- Paul -
- ... Jest śliczny! W życiu bym się nie spodziewał, że da go właśnie mi! – opowiadałem, z wielkim zapałem Deanowi. Opanowałem się trochę i dodałem: - Jemu naprawdę na mnie zależy.
Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. I to mnie przerażało. Mam chłopaka, który mnie bardzo kocha i którego ja także kocham. Świadomość, że jest ktoś trzeci nie powinna nie tak cieszyć. Dean musi czuć się okropnie. Nawet jeśli go nie zdradzam i zależy mi tylko na przyjaźni z Andrew, nie powinienem być aż taki radosny na wzmiankę o nim.
Ale ten wisiorek jest przepiękny. Niby zwyczajny, taki mały kryształek zawieszony na łańcuszku. Pamiętał, że nie lubię przesadnych zdobień.
- Nigdy go nie zdejmę – obiecałem. - Na pamiątkę naszej przyjaźni.
Oczy Deana zdecydowanie się zachmurzyły. Jasnozłoty kolor nieco przyblakł bez tego radosnego blasku. Pocałowałem go delikatnie.
- Pamiętaj, że kocham tylko ciebie.
- Zaczynam w to wątpić – przyznał. – Jutro znowu gdzieś wychodzicie?
- Tak, ale w niedziele jestem tylko twój – zapewniłem. – I naprawdę, zależy mi na tobie bardziej niż na nim. On... Po prostu od tak dawna się przyjaźnimy. Nie potrafię od tak o tym zapomnieć. To chyba sentyment. Więc nie masz się czym martwić. Ale miło, że jesteś zazdrosny – przyznałem.
W końcu się do mnie uśmiechną. Sukces!
- Dobrze skarbie, to już cię nie zatrzymuje. Niedługo cisza nocna, a nie chcę, by cię złapali.
- Tak, wiem. Dobranoc.
Chłopak jak zawsze mocno mnie przytulił, poczym namiętnie pocałował. Ma takie miękkie usta....
Do pokoju nie udało mi się wrócić. Wpadłem na Raina.
- Maleńki! No nie mów, że idziesz już spać! – powitał mnie, jak zawsze radośnie.
- A ty gdzie się wybierasz? – spytałem, karcącym głosem. – Zaraz cisza nocna!
- I znów się zaczyna... – westchną.
- Andrew!
- Paul!
- Wracamy do pokoju!
- Idziemy na imprezę!
- Nie możesz!
- Mogę! I mogę więcej! Porywam cię!
- Co? – nim zdążyłem to powiedzieć, przyjaciel przerzucił mnie sobie przez ramię i zmierzał do wyjścia.
- Andrew! Postaw mnie na ziemi!
- Oj, Maleńki...
- Żadne „oj maleńki”! Nie wolno nam!
- Jutro sobota, wyluzuj!
- Właśnie! Sobota!
- Pragnę ci przypomnieć, że to dzień wolny od zajęć lekcyjnych. Nie ma więc sprawdzianów, prac domowych, odpytywań i tym podobnym. Nie musisz się uczyć.
- Rain nie denerwuj mnie!
- To nie wrzeszcz. Ktoś nas usłyszy i będzie przypał.
Moja pozycja była z góry przegrana. Wiedziałem o tym już w chwili, gdy dostrzegłem go naprzeciw siebie na korytarzu. Jak mogłem się tego nie domyślić? Jest piątek! Przecież to logiczne, że Andrew pójdzie na imprezę. I że porwie mnie... Inaczej nie zdołałby mnie wyciągnąć żywego.
Na dworze było już ciemno i zimno. Andrew widząc jak obejmuje się ramionami dał mi swoją kurtkę. Była taka cieplutka. Pachniała jego perfumami. Mmm...
Poszliśmy do Dali. Głośna muzyka, smród papierosów i alkoholu. Nie lubię takich klubów. Nie lubię żadnych klubów.
- Ale jeśli znowu mnie upijesz – zacząłem, lecz jak zawsze mi przerwał.
- Maleńki nie martw się. Jak się schlasz to cię zaniosę na rękach do łóżeczka. Nie zgwałcę cię, nie bój się.
- Nigdy cię o to nie podejrzewałem – skłamałem.
Gdybym go nie podejrzewał nie odstawiałbym szopki w wakacje. I nie miał wątpliwości, co do szczerości jego przyjaźni. Ani teraz, kiedy zamawia nam drinki.
- To co robimy jutro? – spytałem, biorąc swój kieliszek.
Skierowaliśmy się do wolnego stolika. Jedyne co lubię w Dali, to matowe ścianki odgradzające nas od reszty. Takie minimum prywatności.
- Jak ci powiem, to nie będzie niespodzianki – powiedział z szerokim uśmiechem.
- Zaplanowałeś coś?! – spytałem, niedowierzając. Ale jego mina mówiła sama za siebie.
- Coś specjalnego. Spodoba ci się, zobaczysz – zapewnił.
Rozmawialiśmy długo i w sumie o niczym. Próbowałem wyciągnąć z niego co zaplanował, ale się nie udało. Za to jemu udało się mnie upić. Znowu.
Pamiętam jeszcze jak ze mną tańczył. Specjalnie wyciągną mnie na parkiet przy bardzo wolnej i romantycznej piosence. A ja ledwo na nogach stałem. Oparłem głowę o jego ramię i pozwoliłem się prowadzić. Kiedy już trzymał mnie w ramionach, nie miałem wrażenia, że się przewrócę. Jestem ciekaw ile Andrew musi wypić, żeby się schlać jak ja. Cóż, on wraca nawalony nad ranem, a ja nie dotrwałem nawet północy. Przyjaciel musiał na rękach zanieść mnie na górę. Nie pamiętam czy protestowałem. Trzeźwy nie pozwoliłbym mu na spanie ze mną w jednym łóżku. Kiedy mnie rozbierał, tak delikatnie. Jego dłonie ledwie muskały moją skórę wywołując przyjemne dreszcze. Wtedy jeszcze nie miałem wrażenia, że zdradzam Deana. Ale rano, gdy obudziłem się w jego ramionach odezwało się moje sumienie. Spałem z nim... Obok... On mnie dotykał, przytulał... To się nie powinno zdarzyć!
- Mam nadzieję, że nie masz wielkiego kaca – usłyszałem. – Niespodzianka czeka.
- Wiem... – przyznałem, wyplątując się z jego objęć.
Nagle przed moim nosem pojawiła się szklanka z moim ulubionym sokiem pomarańczowym.
- Dziś też mam cię na naleśniki zabrać? – spytał, przypominając tym samym naszą poprzednią noc w tym klubie.
Wtedy też mnie rozebrał i przytulał w nocy. Ale wtedy nie miałem chłopaka!
- Andrew – zacząłem – to się nie powinno zdarzyć.
- Niby co? – spytał, nierozumiejąc.
- No... Nie powinniśmy razem spać!
- Niby czemu? Nie pierwszy raz śpimy razem.
- Tak, ale ja wcześniej nie miałem chłopaka! – przypomniałem.
To się nie powinno zdarzyć. Dlaczego jestem taki głupi?
- A ja miałem. I nie widzę żadnego problemu.
- Przecież...
- Paul! – przerwał mi. – Nie pieprzyliśmy się, nawet się nie całowaliśmy! Nie zdradziłeś Deana, jeśli o to ci chodzi. Nie musisz się teraz zadręczać.
- Łatwo ci mówić....
Może Andrew ma rację? Przecież nic się nie stało. On mnie tylko rozebrał i spał obok. Jak zwykle do tej pory. Nigdy nie myślałem, że kiedy zasypiamy obok siebie przed telewizorem, to on zdradza ze mną swoich partnerów. Nie miałem dotąd wyrzutów sumienia. Ale chyba czymś innym jest koc i podłoga, niż jedno łóżko!
- Dobra, ubieramy się i idziemy na naleśniki.
- Jesteś pewien?
Wpatrywałem się w jego spokojne, niebieskie tęczówki.
Spokojne... A to dziwne.
- Tak, jestem pewien.
Zdążyłem jeszcze dostrzec błysk w oczach chłopaka i zostałem przyszpilony do materaca. Andrew właśnie postanowił załaskotać mnie na śmierć.
- Chacha...! Prze-przestań! Chacha....!
- Jak obiecasz, że przestaniesz się obwiniać!
- Ale... – wydusiłem z trudem między salwami śmiechu.
- Nie ma ale! Nie masz powodu by się smucić. To jak będzie?
Wiłem się próbując uwolnić od niego. Oczywiście byłem bez szans.
- Dobrze! – poddałem się.
- Obiecujesz? – spytał, przerywając tortury.
- Tak... Tak... – wydusiłem ledwie łapiąc oddech. – Obiecuję.
- To na co czekasz? Ubieraj się i idziemy! Naleśniki stygną! – Chłopak wyskoczył z łóżka i pobiegł do komody po ubrania.
Ja sam jeszcze przez dłuższy czas starałem się uspokoić.
- Andrew -
Zabrałem Maleństwo na naleśniki. I szybko zacząłem tego żałować. Wiecie jak on się na nie patrzył!? Jak sroka w gnat! Takim rozmarzonym wzrokiem patrzył na to ciasto i truskawki, jakby największy skarb świata widział! To mój widok się powinien tak ślinić! A nie śniadania, kurde no! Choćbym nie wiem co powiedział, to on nie reagował!
- Niebo spada!
Nic. Idę o zakład, że gdyby naprawdę świat się walił, ten dalej rozkoszowałby się swoimi naleśnikami.
Już wiem! To podstęp! On myśli, że się wkurzę i powiem gdzie idziemy! O nie, nie tym razem! Nie dam się przechytrzyć! A to cwaniak mały...
Niestety moja radość z tego odkrycia nie trwała długo. Nawet na mnie nie patrzył! W ogóle! Nic! Ale byłem twardy! Nie zdradziłem tajemnicy. I było warto!
Niecałą godzinę jazdy autobusem znajdowała się stadnina. Jak ja nienawidzę tych konserw, są gorsze od pociągu! Maleństwo wprost uwielbia zwierzaki. Z tego co pamiętam, konno jeździć potrafi. Kiedyś jego wujek miał konie, lecz po jego śmierci zostały sprzedane. Paul chyba bardziej rozpaczał po utracie zwierzaków, niż członka rodziny. Jego mina na ich widok? Bezcenna!
- Witam Panów – powiedział stajenny. – To jest Nocka – wskazał na karą klacz po swojej lewej stronie. – A to Kleks – wskazał na drugiego konia, o bardzo jasnej barwie. – Do wieczora są wasze.
Spojrzałem na Rudzielca, który stał jak sparaliżowany i patrzył to na jedno, to na drugie zwierze.
- Podoba się niespodzianka? – spytałem.
Jego zieloniutkie oczka skierowały się w moją stronę z takim nieziemskim błyskiem.
- Bardzo! – rzucił mi się na szyje. – Dziękuje – szepną.
Takiej reakcji to się nie spodziewałem. Ale było bardzo miło. Szkoda, że tak krótko. Paul szybko stracił zainteresowanie mną i podszedł do Kleksa.
- Cześć mały, śliczniutki jesteś – mówił głaszcząc zwierzaka.
Podszedłem do czarnej jak noc klaczy odbierają lejce od mężczyzny.
- Miłego dnia. I nie przemęczcie zwierzaków – ostrzegł.
- Oczywiście! – zapewnił Paul.
Pierwszy raz byłem wdzięczny ojcu, że wysłał mnie kiedyś na lekcje jazdy konnej. Uznał, że ludzie z naszej klasy społecznej powinni znać się na takich rzeczach. Przynajmniej nie robię teraz z siebie idioty.
Oczywiście zaczęliśmy od małego wyścigu. Stadninę otaczają sady i lasy, jest tu nawet jezioro! I tysiące ścieżek idealnych do jazdy konnej. Pogoda także dopisała i mogłem cały dzień podziwiać uśmiech Paula. I słuchać jego głosu. Mmm... Raj na ziemi!
I ja go wcale nie odbijam Deanowi. Ależ skąd!
- Paul-
To był wspaniały dzień. Andrew jest wspaniały! Nigdy bym nie przypuszczał, że wynajmie nam konie! Na cały dzień! Szkoda, że nie przewidział, jak będziemy później chodzić po tak długiej jeździe. Jak kaczki. Rain się śmiał, a ja czułem jak idiota.
Wróciliśmy późnym wieczorem. Byłem tak strasznie zmęczony i niemal od razu zasnąłem.
Następnego dnia cały obolały poszedłem do Deana. Jak zawsze był sam w pokoju.
Dziwne, jeszcze nigdy nie rozmawiałem z jego współlokatorami. Minąłem się z nimi parę razy, ale nie zamieniliśmy słowa.
- Cześć skarbie – powitał mnie mało radośnie.
- Coś się stało? – spytałem, zaniepokojony.
Chłopak przytulił mnie i cmokną krótko w usta.
- A co się miało stać?
- Nie wiem. Smutny jesteś.
- Oh, myślałeś, że będę skakał z radości?! Gdzie byłeś dziś w nocy? A raczej z kim!? Czekaj! Nie musisz odpowiadać. Z Andrew!
- Tak, ale...
- Ale co? Spaliście osobno? W Dalii?!
- Skąd...
- Byłem u ciebie rano. I dowiedziałem się, że nie wróciliście obaj na noc!
- Dean...
- Mam tego dość! – ponownie mi przerwał. – Wybieraj! Albo on, albo ja!
Jeszcze nigdy nie widziałem go tak zdenerwowanego. Patrzył się we mnie wyczekująco.
Wiedziałem! Wiedziałem, że to pytanie w końcu padnie! On myśli, że go zdradziłem!
Myślałem, że trudniej będzie mi odpowiedzieć. Na zawsze zrezygnować ze znajomości z Andrew.... Wybór okazał się znacznie łatwiejszy. Doskonale wiem, kogo kocham. Zawsze to widziałem i nie uległo to zmianie....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz