść mnie? Patrzyłem, jak zielonooki zwala stertę ubrań z trzeciego łóżka. Kilka łańcuszków na jego ręku zaszeleściło przyjemnie.
- Siadaj – powiedział, samemu zajmując miejsce na łóżku.
Usiadłem obok, nadal rozglądając się wokół. Ich pokój nie różnił się od mojego. A kolorystyka chyba we wszystkich była taka sama. Ściany w kolorze kawy z mlekiem, ciemniejszy pasek na wysokości ponad metra, zdobiony złotym wzorem. Po stronie Shuna stały dwie szafy. Widząc moje spojrzenie, wyjaśnił:
- Uzgodniliśmy, że Cain ma dwa łóżka, a ja dwie szafy.
- Dlaczego?
- Bo mam więcej ubrań.
- Ale po co mu dwa łóżka?
- W zasadzie, to korzystam z niego ja. A raczej Blake lub Andrew, jeśli zabalujemy.
- I Cain się nie upomina o swoją własność?
- Hmm... – zamyślił się chwilę. – Nie. Może zapomniał?
- Wątpię – przyznałem.
Cain nie zapomina. Nigdy.
- A co z chłopakiem, który miał z wami mieszkać? – spytałem.
- Podobno Cain go przepędził. Ale jak, to ja już nie wiem.
- Ja chyba też wolę nie wiedzieć. A ciebie nie chciał się pozbyć?
- Chciał, tak samo bardzo, jak ja jego.
- Ale jakoś się dogadujecie – stwierdziłem, walcząc z głupim uczuciem zazdrości.
- Po prostu nie wchodzimy sobie w drogę. On się czepia, że nie sprzątam, za długo siedzę w łazience i wracam kompletnie pijany, a ja, że kradnie mi notatki i zadania. Oczywiście informuje mnie później, że je „pożyczył“. Czasem poprawi mi jakieś błędy. Poza tym, jest niezwykle spostrzegawczy i ma dobrą pamięć. A to strasznie irytujące. Kiedy coś zgubię, obszukam cały pokój, a on będzie patrzył, dopóki nie uzna, że może mi powiedzieć, gdzie i kiedy to zostawiłem.
Bolało. Mała igiełka wbijała się w moje serce, koląc przy każdym uderzeniu. Shun zdobył więcej, niż ktokolwiek przed nim. Jeśli to, co mówi, jest prawdą, to Cain go polubił. Nie wiem jeszcze, w jak dużym stopniu, ale on go akceptuje.
- Cieszę się – przyznałem z lekkim uśmiechem.
- A ja nie! – odparł buntowniczo. Zmienił pozycję, teraz siedział twarzą do mnie. – No bo niby dlaczego nie może mi powiedzieć, kiedy grzecznie pytam, co? Zawsze patrzy z tym swoim uśmieszkiem, czy jak to nazwać. On się nigdy nie uśmiecha, ale ma wtedy taką... – przerwał, szukając odpowiednich słów. - Po prostu ma minę nieco inną niż zazwyczaj. A mnie wtedy szlag trafia. Wywracam pokój do góry nogami zupełnie niepotrzebnie.
- On nigdy nie mówi nic wcześniej, niż sobie zaplanował. I żadne groźby czy prośby nie pomagają.
- Robi to specjalnie, bo wie, że mnie wkurza – powiedział, zsuwając się na brzeg łóżka. Teraz leżał z nogami na ziemi i wpatrywał się w sufit.
- Taki już jest.
Przyjrzałem się chłopakowi. Czarne kosmyki, każdy innej długości układał się pod nieco innym kątem. Nieład prawie taki sam, jak w jego pokoju. A przynajmniej części. Intensywnie zielone czy mogły hipnotyzować. Nie dziwię się, że mało kto jest w stanie mu odmówić. Na szyi miał kilka wisiorków. Oba nadgarstki oplatały rzemyczki i brzęczące łańcuszki. Na kilku palcach miał srebrne pierścienie. Żadnego złota, nawet kolczyki w uszach i w prawej brwi srebrne. Myślę, że mógłbym go polubić. Jeszcze chwilę temu, gdy staliśmy w ogrodzie, wyglądał na zagubionego. A teraz narzeka z niebezpiecznymi iskierkami w oczach. Mam wrażenie, że wkrótce „umili” życie mojego brata. I pewnie tego pożałuje.
- A wiesz, co jest najgorsze? – spytał, gwałtownie się podnosząc.
- Co takiego?
- Że przypomina mi o wezwaniach do dyrektora. Zwykle pół godziny po czasie. Czysta złośliwość! Zobaczysz, już ja się na nim zemszczę! – zapewnił i znowu się położył.
- A jak chcesz to zrobić?
- Jeszcze nie wiem. Pająków się nie boi, już sprawdzałem.
- Kiedy?
Usiadł. Nie denerwowało mnie jego ciągłe kręcenie się. Zawsze uważałem to za znieważanie rozmówcy. Ale Shun chyba nie potrafił siedzieć grzecznie. Jak on wytrzymuje na lekcjach?
- Kumpel miał ptasznika. Okazało się jednak, że to ja się go bardziej bałem.
- A co zrobiłeś z pająkiem? – spytałem, rozglądając się po pokoju.
Mam nadzieję, że już od dawna go tu nie ma.
- Spokojnie, oddałem właścicielowi – zapewnił. – Ale najpierw położyłem na poduszce Caina, kiedy spał. Gdy się obudził, pająk chodził mu po ręce.
Mimowolnie podrapałem rękę. Nagle zaczęła mnie swędzieć.
- A co Cain z nim zrobił?
- Przyszedł do mnie przedstawić nowego przyjaciela.
Po minie Shuna, lekko zaczerwienionej twarzy i wzroku wbitym w podłogę, wywnioskowałem, że zemsta Caina się udała. I zapewne zielonooki nie zbliży się już do pająków. Zaśmiał się nagle i dokończył:
- Wyśpiewałem mu chyba wszystkie grzechy, byle tylko zabrał tego włochatego potwora spod mojej koszulki.
- Ugryzł cię?
- Na szczęście nie.
- To dobrze.
Rozbawiła mnie jego opowieść. A raczej fakt, że sam się śmiał.
- Może spróbuj z wężami? – zaproponowałem żartem.
- Jeszcze by mi go w gacie wsadził! Nie, tym razem wymyślę to tak, żeby nie wiedział, czyja to sprawka.
Podciągnął nogi i siedział po turecku. Ciekawe, ile wytrzyma w tej pozycji.
- A co mu jeszcze zrobiłeś?
Teraz nie miałem żadnych wątpliwości. Cain nie tylko toleruje Shuna, on go naprawdę lubi. Jeśli ja zrobiłbym coś takiego, wylądowałbym co najmniej na oiom’ie.
- Zamknąłem go na balkonie.
- Na długo?
- Na tyle, ile zajmuje wybicie szyby i powrót przez dziurę.
- Ojciec wspominał, że często tłuczecie okna. Co wtedy ci zrobił?
- Wysłał na pół nocy na balkon. A pogoda była koszmarna!
- Nie mogłeś wrócić, jak on?
- Nie. Właściwie, to mnie tam nie zamknął. Ale uwierz, gdybyś widział, jak obiera sobie pomarańcze kataną, też byś nie myślał o wejściu.
- Obierał? – spytałem, niedowierzając.
Jak można czymś tak wielkim obierać owoce?
- W zasadzie, to tylko leżała obok. Ale to w zupełności wystarczało.
Biły się we mnie dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony cieszyłem się, że Cain kogoś polubił. Shun to radosny i miły chłopak. Już jako dziecko był pełen energii. I chyba już z tego nie wyrośnie. Uwielbiał pakować się w kłopoty, albo to kłopoty lubiły dopadać jego. Ale zawsze śmiał się z nich razem z innymi. Cainowi jego towarzystwo dobrze zrobi. Z tego, co słyszałem, dostarcza mu rozrywek. A skoro nie odprawił go na tamten świat, musiał go lubić. A może to dlatego, że Shun nie wracał do przeszłości? Wie, co się wydarzyło i nie próbuje wyciągnąć tego z mojego brata. Myślę, że ja też mógłbym go polubić. Tylko jest jedno „ale”. Byłem zazdrosny. Cholernie zazdrosny i nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz