Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

sobota, 16 lipca 2011

12. Dwóch Aniołów


- Andrew -

            Paul, mój Paul... Nie, jego. Tego przemądrzałego, chciwego, bezczelnego, podstępnego, próżnego, wścibskiego, zarozumiałego i... i...och! Kończą mi się przymiotniki! Nawet nie wiem kim on jest! Nie powiedział mi, pierwszy raz Rudzielec coś przede mną ukrył. Jak on mógł mi to zrobić? Przecież doskonale wiedział, co do niego czuję. A mimo to postanowił umawiać się z jakimś pierwszym lepszym chłopakiem. I to na moich oczach! Może i nie wiedział, że za nim stoję. Ale nic to nie zmienia. Umówił się z nim! A tak często mi zarzucał, że wykorzystuję i ranie innych! Co za hipokryta!
            Może i nie powinienem mu tego mówić. Dobrze wiem, że z niego prawiczek i jak bardzo wstydzi się w ogóle myśleć o sexie. Nie sądzę, aby jego randka zakończyła się choćby pocałunkiem, ale... Och, on jest mój do cholery! Jakim prawem się tak do niego szczerzy!? Ten uśmiech był zarezerwowany tylko dla mnie! I ta jego uroczo zarumieniona twarzyczka. Niech no tylko dorwę tego, tego... Nawet nie wiem jak się nazywa! Zresztą, to się nie liczyło. Wiem, jak wygląda. I wiem kiedy wychodzą. I wiem, jak ich rozdzielić! Nie dopuszczę do tej randki. O nie! Po moim trupie!
            Chociaż odszedłem od niego w miarę szybko, jego kochanka nie dogoniłem. A szkoda, wyprułbym z niego flaki. Może gdyby nie było w budynku tyle ludu, to bym go dostrzegł, ale w tym tłumię? Nierealne.
            Wkurzony do granic możliwości wróciłem do pokoju. Trzasnąłem jednymi drzwiami, a zaraz potem drugimi. Zamknąłem się w łazience. Ja, Andrew Rain się chowam. Odkąd tylko usłyszałem z jaką radością zgodził się z nim spotkać. Boże, dlaczego to tak bolało? Miałem ochotę płakać. Ręce mi drżały, a w oczach szkliły łzy. To upokarzające. Nie dam mu tej satysfakcji. Nie pokaże, jak bardzo mnie zranił. I pomyśleć, że jeszcze niedawno chciałem go chronić...
Byłem z nim wtedy w Dali, w jednym łóżku. Był kompletnie zalany. Ale nie! Musiałem nagle znaleźć w sobie resztki człowieczeństwa i sumienie i nic nie zrobiłem! Mogłem go mieć, a teraz....
Nadal mogę....
...
- Nie! – krzyknąłem w myślach, jak i na głos.
Odsunąłem się od lustra nie mogąc patrzeć nawet na swoje odbicie. Czy ja właśnie pomyślałem, że chciałbym....? Nie możliwe... Nigdy bym go nie skrzywdził, nie zgwałcił! Ja...
Wybiegłem z łazienki i z pokoju. Nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. Ostatecznie poszedłem do Shuna. Zapukałem i zaraz złapałem za klamkę. Zamek ustąpił i od razu dobiegły mnie strzępy kłótni:
- ...psychopata!
- Święty się znalazł!
- Zabiłeś go!
- Przeżyje. Mamy gościa.
Wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi. Cain siedział na łóżku i szmatką czyścił jakiś miecz. Gdy dotarło do mnie z czego je oczyszcza, na chwilę zapomniałem, jak się oddycha. To była krew...
- Andrew? – spytał, wyraźnie zaskoczony Shun.
- Jak widać – odpowiedziałem, nie odrywając oczu od ostrza.
Czy on kogoś zabił? Przypomniałem sobie to, co chwilę temu słyszałem. Przeżyje.
- No proszę, znowu czyściutki – powiedział Cain, głaszcząc narzędzie i po chwili delikatnie je pocałował. – To ja spadam. – Rzucił, wstając i chowając broń do pochwy leżącej obok na pościeli.
Odsunąłem się od drzwi pozwalając mu wyjść. Spojrzałem niepewnie na Shuna. Chłopak stał zaciskając dłonie na oparciu krzesła, aż mu palce pobielały. W ogóle cały był blady.
- Co on zrobił? – spytałem, nie do końca pewien, czy chcę znać odpowiedź.
- Nie wiem, ale... Wrócił tu z tym swoim uśmieszkiem, wyjął te szmatę i zaczął czyścić katanę. W życiu go nie widziałem tak szczęśliwego. To było... On jest obłąkany! – krzykną w końcu, odwracając się do mnie. – Widziałeś? To jest krew! – wskazał brudną ściereczkę leżącą na pościeli. Teraz i poszewka zabarwiała się na czerwono. – Cieszył się i gwizdał i... Andrew, co ja mam zrobić?
- O to samo chciałem zapytać ciebie... – odpowiedziałem cicho.
- Co?
- Nie, nic. – Zaprzeczyłem szybko. – Mówił, kogo załatwił? – zadałem pytanie, które ledwo przeszło mi przez gardło.
- Nie, ale się domyślam. Od kilku dni narzeka na jakiegoś chłopaka, a dziś wrócił śpiewając: „Załatwiłem drania”. Pewnie jego.
- Chyba powinieneś pogadać z dyrciem.
- Zwariowałeś!? Zabije mnie! Udusi w nocy poduszką! Albo potnie jak baleron!
- Będziesz milczał? Udawał, że nic nie wiesz?
- Tak. Właśnie tak. I ty też powinieneś siedzieć cicho.
W sumie, to chyba nie miałbym nic przeciwko, gdyby Cain zechciał mnie zabić. Naprawdę....
- Chodźmy do Blake’a. – Rzucił Moore, po chwili ciszy.
Złość na Paula nagle wyparowała. Teraz zastąpił ją strach. Trzeba będzie uważać na to, co się mówi w towarzystwie Caina. Wole nie wiedzieć jak skończył ten drań.
            Pokój Blake’a nie był daleko i już po chwili znaleźliśmy się na miejscu. Jego współlokatorów jak zwykle nie było, pewnie siedzą kujony w bibliotece. Rozsiedliśmy się wygodnie na łóżkach nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć. Musiało to nieco zaskoczyć blondyna, zwykle nawijamy bez przerwy.
- Języki wam ucięło? – spytał w końcu.
- Nie. Cain znowu kogoś załatwił.
- Znowu? – powtórzyłem niedowierzając. – Więc to nie pierwszy raz?
- Nie – przyznał Shun.
Wpatrywałem się w niego w zupełnym osłupieniu. Mieszkał z mordercą.
- Cain to ma dość specyficzny charakter. – Wyjaśnił Blake. – Póki nie wchodzimy mu w drogę, nie będzie się nami przejmował.
- Specyficzny charakter – powtórzyłem. - Pff...
- Dobra, naprawdę nie ma co się przejmować Aniołem. Za trzy tygodnie mamy pierwszy koncert, wypadałoby dobrze wypaść.
- Niee... – jękną Shun - Blake, dlaczego ty się tym tak przejmujesz?
- Nie narzekać, bo was wyrzucę.
- A kto mianował cię liderem? – spytałem.
- A kto założył zespół i załatwiał wszystkie formalności?
- No dobra, ty. Ale to nie daje ci prawa się rządzić.
- Nie? Kto pisze teksty?
- Ty.
- Kto wymyślił nazwę?
- Też ty – odpowiedziałem zirytowany.
No dobra, wszystko załatwiał on.
- Ale...! – zacząłem.
- Nie ma ale! Robimy próbę.
Przynajmniej czymś zajął nasze myśli.
- Paul -

            Stałem tam patrząc jak odchodzi. Chciałem wszystko naprawić. Przecież czekałem tu na niego, żeby porozmawiać! Jak widać on nie chce nic wyjaśniać. Otarłem niechcianą łzę, nie będę przecież płakał przez tego drania.
            Ukryłem dłonie w kieszeniach spodni i wolnym krokiem przemierzałem uliczki ogrodu. Chciałem wyciszyć myśli. Pod moimi stopami cicho skrzypiały białe kamienie. Wpatrywałem się w ich wymyślne kształty, gdy w coś uderzyłem. Zachwiałem się lekko i spojrzałem w górę.
- Gabriel? – spytałem, zdziwiony.
- O, Paul. Deja vu? – zaśmiał się cicho. Ale dostrzegłem, że jego uśmiech był wymuszony.
- Chyba tak. Znów zamyślony? Martwisz się czymś? – spytałem.
- Można to tak ująć.
- Może mógłbym pomóc? – zaproponowałem niepewnie.
- O ile potrafisz cofnąć czas.
- Co się stało?
Gabriel tylko spoglądał nieobecnym wzrokiem, gdzieś w okna na drugim piętrze. Teraz byłem naprawdę zaniepokojony. Nie wiem dlaczego, ale lubię tego chłopaka. Nawet jeśli dotąd rozmawiałem z nim tylko raz.
- Chodzi o Caina? – zgadłem.
- To wszystko... – zaczął spuszczając głowę. -  To moja wina... – przyznał, ruszając z wolna przed siebie.
- Gabi...
- Przepraszam Paul, ale nie mogę ci powiedzieć. Z tym, muszę poradzić sobie sam.
- Jeśli tak uważasz. Ale czasem łatwiej uporać się z problemem, gdy się komuś wygadasz.
- Wiem o tym. Gdybym mógł, na pewno bym ci powiedział. Po prostu martwię się o brata.
- Porozmawiaj z nim.
- Z Cainem? Od lat ze mną nie rozmawiał. Zmienił się.
- Pokłóciliście się? – zapytałem.
- Nie. Ja tylko... Znaczy... – zaplątał się w słowach.
- Nie musisz mówić.
- Przeze mnie spotkało go coś bardzo złego.
- Przez ciebie? – powtórzyłem niedowierzając.
Gabriel mógłby celowo kogoś skrzywdzić? Jakoś trudno mi było w to uwierzyć.
- Tak. Przeze mnie. Gdybym tylko wiedział, co się stanie. Nie zostawiłbym go!
- Więc, to nie było specjalnie?
- Nie! Oczywiście, że nie! Nigdy bym mu tego nie zrobił!
- Więc czemu się obwiniasz? Nie wiedziałeś co się stanie, to nie twoja wina – powiedziałem.
- Ale Cain...
- On tak mówi? – przerwałem mu. – Obwinia cię?
Milczał. Nie miałem okazji poznać Caina, ale samo spojrzenie na niego odstraszało. To, jak patrzył na innych, jak się zwracał do ludzi. Nie słyszałem, aby ich obrażał czy coś. Po prostu, jest jakby wyprany z emocji. Patrzy na wszystko tak samo. Jakby nic go nie interesowało. A jego głos, taki bezbarwny. Aż ciarki przechodzą na jego widok. Tylko raz okazał uczucia. Wtedy, gdy poznałem Gabriela. To jak na niego patrzył. Z taką nienawiścią, jakiej jeszcze nigdy nie widziałem. To spojrzenie mogłoby zamrozić najgorętsze pustynie. Nie wiem co się stało, ale Gabi nie powinien się martwić o kogoś takiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz