Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

sobota, 16 lipca 2011

17. Zrozumienie


- Paul -

            Czasu, który spędzam z Deanem za żadne skarby nie oddam. A wspomnienia zapamiętam do końca swoich dni. To najcudowniejsze, co mnie w życiu spotkało! To dzięki niemu jestem taki szczęśliwy! Jego pomoc jest nieoceniona i nie chodzi mi tylko o szkołę. Dzięki niemu jakoś znoszę te zaczepki Andrew. Kompletnie go nie rozumiem. Najpierw mnie olewa, teraz obraża na każdym kroku. Zapewne powinienem być mu wdzięczny, że nie ubliża mi publicznie. Ale nie jestem. Myślałem, że go znam, a prawda okazała się zupełnie inna. Dobrze, że niezwykle rzadko zostajemy sam na sam.
            Tymczasem mamy wspaniałą wiosnę. Maj jest naprawdę słoneczny. Nic tylko wyruszać na piknik!

-         Andrew –

Kurwa...
Kurwa...
Pierdole to, kurwa mać!
            Ja już naprawdę nie mam siły na nich patrzeć! Ten chuj bez przerwy go dotyka! Całuje! I znikają gdzieś bez przerwy! Pikników im się zachciało...
            Już nie mam siły udawać, że mnie to nie obchodzi. Naprawdę. Na dodatek chłopcy mnie opuścili. Blake załatwia koncert, a Shun zdaje się ma randkę. Podobno to ja zmieniam kochanków szybciej niż baba rękawiczki, ale on pobija nawet mnie! Posiadanie kilku oficjalnych chłopaków i pary skrywanych kochanków nie przeszkadza mu w trójkącie ze mną i Blake. Nie próbuje go oceniać, sam nigdy nie byłem lepszy. W końcu nie przestałem widywać się z Alanem.
            Sobota, piękny i słoneczny dzień. A ja co? Siedzę sam w pokoju. A dokładniej leżę na moim łóżku. I nie sam, bo Chris odrabia lekcje przy stole. Nie wiem gdzie wcięło tego drugiego. Rudzielec zapewne jest ze swoim kochasiem na kolejnym „pikniku”. Już ja wiem, co oni robią na tym kocyku. Pieprzą się, kurwa mać!
            Nie potrafię nie myśleć o nim. Staram się. Jeszcze jak mamy próbę czy koncert, to jakoś daje radę. Ale kiedy zostaje sam, moje myśli biegną ku niemu. Wiem, że traktuje go podle. Ale ja nie potrafię inaczej. Teraz i tak nie mam co liczyć nawet na przyjaźń między nami. A przecież nie tak miało być! Miałem zapomnieć o miłości, a nie zniszczyć wszystko! Co ja mam zrobić? Chciałbym to naprawić... Obawiam się jednak, że na to już za późno...
            A mój chrząkający i kaszlący współlokator raczej nie pomaga rozwiązać problemów.
 Spojrzałem na niego wzrokiem mówiącym: Ucisz się, albo wylecisz przez okno! Blondyn wydawał się być nieco zdenerwowany. Obracał w dłoni ołówek, zagryzał wargę i co chwila spoglądał w moim kierunku.
- Chcesz czegoś? – zapytałem zgadując, że bez zachęty tego nie wydusi.
Odetchną odkładając ołówek. Odwrócił się w moją stronę już całkiem spokojny. Wpatrywałem się w jasnozielone tęczówki, owiane jakąś tajemnicą. Wcale nie był taki opanowany, jak starał się wyglądać. Wyraźnie chciał coś powiedzieć. Jednocześnie widziałem w jego oczach troskę.
- Ty go kochasz – stwierdził.
Zatkało mnie. Pierwszy raz nie wiedziałem, co powiedzieć. Skąd on to wie? Przecież nikt poza Shunem i Blake’m nie wie! A oni nie mogli mu powiedzieć!
- Niby kogo? – spytałem, udając, że nie rozumiem. 
- Paula. Widzę, jak na niego patrzysz. I czasem się dziwię, że Dean nie płonie żywcem pod twoim wzrokiem.
- Nie twój interes, co do kogo czuje. – Przekręciłem się na bok wpatrując w ścianę.
- Dlaczego mu nie powiedziałeś? Nie wierzę, że się bałeś. On... Bardzo cierpiał, kiedy go zostawiłeś.
- Ja go zostawiłem!? – Usiadłem gwałtownie nie wierząc w to co mówi. – To on cały czas spędzał tylko z wami!
- A ty z Moore i jego kolegą. To ty pierwszy wyszedłeś bez słowa, zostawiając go z zupełnie obcymi ludźmi. Dziwisz się, że chciał się jakoś z nami dogadać?
Zastanowiłem się chwilę. Może rzeczywiście tak było? Przecież chciałem o nim zapomnieć, więc unikałem rudzielca. Tylko co Christian zyska tą rozmową?
- Po co mi to mówisz? – spytałem.
- Bo widzę co się dzieje. Paul już prawie zapomniał – wyjaśniał. - Nauczył się nie zwracać na ciebie uwago. Zresztą, sam mu to doradziłem. On chciał się z tobą pogodzić, przeprosić, choć nie rozumiał za co. Czekał na ciebie. Ale ty go odepchnąłeś. Wtedy uwierzyłem, że jednak miał racje.
- W czym?
- On ci ufał, a...
- Ufał!? – przerwałem – Przecież sam chciał, abym go zostawił w spokoju! Gdyby mi ufał, nigdy by nie pomyślał, że chce go tylko uwieść!
Christian zamrugał zaskoczony.
- Przecież on nie wie.
- No to jesteś w błędzie. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że wie i nie da mi się wykorzystać.
- Tak powiedział? Że nie da się wykorzystać?
- Tak. Tak właśnie powiedział.
- Tylko? – dopytywał.
- Tylko?! – powtórzyłem już zdenerwowany.
Blondyn uśmiechną się i aż chciałem mu przywalić. To nie był kpiący uśmiech, tylko szczęścia. I o dziwo szczery.
- On nie mówił o... – zawahał się. Spuścił wzrok i rumieniąc się dokończył - ...tym. 
- Nie? A niby o czym? Jak jeszcze mógłbym go wykorzystać?! Sprzedać narządy?
- Często spisywałeś od niego lekcje? Ściągałeś?
Albo ja jestem cholernie głupi, albo on uderzył się w głowę. Mocno.
- A co ma do rzeczy moje lenistwo? – spytałem.
Chris westchną, jak każdy z moich nauczycieli, gdy usiłowali cokolwiek mi wytłumaczyć.
- Paul się bał, że zostawisz go dla bogatych kumpli. Pomyślał, że przyjaźniłeś się z nim dla lepszych ocen. O tym mówił. Że wykorzystujesz go bez przerwy, że wcale cię nie obchodzą jego uczucia.
- Przecież to bzdura – powiedziałem.
- Twoje zachowanie raczej potwierdzało jego tezę.
Kurwa. Jak teraz o tym myślę, to on chyba ma racje. Paul mógł tak pomyśleć. Opadłem na pościel chowając twarz w dłoniach. Boże jaki ja jestem głupi! Powinieneś mnie walnąć piorunem dawno temu!
- Co ja mam teraz zrobić? – spytałem.
Chłopaka lekko zatkało. Patrząc w dywan, odpowiedział krótko:
- Nie wiem.
- Co ja narobiłem... – przyznałem załamany.
Jak mogłem tego nie widzieć? Przecież to oczywiste! Zostawiłem go samego! Jak on musiał się czuć? Nie dziwie się, że tak pomyślał. Spotykając się z Moore i Bailey’em nigdy nie zaprosiłem go do nas. Przecież mogliśmy zabierać go ze sobą!
            Wiem, czemu tego nie zrobiłem. Bałem się. Bałem się, że go skrzywdzę jeśli za dużo wypije.
- Jeślibym mu powiedział... – zacząłem. – Bałem się – przyznałem.
- Czego?
- Że pomyśli, że zależy mi tylko na jego urodzie.
- Nie wydaje mi się. On ci ufał.
- Ja sam się tego bałem. Że go skrzywdzę. Więc zacząłem unikać. Nie myślałem, że tyle to potrwa.
- Ale nadal go kochasz?
- Tak. Kocham. 
- Więc dlaczego tak go traktujesz?
- Bo... – zamilkłem.
Dlaczego? Sam tego nie wiem. Człowiek nigdy nie wie, czemu zachowuje się jak kompletny idiota.
- Ja... – zaczął, lecz zawahał się – Na twoim miejscu bym mu powiedział. Nie sądzę, aby cokolwiek to zmieniło. Nie wiem, czy ci wybaczy.
- Ja bym nie wybaczył – przyznałem.
- Ja też nie. Ale zawsze warto spróbować.
- Wiem, że mi nie wybaczy. Nawet jakbym na kolanach błagał. Zresztą, po co? Kocha Deana i jest z nim szczęśliwy.
- Tak. Dean zawsze go wspiera. Jest miły, inteligentny i na pewno nie zawiedzie Paula.
- Jednym słowem: moje przeciwieństwo.
- Zrobisz, co zechcesz. Ale przestań go traktować jak śmiecia.
Nic już nie odpowiedziałem. Wróciłem do gapienia się w sufit...

- Paul -

Mówiłem już, że kocham pikniki? Pojechaliśmy z Deanem za miasto. Odpoczywaliśmy na łące ciesząc się ciepłymi promieniami słońca. Uwielbiam go. Te niezwykłe oczy barwy płynącego miodu. Kocham jego głos, śmiech, jego usta. Są tak cudownie miękkie!
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Zbliżał się wieczór i trzeba było wracać. Mimo maja zrobiło się nieco chłodno. Chciałem jak najszybciej wrócić do pokoju i powtórzyć coś do jutrzejszego sprawdzianu z biologii.
Idąc przez park przy szkole zauważyłem Andrew. Chodził w tę i z powrotem wyraźnie zdenerwowany.
- Nie zwracaj uwagi na tego palanta – powiedział Dean, mocniej obejmując mnie ramieniem.
- Tak, wiem.
Im bliżej niego byliśmy, tym bardziej się niepokoiłem. Miałem złe przeczucia. I nie myliłem się. Rain zaszedł nam drogę patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem .
- Cześć. Znajdziesz dla mnie pięć minut? – spytał.
Wpatrywałem się w niego z otwartą buzią.
- Nie sądzę – odpowiedział za mnie Dean.
- Nie ciebie pytam – rzekł Andrew, gromiąc mojego chłopaka wściekłym wzrokiem. Kiedy spojrzał znowu na mnie, dostrzegłem smutek w jego oczach. I jakiś strach.
- No... – zawahałem się, spoglądając na Deana. Choć nie sądzę, aby mi zabronił. – Chyba nie mamy o czym rozmawiać.
- Proszę Paul, tylko mnie wysłuchaj.
- Dobrze – zgodziłem się, chcąc to mieć jak najszybciej za sobą.
- W cztery oczy – zażądał.
- Nie ma mowy – rzucił Evil. Wiedziałem, że jest zdenerwowany i martwi się o mnie.
- Nie zjem ci go – zapewnił z kpiną Andrew. – Możesz wracać, my mieszkamy w jednym pokoju więc mogę odprowadzić go do samego łóżka. Całego i zdrowego.
- Kochanie...? – spytał patrząc mi w oczy. Nie zabroni mi, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że nie popiera zostania sam na sam z Rainem.
- Do jutra – powiedziałem całując go krótko w usta.
Zostaliśmy z Andrew sami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz