Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

sobota, 16 lipca 2011

19. Prezent


- Andrew -

            Sobota. Nareszcie! Szkoła to męka! Kto ją wymyślił? Facet ma szczęście, że już nie żyje.
            Ale skoro mamy weekend, czas się zabawić! Oczywiście z moim Maleństwem. Od kilku dni mam ochotę skakać z radości. Wybaczył mi! Wybaczył!
Mój Paul...
            Wyszedłem na zewnątrz kierując się w stronę szkolnego boiska. Paul i Dean często tam przesiadują. Za często. Trzeba to zmienić. Tak jak przypuszczałem, obaj siedzieli na kocyku w cieniu wielkie drzewa.
- Smiemka. Macie jakieś plany na dziś? – spytałem, nawet nie patrząc na Evila.
Maleństwo oczywiście nie poszedł w moje ślady i musiał pytająco spojrzeć na czarnowłosego. Zabiję! On go sobie owinął wokół palca!
- Nie – odpowiedizał w końcu.
- Mogę porwać Rudzielca? – spytałem grzecznie. W końcu muszę utrzymać pozory, że ich nie rozdzielam. A Dean jest ponoć dla Paula ideałem, który niczego mu nie nakazuje i nie zabrania.
- Jeśli ma ochotę – odpowiedział, nieodgadnionym wzrokiem obserwójąc Paula.
- Jasne. A jakie masz plany? – spytał, uśmiechając się ślicznie rudowłosy.
- Niespodzianka.
Podałem mu rękę pomagając wstać. Posłałem Evilowi triumfalne spojrzenie, kiedy Paul nie patrzył. W odpowiedzi chłopak zgromił mnie wzrokiem.
            Odeszliśmy kawałek i zaraz zaczęło si przesłuchanie.
- Nie prubujesz nas rozdzielić? – spytał podejrzliwie.
- Przecież obiecałem. Chcę odzyskać przyjaciela. I jeśli ty naprawdę też tego chcesz, to pogódź się z tym. Spędzimy trochę czasu sam na sam.
- Wiem. I cieszę się – przyznał. – Ale nie wyobrażaj sobie za dużo! – dodał, grożąc mi palcem.
- Oczywiście. Ale nie zmuszaj mnie, abyśmy gdziekolwiek chodzili we trójkę – uprzedziłem.
- Dlaczego? – spytał nie rozumiejąc.
- Nie ścierpię go. Toleruję jako twojego chłopaka, ale nigdy nie zacznę go lubić.
- Nawet nie będę próbował. Zresztą, on także za tobą nie przepada. I jest zazdrosny! – powiedział niezmiernie szczęśliwy.
- A myślisz, że ja nie jestem? – spytałem. Paul doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale jego uroczy rumieniec i tak oblał mu twarz.
- To jaki mamy plan? – spytał zmieniając temat.
- Maleńki, czy ja kiedykolwiek coś planowałem?
- Też racja – przyznał. – I nie nazywaj mnie „Maleńki”! – dodał wbijając mi łokieć w brzuch.
- Ał! Zawsze tak mówiłem! – przypomniałem, masując obolałe miejsce.
            Poszliśmy do parku. Już od tak dawna nie rozmawialiśmy tak po prostu, o niczym. Opowiedziałem o paru wybrykach Shuna, jak mały wybuch na chemii i ewakuacja klasy. Okazało się, że Paul wiedział o tym od Luke’a. Biedak musi chodzić do jednej klasy z moim wariatem. Ale nawet on nie wiedział, że to nie wybuchła mieszanka, a petarda i narobiła tyle dymu. Oczywiście Moore zwalił wszystko na niekompetencje nauczycielki.
            Później mówił Rudzielec. Niestety, w kółko o Deanie. Szybko się zirytowałem i kiedy wspomniał o wyjeździe na wakacje niezbyt miło wtrąciłem:
- To miłej zabawy.
Chłopak zatrzymał się gwałtownie patrząc na mnie oskarżycielsko.
 - Czy tobie tylko jedno w głowie?!
Musiałem odetchnąć głęboko i przypomnieć sobie, że tak to go nie odzyskam.
- Przepraszam.
- Jeśli tak cię to obchodzi, to nie kochałem się z nim – wyznał i ponownie ruszył na przód. – I nie planuje na razie.
- Nie!? – powtórzyłem zaskoczony. – Ale...
- Co ale? – przerwał mi. – Myślisz, że związek opiera się tylko na sexie?
- Oczywiście, że nie! Po prostu... Nie podoba ci się Dean?
On jest prawiczkiem!
- Podoba, nawet bardzo. Ale je nie chcę. Dean to rozumie i mnie nie zmusza.
- Cieszę się.
- Ty byś pewnie tyle nie wytrzymał – dogryzł mi, oddalając się szybko.
- Co? Paul! – dogoniłem go łapiąc za rękę. – Zaczekaj.
- Na co?
- Nigdy bym cię nie zmusił! Skarbie, przecież mnie znasz. Gdybym chciał tylko cię przelecieć, już dawno bym to zrobił. Obaj wiemy, że wystarczyłoby trochę alkoholu.
Rudzielec odwrócił wzrok. Znowu go zraniłem. Kurwa! Powinienem obciąć sobie język.
- Przepraszam – powiedziałem mocno go przytulając. - Maleńki, nigdy bym cię nie skrzywdził.
- Już to zrobiłeś... – mrukną.
- Ale... – no i jak się miałem tłumaczyć? – Tak, wiem. Wybacz mi. Jestem idiotą.
- Wybaczyłem. Ostatni raz.
- Kochanie...
- Nie mów tak do mnie – przerwał.
- Oczywiście skarbie.
- Andrew....
- Okay, już nie będę. Ale Maleńki będę mówił! I zastrzegam to sobie!
Westchną tylko i zapytał:
- To co mi chciałeś powiedzieć?
- Obiecaj mi coś. – Chłopak uniósł wzrok. Wpatrywałem się w jego zielone oczka i dokończyłem: - Jeśli Dean cię skrzywdzi, powiesz mi o tym.
- On mnie nie skrzywdzi! – odpowiedział pewnie.
- Mam nadzieję. I bardzo się cieszę, że jest dla ciebie taki wyrozumiały i w ogóle. Ale chcę mieć pewność, że mi o wszystkim powiesz. Nie chcę, abyś znowu został sam i cierpiał.
- Nie musisz się tak o mnie troszczyć. Nie sądzę, abym kiedykolwiek musiał coś takiego powiedzieć. Ale obiecuję.
- Cieszą się – przytuliłem go mocno.
Jego ruda czuprynka pachniała cytrusami. Przynajmniej wiem, że jest bezpieczny.
... I nadal jest prawiczkiem!
- Idziemy na lody. A potem niespodzianka.
- Czyli jednak coś zaplanowałeś!
            Lody były pyszne! Zwłaszcza nieco rozpuszczone, spływające po brodzie Paula. Szkoda, że tych nie mogę skosztować.
            Kolejnym punktem programu była kawiarnia. Maleństwo zamówiło gorącą czekoladę i sernik. A ja oczywiście moją ukochaną szarlotkę i równie smaczną herbatkę malinową.
- Poczekasz na mnie minutkę? Muszę coś załatwić – powiedziałem, wstając od stolika. – zaraz wrócę.
- No... Dobrze.
Wyszedłem szybko i udałem się do jubilera. Odebrałem zamówienie, przyglądając się mu uważnie. Pięknie zrobiony. Idealny. I miał swoją cenę. Ale może lepiej niech Maleństwo nie wie jaka to cena. Schowałem wisiorek w małym, srebrnym pudełeczku. Ukryłem prezent w kieszeni i wróciłem do kawiarni. Pyszna herbatka i ciasto już na mnie czekało.
- Gdzie byłeś? – spytał rudzielec, popijając czekoladę.
- Nie ważne. Musiałem załatwić pewien drobiazg.
Już nie mogłem się doczekać reakcji mojego Maleństwa. Mam nadzieję, że prezent mu się spodoba. Moje największe skarby, mały szmaragd i Maleństwo.

-         Paul –

To był bardzo przyjemny dzień. Naprawdę, strasznie brakowało mi towarzystwa Andrew. Jego beztroski, humoru i naszych sprzeczek. Fakt, że on mnie kocha trochę mnie peszy. Boje się, że w końcu Dean straci cierpliwość i każe mi między nimi wybierać. Na początku byłem pewien, że jeśli tak się stanie, to wybiorę chłopaka. Ale po dzisiejszym dniu zaczynam mieć wątpliwości...
Kiedy z pełnym brzuszkiem opuściłem kawiarnie, Andrew zabrał mnie znowu do parku. Usiedliśmy pod wielkim kasztanem ciesząc się ciepłym słońcem. Nagle, mój przyjaciel wstał i kucną przede mną. Wyją coś z kieszeni i wyciągną dłoń w moim kierunku. Okazało się, że leżało na niej niewielki, srebrne pudełeczko ze śliczną kokardką.
- Wiesz, że bardzo mi na tobie zależy. Już raz strasznie cię zraniłem i więcej tego nie zrobię. To, że jesteś z Deanem, a nie ze mną to tylko moja wina. Nie będę niszczył ci związku. Jesteś szczęśliwy, więc ja także. Ale chcę, abyś miał coś ode mnie. Niech ci zawsze przypomina, że masz kogoś, kto bardzo cię kocha i zawsze ci pomoże.
            Wpatrywałem się w niego szeroko otwartymi oczami. Od kiedy on ma sumienie? Nie wiedziałem, co mam zrobić, co powiedzieć. W końcu Rain włożył mi prezent w dłoń.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Zwlekałem jeszcze chwilę, nim w końcu otworzyłem wieczko pudełeczka.
- Oh!
To było śliczne! Na delikatnym, srebrnym łańcuszku zaczepiono szmaragd. Przez chwilę obracałem kryształek w dłoni. Na zawieszce dostrzegłem malutkie literki: A.R.
- Śliczny... – powiedziałem w końcu.
- Pokaż – powiedział, zabierając mi wisiorek.
Pozwoliłem założyć sobie prezent na szyje.
- Dziękuję.
- Pasuje ci do oczu – powiedział.
Czułem, jak się rumienię. Szmaragd rzeczywiście miał niezwykły kolor. I był dziwnie znajomy.
- To jeden z twojej kolekcji? – zapytałem.
Andrew uwielbia takie kamyki. W jednym z pokojów w jego willi jest pomieszczenie, pełne takich kryształów ukrytych za szklaną szybą.
- Tak. Dokładniej, to mój pierwszy okaz.
Zamarłem. Widziałem już ten szmaragd! Był w jego pokoju! Zamknięty w szklanym pojemniczku stał na honorowym miejscu! Rodzice Andrewa myślą, że podaruje go w pierścionku zaręczynowym dla swojej żony. Ale je wiem, że chciał go dać chłopakowi...
Ale przecież....
- Ty strasznie ceniłeś ten szmaragd! Andrew, ja nie mogę...
- Musisz! – przerwał mi. – Owszem, mam wielki sentyment, ale to tylko kamyk. Ty jesteś dla mnie najważniejszy.
- Andrew...
Nigdy nie myślałem, że ten szmaragd przypadnie mi. Przecież on na niego patrzył z uwielbieniem! To jego pierwszy z kolekcji...
- Dziękuję! – rzuciłem mu się na szyje.
Wzruszyłem się i wiele kosztowało mnie powstrzymanie łez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz