Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

sobota, 16 lipca 2011

13. Spotkanie


- Paul -

To zwykłe, przyjacielskie spotkanie – powtarzałem w myślach. - Nie randka. Spotkanie.
Naprawdę byłem ciekaw gdzie pójdziemy. Niestety tym razem Luke i Chris byli w pokoju, więc nie mogłem sobie pozwolić na chodzenie w kółko. Przed trzecią przebrałem się niebieską koszulkę i dżinsy. Zabrałem telefon i portfel, chowając je na dnie kieszeni.
- Wychodzą – rzuciłem tylko, modląc się w duchu, aby mnie nie zatrzymywali. Niestety, Bóg mnie nie wysłuchał.
- Dokąd? – usłyszałem Chrisa.
- Do... Miasta.
- Może pójdziemy z tobą? Co myślisz Lu?
- Nie! – zaprzeczyłem szybko. – Znaczy ja... – zacząłem się jąkać. Czułem jak się czerwienie.
- Randka? – dopytywał blondyn.
- Nie, znaczy... tylko spotkanie.
- Ach tak? – dopytywał, wyraźnie rozbawiony. – W takim razie miłej zabawy.
- Tylko nie skończ jak Rain – przestrzegł Luke.
- O to się nie martw – odpowiedziałem, wychodząc.
Odetchnąłem z ulgą będąc już na korytarzu. Stałem jeszcze przez chwilę oparty o drzwi. W moim kierunku zmierzał czarnowłosy chłopak. Uśmiechną się jak zawsze pięknie. Moje policzki pokryły się rumieńcem. Skierowałem się ku niemu patrząc w podłogę. Cały czas czułem na sobie jego wzrok.
- Cześć. Zgaduje, że możemy już iść?
- Jasne – odpowiedziałem, uśmiechając się nerwowo.
- Może na początek kino? – zaproponował. – Niedawno wszedł nowy film.
- Czemu nie. A jaki?
- Komedia, przyda mi się na poprawę humoru.
- No tak.
Dopiero teraz przypomniałem sobie, że przecież zerwał z dziewczyną. Sophie. Głupia baba, jakbym ja miał takiego faceta nie pozwoliłbym mu odejść. Przecież on jest ideałem! Przystojny, silny, ma śliczne oczy i zawsze się uśmiecha. Poza tym jest miły, inteligentny i wiem, że można na niego liczyć. Drugiego takiego ze świecą szukać!
            Gdy w końcu znaleźliśmy się w kinie, zaczęła się mała kłótnia. Wyjąłem swój portfel chcą zapłacić za bilet, lecz Dean mi nie pozwolił:
- Schowaj to, ja płacę.
- Nie ma mowy! – zaprzeczyłem szybko. - Mogę sam!
- Nie wygłupiaj się, to ja cię zaprosiłem.
- Nie będziesz za mnie płacił!
- Paul... – zaczął, lecz nie dałem mu skończyć.
- Nie!
- Czuję się urażony. To ja zapraszałem.
- Nie jesteśmy na randce! – powiedziałem, nim ugryzłem się w język. – Znaczy, no... – Spłonąłem rumieńcem.
- Ja płacę, albo do końca wieczoru się do ciebie nie odezwę – powiedział.
Odetchnąłem głęboko chcąc się uspokoić, nim odpowiedziałem:
- Dobra.
 Ostatecznie przystałem na jego warunki. Chłopak kupił nam jeszcze duży popcorn i coca-cole. Gdy znaleźliśmy się na sali do spektaklu było jeszcze sporo czasu. Nadal było mi głupio, że wspomniałem o naszym spotkaniu jak o... randce. To idiotyczne! Policzki nadal mnie piekły i za nic nie mogłem zapanować nad ich kolorem. W myślach cieszyłem się, że nie ma tu lustra. Wolę nie wiedzieć do jakiego stopnia moja twarz przypomina buraka.
            Nagle w moją głowę uderzyło coś małego. Po chwili na kolana spadło mi ziarenko popcornu, zaraz potem kolejne. Spojrzałem pytająco na Deana.
- No w końcu! Obraziłeś się? Nie odezwałeś się odkąd odeszliśmy od kasy. Aż tak ci przeszkadza, że to ja płacę?
- Nie, ja tylko... Zamyśliłem się.
- A o czym to myślałeś, jeśli wolno mi wiedzieć?
- O... niczym. Właściwie, to sam nie wiem.
- Skleroza?
- No wiesz! Aż tak stary nie jestem.
Zaśmiał się perliście i powiedział:
- Szczerzę mówiąc, nie wyglądasz na szesnastolatka.
- Tak wiem, Andrew mi to mówił.
- Andrew? – spytał.
Dlaczego o nim wspomniałem? Przecież on ma mnie gdzieś...
- Mój... stary przyjaciel.
- Rozumiem. Jeszcze z gimnazjum?
- Tak. Nie chcę o nim rozmawiać.
- Rozumiem. Zaraz zaczyna się film.
Tak jak powiedział Dean, po chwili zgasło światło i zaczął się seans. Z początku nie mogłem skupić się na komedii. Moje myśli wracały do porannego spotkania z Andrew. Dlaczego on mi to powiedział? Dlaczego...? Był moim przyjacielem! Dal mnie, był jedną z najbliższych osób. Oczy mimowolnie mi się zaszkliły. Nie chciałem, nie mogłem się tu rozpłakać. Nie przez niego. Ile jeszcze razy mam się zastanawiać, dlaczego mnie tak potraktował? Nie jestem sam. Mam nowych przyjaciół. Choć może nie przywiązałem się do nich tak bardzo, jak do niego. Chris, Luke, Gabriel, no i Dean... Dean... Bardzo intrygująca osoba...
            Obejrzeliśmy, nie powiem, całkiem zabawny film. Deanowi poprawił się nastrój po zerwaniu z dziewczyną, a ja miło spędziłem wieczór. Po wyjściu z kina udaliśmy się... na piwo. Dziwnie się czułem, naprawdę zawsze myślałem, że to Andrew będzie mnie wyciągał na takie wypady. Ale go nie ma... A ja ciągle łapię się na tym, że o nim myślę...
            Siedzieliśmy na wysokich krzesłach przy ladzie w jakimś barze. Szczerze mówiąc, nie lubię takich miejsc. Kiedy po wypiciu trunku Dean za bardzo się do mnie przybliżył, a dokładniej nasze twarze znalazły się bliżej siebie. Przypomniałem sobie co Andew powiedział mi dziś rano....
„Możesz się puszczać z kim chcesz i gdzie chcesz.”
Odwróciłem się szybko spoglądając na okno za plecami.
- Powinniśmy już wracać – Powiedziałem. – Robi się późno.
- Masz rację. Chodźmy.
Czy on naprawdę chciał mnie... pocałować? A może to moja chora wyobraźnia po tym piwie zaczęła dostrzegać coś, czego nie ma.
            Wyszliśmy z baru idąc od razu w kierunku szkoły. Dean właśnie wypytywał mnie o moje gimnazjum i dawnych przyjaciół. Chyba wyczuł, że nie mam ochoty o tym rozmawiać, bo zaraz zmienił temat. Może nie do końca, zamiast o przeszłość, pytał o przyszłość. Moje plany, marzenia. Chyba jeszcze nikt nigdy nie był nimi tak zainteresowany. To było miłe, czułem w środku takie przyjemne ciepło. Tylko znowu musiałem odwrócić twarz, by nie dostrzegł moich rumieńców.
            Nagle z jakiejś uliczki dobiegły nas krzyki. Dean bez zastanowienia tam pobiegł. Z lekkim wahaniem poszedłem za nim. Próbowałem opanować strach, lecz dłonie nadal strasznie mi drżały. Bałem się, że mój korepetytor wpakuje się w kłopoty przez swoją rycerskość.
            Źródłem krzyków okazali się dwaj chłopcy, w tym jednego rozpoznałem od razu.
- Gabriel! – powiedziałem, chyba zbyt głośno.
Wszyscy spojrzeli w moją stronę. Cain nadal zaciskał pięść na koszulce brata przyciskając go do ściany. Jego oczy ciskały pioruny po kolei w nas wszystkich. Spojrzałem na Deana niemo prosząc, by coś zrobił. Jeśli to, co dziś rano mówił mi Gabriel jest prawdą, to Cain może mu zrobić krzywdę!
- Puść go – powiedział pewnie, zwracając się do Angela.
- Powiem raz: Wynoście się stąd. To nie wasza sprawa.
- Ja też nie będę więcej powtarzał. Puść go.
Chłopak puścił brata i zbliżył się do nas z zaciśniętymi pięściami, patrząc wściekle na Deana. Stałem teraz dwa kroki za nimi i mogłem tylko obserwować, jak blondyn osuwa się na ziemię po murze. Chciałem do niego podbiec, lecz drogę zagradzał nam Cain. Spojrzałem na niego z lękiem. Nadal mierzył się wzrokiem z Deanem. Miałem nadzieję, modliłem się, aby nie wszczął z nim bójki. Jeśli to, co mówił Gabriel jest prawdą i był uzbrojony, moglibyśmy wszyscy zginąć. Ku mojemu zaskoczeniu jednak, Angel zaśmiał się tylko w głos, schował ręce w kieszenie, odwrócił i odszedł spokojnym krokiem. Stałem tam jeszcze chwilę, patrząc na znikającą w ciemnościach zaułku postać ubraną w czerń. Nie zauważyłem nawet, że Dean podszedł już do Gabriela.
- Nic ci nie jest?
- Nie... – wyjąkał.
Ocknąłem się nagle i po chwili także kucałem przy nim.
- Gabi... – szepnąłem.
- Nic mi nie jest – zapewnił, ocierając stróżkę krwi cieknącą z rozciętej wargi.
Dean pomógł blondynowi się podnieść, a potem przez całą drogę do szkoły podtrzymywał aby nie upadł. Widziałem wyraźnie, że Gabriel jest poobijany i wszystko go boli. Starał się tego nie okazywać, choć ledwo trzymał się na nogach. Ale mnie i tak... zżerała zazdrość....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz