Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

sobota, 16 lipca 2011

10. Początek nauki


- Paul -

            Pierwszy dzień prawdziwej nauki. Teoretycznie, bo to były raczej organizacyjne zajęcia. Każdy musiał się przedstawić, najczęściej padało nazwisko, a zaraz po nim „tak, z tych...”. Czy muszę mieć w klasie samych bogaczy? Jakby bez tego nie miał kłopotów z nawiązaniem kontaktów...
            Przerwa śniadaniowa nie należała do udanych. Zmierzaliśmy ku wyjściu ze szkoły, gdy z prostopadłego korytarza nagle wyłonił się jakiś chłopak. Niefartem wpadł na niego Luke. Strasznie się wystraszył już na samym początku. Chciał chyba powiedzieć „przepraszam”, ale nie zdążył. Został brutalnie przyszpilony do ściany.
- Jak leziesz szczylu!
- Prze... Przepraszam... – wyjąkał.
Chris patrzył na nich z przerażeniem, dosłowne wmurowany w ziemie.
- Co mi po twoim „przepraszam”?! – krzykną i zamachną się jakby chciał go uderzyć, lecz w ostatniej chwili zmienił zdanie. - Wiesz co, chętnie dam ci lekcje...
Słysząc ten kpiący ton przeszły mnie ciarki. Luke pobladł jeszcze bardziej i zaczął szarpać. Nie udało mu się wyswobodzić, a napastnik zdecydowanie niebezpiecznie się do niego przybliżał.
- Puszczaj go! – powiedziałem, sam się sobie dziwiąc.
Mój głos zabrzmiał dość, stanowczo. Zacisnąłem pięści chcąc ukryć, jak bardzo mi się trzęsą ręce. Odwaga znikła tak szybko jak się pojawiła.
- Co proszę? – odwrócił się do mnie i zaśmiał w głos.
- Puść go... – powtórzyłem, lecz tym razem głos niebezpiecznie mi zadrżał.
- Och, to twój chłopak?
- Co? – spytałem zdezorientowany.
- Nie martw się, zabawię się i ci go oddam.
- Puszczaj mnie zboczeńcu! – krzykną River, szamocząc się jak zwierze w sidłach.
- Zboczeniec? – spytał, z niezbyt miłym uśmiechem i przysuną jeszcze bliżej chłopaka.
Jedną dłonią wciąż trzymał za koszulkę uniemożliwiając ucieczkę, drugą zaś wsuną pod nią.
- Nie dotykaj mnie! – krzykną, bliski płaczu szatyn.
Kiedy kolano czarnowłosego chłopaka wsunęło się między nogi naszego przyjaciela, a ich usta złączyły się zapewne w niezbyt przyjemnym dla Lu pocałunku, ja i Chris złapaliśmy napastnika za bluzę próbując odciągnąć.
- Odpieprzcie się! – wrzasną, odpychając nas na boki.
Poprawił ubranie i z wyższością spojrzał na Luka. Chłopak zdążył osunąć się na ziemię. Zakrywał dłonią usta, a oczy zaszkliły mu się łzami. Nagle, za mną rozległo się charakterystycznie tupanie obcasów.
- Zabawiłbym się dłużej, ale muszę spadać. Do zobaczenia później, kociaku.
Zza zakrętu wyszła jakaś nauczycielka. Kiedy zbliżyła się do nas z pytaniem:
- Co tu się stało?
Luke natychmiast podniósł się i mijając wszystkich, rzucił tylko:
- Nic.
Pobiegliśmy za nim, jednak Chris zatrzymał mnie jak tylko znaleźliśmy się na zewnątrz.
- Poczekaj. Niech chwilę pobędzie sam. Nie sądzę, aby chciał z nami o tym gadać.
- Też tak myślę. 
            A myślałem, że poza Andrew nie spotkam tu żadnych zboczeńców. Jednak się myliłem, jest ich pełno! Czy każdy bogacz musi być gejem? Co oni chcą tym pokazać? Że mogą mieć nie tylko piękne dziewczyny, ale i chłopaków? Nie pojmuję tego. Nie żebym miał coś przeciwko takim związkom, ale to trochę dziwne. Taka jawność i to w takiej szkole? Może trochę przesadziłem mówiąc „pełno ich”. W zasadzie, spotkałem tylko dwóch. Jednego znałem od lat. Tak przynajmniej mi się zdawało. A ten drugi? A ten drugi to nikt inny, jak nowy przyjaciel Andrew. Kiedy zobaczyłem ich razem na stołówce, zamarłem. Dopiero teraz skojarzyłem, że znam tego chłopaka. Przyszedł raz do naszego pokoju! Andrwe przedstawił go jako... Zaraz... Shun? Tak, Shun. Był z nim wtedy blonyn, Blake. Wcześniej za bardzo skupiłem się na ratowaniu Lu, niż zastanawianiu się, kto jest napastnikiem.
            Obaj spojrzeli na mnie tak... Nieprzychylnie. Odechciało mi się jeść i uciekłem. Shun patrzył z jawną kpiną, a Andrew? Ze złością, smutkiem i wyższością...

- Andrew -

            Mam dość. Tak, byłem na jednej lekcji i już mam dość. Zresztą, nie tylko ja. Blake w ogóle nie poszedł na lekcje, a ja i Shun udaliśmy się na nie tylko po to, aby zobaczyć z kim chodzimy do klasy. I wiecie co? Jestem w klasie z Alanem! Usiadłem z nim w ławce, przegadaliśmy całe czterdzieści pięć minut i postanowiliśmy iść do niego. Tak więc druga lekcja minęła nam na sexie. Choć pojedyncze łóżko nie jest zbyt wygodne. Jak na jedną osobę jest całkiem spore, ale na dwie. Sami rozumiecie.
            Ale z Paulem chciałbym spać w takim łóżku. Nie musiałbym szukać pretekstów, żeby być bardzo blisko niego. Ehh... nie ma co marzyć. On już wie. Wie, że go pragnę. I dobitnie pokazał, że nie jest zainteresowany.
            To zabolało. Bardzo. Może, gdybym powiedział mu sam, wyjaśnił, że nie chcę go skrzywdzić, coś by wyszło. Może chociaż nie straciłbym przyjaciela. Ale teraz... Nie ma co rozmyślać, on nawet na mnie nie patrzy. Raz, podczas przerwy śniadaniowej. Wróciłem od Alana i usiadłem obok Shuna. Rozmawialiśmy, gdy w drzwiach staną On. Popatrzył na mnie z taką złością i nienawiścią.
            Co ja mu zrobiłem...? Ja się tylko zakochałem... Bez pamięci zakochałem się w najlepszym przyjacielu i straciłem go na zawsze. Nie oszukujmy się, nawet jeśli kiedykolwiek, a ostatnio wierzę w to coraz mniej, przestanę go kochać, to przyjaźni nie odzyskam.
            Nie odzywał się do mnie. Przez cały tydzień zarówno on jak i nasi współlokatorzy milkli jak tylko się pojawiałem. Czułem ich nieprzychylne spojrzenia, ale nigdy tego nie komentowałem. Czasem tylko zerkałem w stronę Paula. Widziałem smutek w jego zielonych oczkach. Smutek, żal i jakąś niechęć. Brzydził się mnie. Zresztą, Luke nie krył swojej jawnej niechęci do pedałów o czym często wspominał. Może Maleństwo wystraszyło się, co będzie jeśli...? Co ja się będę oszukiwał. Tolerował to tylko ze względu na mnie. A teraz? Ehh...

- Paul -

            Wiedziałem, że w tej szkole będzie mi trudno, ale nie przypuszczałem, że aż tak! Już w pierwszym tygodniu nauczyciele zrobili testy, chcąc sprawdzić jaki jest nasz poziom wiedzy. Jeśli chodzi o matematykę, to się nie popisałem. Profesor Dwilley jest całkiem miłym facetem w średnim wieku. Niestety, choćby nie wiem jak dobrze tłumaczył, nie potrafię załapać wszystkiego na lekcji. Nie umknęło to jego uwadze, dlatego poprosił, abym pozostał po lekcjach. Byłem nieco zdenerwowany. Wszyscy opuścili salę. Niektórzy nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi, inni patrzyli z zaciekawieniem. Podszedłem do biurka. Nauczyciel ściągną okulary i odłożył je na bok.
- Cóż Paul, nie ukrywam, wyniki twojego testu nie były zachwycające.
- Wiem, profesorze.
- Jesteś mądrym chłopakiem, ale bez korepetycji sobie nie poradzisz.
- Ale... mnie... – zacząłem kulawo – nie stać mnie na prywatne lekcje – powiedziałem w końcu.
- Och, nie o takich korepetycjach mówię. Znalazłem ci już nauczyciela. Dean to jeden z najlepszych uczniów i z chęcią ci pomoże. To miły chłopak, bardzo cierpliwy. Myślę, że się dogadacie.
- Ale...
- Nie martw się, on pomoże ci nadrobić zaległości i przyswoić nowy materiał. W zamian za to podwyższę mu ocenę z zachowania na koniec. Dean czeka na korytarzu. Możesz już iść
- Dziękuje... Do widzenia.
Wyszedłem rozglądając się niepewnie. Naprzeciwko mnie, na parapecie siedział chłopak. Czarne kosmyki niesfornych włosów uroczo opadły mu na twarz. Był bardzo przystojny. Przez chwilę wpatrywałem się w niego nie mogąc oderwać wzroku. Miał taki ciepły uśmiech, powodujący urocze dołeczki. Wpatrywał się we mnie oczami koloru bursztynu. Niesamowite... Zeskoczył z parapetu i zbliżył się do mnie.
- Ty musisz być Paul – powiedział.
- No... – przyznałem niezbyt inteligentnie.
- Jestem Dean. Dean Evil – przedstawił się, podając mi dłoń.
- Evil? Uhh... – Dlaczego robię z siebie idiotę?
- Cóż, rodziny się nie wybiera.
- Tak... Znaczy, Paul Evening. – przedstawiłem się w końcu. - Miło poznać.
- Cała przyjemność po mojej stronie. To kiedy masz czas na dodatkowe lekcje?
- Ja? Nie wiem, nawet dzisiaj. A ty?
- Szesnasta? Mieszkam w 27.
- To... Do zobaczenia.
- Pa.
            Nadal czując rumieńce poszedłem na kolejne lekcje. Dlaczego się czerwienie? Cholera, to tylko korki! Z bardzo przystojnym i miłym chłopakiem. Ale, to nic nie znaczy! Nic... Chyba...          

1 komentarz: