Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

sobota, 16 lipca 2011

II. Andrew vs Dean


"Gdy byłem mały widziałem jak odchodzą inni. Inni, ale nie Ty..."


     Tegoroczny powrót do szkoły okazał się koszmarem. Domyśliłem się, że zniknięcie Paula wypłynie na nas wszystkich. Miałem jednak nadzieję, że przez wakacje Dean pogodzi się z tym losem. Było zupełnie odwrotnie.
     Dean mocno przeżył rozstanie. Bardzo kochał Paula. Okazywał mu to na każdym kroku. Ale ja wiedziałem z jaką tęsknotą nasz rudzielec spoglądał na Andrew. Odkąd Rain wyznał mu miłość, było dla mnie jasne, kogo Evening wybierze. Wiem, że Paul kochał Deana, ale to, co łączyło go ze starym przyjacielem, było niezwykłe i silne. Kiedy widziałem ich razem, byłem pewien, że są dla siebie stworzeni.
- Dean, nie możesz się obwiniać – powiedziałem, siadając obok chłopaka.
Załamany ukrył się w cieniu wielkiego drzewa rosnącego w szkolnym ogrodzie.
- Nie powinienem pozwolić mu odejść – rzekł, patrząc w przestrzeń.
- Nie mogłeś tego przewidzieć. Nikt nie mógł.
- Mogłem. Wiedziałem, jaki jest Rain.
- Chciałeś, żeby był szczęśliwy – przypomniałem. - Pozwalając mu odejść udowodniłeś, jak bardzo go kochasz.
- I to był błąd.
- Dean, zrozum, przecież nie zatrzymałbyś go siłą.
- A powinienem.
Poddaję się. Nie mam pojęcia, jak go pocieszyć. Na wszystkie argumenty odpowiada tak samo.
     Ale przyjaciele Andrew też nie mają łatwo. Widziałem go kilka razy. Rozczochrany gorzej niż zwykle i nieogolony. Zapewne nie śpi nocami, wygląda na zmęczonego.
- Widzę, że masz nowego kochanka – usłyszałem lodowaty głos.
Błyskawicznie spojrzałem na Caina. Nie zauważyłem, kiedy się do nas zbliżył. Stał z boku i przyglądał się nam z rękami wetkniętymi w kieszenie. Przełknąłem ślinę, nagle zaschło mi w gardle. Dean wstał, wychodząc mojemu bratu naprzeciw. Ja nie byłem w stanie się ruszyć.
- Czego tu chcesz? – spytał.
- Byłem tylko ciekaw, kogo tym razem znalazł sobie mój braciszek.
Sposób, w jaki wypowiedział te słowa, dawały jasno do zrozumienia, że nie pała do mnie sympatią.
- Tym razem?
- To ty nie wiesz, ilu on ma? – zaśmiał się cicho. - Daje każdemu. – Spojrzał na mojego przyjaciela, radząc:
-  Na twoim miejscu, trzymałbym się od niego z daleka.
Znów spojrzał na mnie, jak na pogięty papierek.
- Jeszcze się czymś zarazisz – dodał, odchodząc.
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie umiałem nawet zaprzeczyć, choć to było oczywistą nieprawdą. Nic dla niego nie znaczę...
- Gabi...
Spojrzałem na Deana. Kucał tuż przy mnie i starł kroplę spływającą po moim policzku.
- On kłamał...- szepnąłem.
- Przecież wiem. Chciał cię zranić. Nie pozwalaj, aby mu się udawało.
- On się mści. Wtedy, to była moja wina...
- Nie – powiedział pewnie. – To była tylko jego wina, ty...
- Ty nawet nie wiesz, co się stało! – przerwałem.
- To mi opowiedz.
- Nie mogę. On...
- Zabronił ci? – spytał.
- Nie, po prostu... – przez chwilę szukałem odpowiednich słów. – To jego historia, nie moja. Nie mam prawa jej opowiadać.
- Gabi, cokolwiek go spotkało, to ciebie zabija. Nie jego.
- Nie mogę. Jeśli ty też uważasz, że skoro nie mogę być szczery, to nie nadaję się na przyjaciela, odejdź.
Odsunąłem się od niego. Zawsze było tak samo. Nieliczni, którzy nie uciekli na wieść, kto jest moim bratem, znikali zawsze wtedy, gdy nie chciałem im powiedzieć, co wydarzyło się dawno temu.
- Nie mam mowy. – Zmusił mnie, abym spojrzał w jego oczy. - Jesteś moim przyjacielem, Gabryś. Nie zostawię cię samego.
Patrzyłem w jego złociste oczy, tak ciepło na mnie patrzyły. Paul miał racje, Dean ma prześliczne oczy. Są tak odmienne od tych Caina.
- Skoro i tak nie poszliśmy na lekcje, to może masz ochotę na lody? – spytał z uśmiechem.
- Z przyjemnością – odpowiedziałem, również się uśmiechając.
Otarłem łzę i ruszyliśmy w stronę bramy. Na chwilę zapomniałem o spotkaniu z Cainem i o jego słowach, które tak bardzo mnie zabolały. Choć był jeden plus tego spotkania: Dean przestał myśleć o Paulu i zajął się mną. Jest wspaniałym przyjacielem.
     Wyszliśmy ledwie za bramę, gdy dostrzegliśmy Andrew. Stał dokładnie naprzeciwko nas, w odległości kilku kroków. To spotkanie nie mogło się dobrze skończyć.
- Ty... – zaczął Andrew.
- Rain... – odpowiedział Dean.
W ich spojrzeniach kryło się tyle nienawiści i zła, że dziwnym wydawał mi się fakt, iż obaj nie padli jeszcze martwi.
- Powinienem cię zabić – zaczął Evil. – To przez ciebie Paul uciekł! Gdyby został ze mną...
- To co, pilnowałbyś go przez dwadzieścia cztery godziny?
- Nie pozwoliłbym go skrzywdzić!
- Dean, uspokój się! – chwyciłem przyjaciela za ramię.
Nie udało mi się jednak go odciągnąć.
- Więc gdzie wtedy byłeś? – spytał, lecz zaraz sam sobie odpowiedział - A! Już pamiętam! Pieprzyłeś się z jakąś brunetką w Dali!
Nie miałem szans ich powstrzymać. Dean odepchnął mnie i rzucił się na Andrew. Szarpali się przez chwilę, okładając pięściami, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić.
- Przestańcie! – krzyczałem. – Dean, zostaw go!
Cios Raina sięgnął przeciwnika, łamiąc mu nos. Pisnąłem, widząc chwiejącego się przyjaciela. Nagle pojawili się znajomi Raina, a tuż za nimi dyrektor.
- Dość! – krzyknął.
Shun miał spore kłopoty z utrzymaniem Andrew. Jego towarzysz, blondwłosy chłopak, również nie miał łatwo. Dean nadal się wyrywał, jakby nie zauważył dyrektora.
- Jeśli zaraz się nie uspokoicie, wzywam policję! – krzyknął.
Obaj spojrzeli na mężczyznę i z niechęcią poddali się. Stali teraz w niewielkiej odległości, a Shun i blondyn tuż obok, gotowi w każdej chwili ich rozdzielić. A pan dyrektor stał nieco z boku, jakby bojąc się o własne zdrowie.
- Któryś mi powie, co się tu działo?
Żaden się nie odezwał.
     Po ustnej naganie zostali odesłani do pielęgniarki, oczywiście z eskortą. Sami prawdopodobnie pozabijaliby się już za pierwszym zakrętem.
     Dean miał złamany nos i musieli zabrać go do szpitala. Andrew miał rozcięty łuk brwiowy i podbite oko, ale pozostał w szkole. Miał tylko zwolnienie z lekcji do końca dnia. Na szczęście nie oberwało mi się za wagary. Na ostatnie lekcje nie poszedłem. Chciałem przemyśleć parę spraw w samotności.
     Wyszedłem do ogrodu. Obszedłem budynek, kierując się na boisko. Nie zastanawiałem się, która klasa ma tam lekcje. Wędrując wzdłuż muru natknąłem się na czarnowłosego chłopaka z plastrem na policzku. Zaskoczony zatrzymałem się, wpatrując się w jego niebieskie tęczówki.
- Twój kumpel ma pazurki – powiedział Andrew, dotykając plastra.
- Nie jesteś na lekcjach? – spytałem.
- Mam w-f. I zwolnienie. A ty?
Spojrzałem na boisko koszykówki. Faktycznie, jego klasa rozgrywała właśnie mecz. A jego przecież zwolniła pielęgniarka.
- Ja zrobiłem sobie dziś wolne – powiedziałem.
Zapadło nieprzyjemne milczenie. Nadal byłem zdziwiony jego zachowaniem. Spodziewałem się, że zaatakuje mnie tak, jak Deana. Tymczasem sprawiał wrażenie, że chce coś powiedzieć, tylko nie wie jak.
     W przeciwieństwie do mojego przyjaciela, nie obwiniałem Raina o to, co się stało. Sam doskonale wiem, jak czuje się osoba, która nie mogła nic zrobić. Jego własne wyrzuty sumienia wystarczająco go męczą.
     Wahałem się tylko przez chwilę i usiadłem obok. Zdumienie na jego twarzy szybko zmieniło się w niepewność.
- Nie zamierzam cię o nic oskarżać – zapewniłem. Obserwując grę jego kolegów, kontynuowałem: – Wiem, że kochałeś Paula. I on kochał ciebie.
- Nigdy sobie nie wybaczę, że zostawiłem go samego.
Westchnąłem. Nie umiałem pomóc Deanowi, którego przecież znam, a próbuję pocieszyć obcego mi chłopaka. Miałem wrażenie, że Paul tego ode mnie oczekuje. W końcu ja najlepiej wiem, jak czuje się osoba, która straciła kogoś bliskiego. I to w najgorszy możliwy sposób.
- Wiem, jak się czujesz – powiedziałem.
Prychnął i z żalem powiedział:
- Wszyscy wiedzą, jak się czuje, tylko, kurwa, nikt nigdy nie był w takiej sytuacji.
- Ja byłem – powiedziałem, spoglądając na niego niepewnie. – Osoba, którą bardzo kochałem, znikła, podobnie jak Paul. Ślad się urwał i już nikt nie wiedział, co się z nim stało.
- Mówisz o Cainie? Shun mi powiedział.
- Domyśliłem się. Tylko on wie dokładnie, co się stało.
- Nie wie, gdzie był Cain.
- Tylko on sam to wie. I ludzie, którzy go porwali.
- Właśnie, a Paula nikt nie porwał. Sam uciekł i to była moja wina.
- Nie – zaprzeczyłem. – Nie twoja. Nikt nie miał na to wpływu.
- To ja wezwałem lekarza i złamałem obietnice.
Teraz wszystko było jasne. Widziałem w jakim stanie był rudzielec, nie pozwalał się dotknąć. Jeśli Andrew jakoś zmusił go do wizyty u doktora, Paul poczuł się zdradzony. A psychicznie był z niego wrak człowieka. Nie dziwię się, że uciekł. Mam tylko nadzieję, że nie popełnił samobójstwa.
- Myślę, że potrzebował samotności. Kiedy upora się z własnymi wspomnieniami, wróci – powiedziałem, samemu wierząc w te słowa.
- Tylko dlaczego to trwa tak długo? Dlaczego nie zadzwonił do nikogo? Przecież cała rodzina odchodzi od zmysłów. Ja także.
- Nie wiem, Andrew. Sam chciałbym to wiedzieć. Na pewno wie, że się martwimy.
- On mi nigdy nie wybaczy.
- Zrobiłeś to z troski o niego. Kiedy to zrozumie, nie będzie mógł mieć do ciebie żalu.
- Już mi nie zależy na tym. Może się do mnie nie odezwać do końca życia. Ja chcę tylko wiedzieć, że żyje i jest szczęśliwy. Gdziekolwiek by nie był.
- Jestem pewien, że żyje. I na pewno się odnajdzie.
- A jeśli coś mu się stało?
- Nie myśl tak. To nie pomoże go znaleźć. Musisz być cierpliwy.
- Cierpliwość – wysyczał. -  Nienawidzę tego słowa.
- Ja też – przyznałem.
Rozległ się dźwięk dzwonka i chłopak nieśpiesznie wstał.
- Muszę iść. Idziemy z chłopakami na piwo. Może chcesz dołączyć?
- Nie, ale dziękuje za zaproszenie.
- To ja dziękuję. Miłego dnia.
Parzyłem na oddalającego się chłopaka. Już po chwili dołączyli do niego przyjaciele. Cieszę się, że nie jest sam. A Shun chyba nie jest takim próżnym facetem, za jakiego wszyscy go mają. Jego opinia w szkole nie jest najlepsza. Tylko on potrafi tak wkurzyć nauczycieli, że ci mszczą się na pozostałych. W dodatku dziewczyny są zazdrosne. Zwłaszcza ostatnio, gdy koncerty jego zespołu robią furorę w mieście, a on ma je gdzieś. Rozumiem, że woli chłopców, ale mógłby być milszy dla pań. Chociaż wtedy chyba by się od nich nie uwolnił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz