- Andrew -
Siedzieliśmy przy okrągłym stoliku, na wygodnej, półokrągłej kanapie z czarnej skóry, odgrodzeni od reszty szklaną, wcale nie przezroczystą ścianą. Na parkiecie wirowały postacie w rytm głośnej muzyki. A ja rozkoszowałem się drinkiem rozmawiając z nowymi kolegami. Shun okazał się takim samym wariatem jak ja. Wychodząc ze szkoły wlał do fontanny jakiś płyn i chodź z pozoru nic się nie zmieniło, woda zabarwia wszystko, co się w niej zanurzy na niebiesko. Wiecie jak fajne wyglądają gołębie z niebieskimi dziobami? Albo niebieski wróbelek?
Blake, w przeciwieństwie do nas jest bardzo spokojny i małomówny. Od Moorego dowiedziałem się, że podobnie jak ja lubi grać na gitarze. Rozmawialiśmy bardzo długo o muzyce, ostatecznie zaplanowaliśmy wspólną grę na jutro, po południu jak każdy się już wyśpi.
Nagle, czarnowłosy z hukiem odstawił szklankę. Z nienawiścią wpatrywał się w tłum. Idąc za jego spojrzeniem znalazłem Caina. Nie mogę zaprzeczyć, jest cholernie przystojny.
- Odpuśćcie – wtrącił Blake. – Nie dacie mu rady. Ma czarne pas w karate, aikido i diabli wiedzą w czym jeszcze.
- To wszystko wyjaśnia – przyznałem, dotykając nadal bolącego nosa.
- Do tego zawsze uzbrojony.
- W te swoje mieczyki – powiedział z kpiną Shun.
- To katany. Zresztą, kiedyś się lubiliście. Razem dokuczaliście Gabrielowi.
- Bo wtedy nie był takim dupkiem! Poza tym, ty wiesz jak on go teraz traktuje?
- To są ich sprawy, ja też nie mam już kontaktu z braćmi. Zresztą, jemu się nie dziwię. Daj sobie spokój z tą wojną, bo jej nie wygrasz.
Słuchałem nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Obserwowałem Angela, jak podrywa jakiegoś małolata i zabiera go na górę. Widać w naszej szkole pełno gejów.
- Na jakich jesteście profilach?
- Ja na lingwistyce, w drugiej klasie – powiedział Blake.
- Ja mam rozszerzoną matmę i fizykę.
- A ja matmę i informatykę. Czyli jesteśmy w różnych klasach – zauważyłem.
- Ale wagarować będziemy razem – zapewnił blondyn, poczym zapytał: - Idę po drinka, wam też przynieść?
- Jakbyś mógł – odpowiedziałem.
Rozmawialiśmy długo i w zasadzie o niczym. Wróciliśmy pijani nad ranem, oczywiście przeskakując przez dwumetrowe ogrodzenie, bo bramę już dawno zamknięto, a stróż raczej nie byłby zachwycony widzieć nas o tej porze. Jakimś cudem nie połamaliśmy się przy tym. Naprawdę w chuj wysoki ten płot, a trawnik wcale nie był tak miękki jak się zdawało. Gdy znaleźliśmy się na terenie uczelni, Moore zaczął śpiewać. Oczywiście Blake walną go w łeb, jak ktoś go usłyszy, to mielibyśmy przejebane. Dzisiejsza bójka uszła nam płazem, ale powrót po pijaku nad ranem raczej nie spodobałby się dyrciowi.
Doczłapałem się do pokoju, wyjąłem klucze i gdy kilku wiązankach przekleństw nie udało mi się trafić w otwór, zacząłem walić w drzwi. W końcu otworzył mi Paul. Zarówno on, jak i stojąca za mim dwójka chłopaków, byli nieco wystraszeni.
- Mówiłem, że pijak wrócił.
- Bardzo śmieszne – powiedziałem, chwiejąc się niebezpiecznie. - Wpuścisz mnie czy mam tu stać?
- Właź.
Odsunęli się od drzwi robiąc mi przejście jak jakiemuś królowi.
- I tak ma być – powiedziałem tylko, kierując się do łóżka.
- Paul -
Przez ten nocny powrót Andrew nie mogłem spać. Leżałem do rana kręcąc się na łóżku. Zbytnio nie zdziwiło mnie, że wraca pijany, ale żeby już pierwszego dnia? I jak ja mam go pilnować? Martwię się, cholernie się martwię! Jest taki roztrzepany, w ogóle nie myśli o konsekwencjach! Bez przerwy pakuje się w jakieś kłopoty, a przy okazji wciąga w to mnie. Trzeba będzie z nim porozmawiać. Już ja mu umilę dzień, a na pewno będzie miał kaca. W stanie w jakim wrócił? Nawet się nie przebrał! Poszedł spać tak jak przyszedł.
Dochodziła siódma, gdy Chris zaczął się budzić.
- Już nie śpisz? – spytał, patrząc na Luke.
- Tak, od dawna. Słuchałem muzyki.
- Serio? – spytałem. – Nawet nie zauważyłem.
On mnie przeraża. Leżał z zamkniętymi oczami przez cały czas. I kiedy zdążył wziąć MP3? Chyba, że z nim spał.
- On tak często będzie wracał? – spytał River, gestem wskazując Andrew.
- Niestety – powiedziałem zrezygnowany. - Nawet jak mu nagadam, to nie podziała to dłużej niż na dwa dni.
Wszystko po nim spływa jak po kaczce. Jak ja mam do niego dotrzeć?
- Zapowiada się ładny dzień. – Zauważył Christian, rozsuwając karmelowe zasłony.
- Andrew będzie spał do południa – powiedziałem, wstając.
Zabrałem z szafki czyste ubrania i zniknąłem w łazience.
Pół godziny później całą trójką wyszliśmy z pokoju. Do śniadania było jeszcze sporo czasu, więc postanowiliśmy wyjść na zewnątrz. Wszędzie pusto, cicho, tylko śpiew ptaków.
- Ładnie tu – przyznał Luke.
Ciekawym wzrokiem rozglądał się wokół z dziwnym błyskiem w oczach. Wyglądał na zafascynowanego i o dziwo, całkiem przyjaźnie.
- Nie zamierzam biec po twój szkicownik – oznajmił Nelson.
- Chyba sztalugę. A szkicownik mam – uniósł dłoń, w której trzymał czarny zeszyt z przyczepionym ołówkiem. Nawet nie zauważyłem, że go zabrał. Zaraz pomyślę, że to jakiś duch, czy coś! Chyba czytam za dużo fantasy...
River skierował się w stronę wielkiego dęba. Usiadł pod nim i otworzył szkicownik. Przewrócił kilka wykorzystanych już kartek i w skupieniu zaczął rysować.
- Chodźmy lepiej, nie lubi, jak mu się przeszkadza – oznajmił Christian i odeszliśmy kawałek.
Przez chwilę spacerowaliśmy po ogrodzie, aż doszliśmy do pięknej fontanny, na której stał posąg nimfy. W dłoniach kobieta trzymała dzban i z niego przelewała wodę do fontanny. Była niemal jak żywa, w kosmykach włosów wplątano kwiaty, a na skrzydłach miała wymyślne wzory. Całą postać otaczały rośliny. U jej stóp stały kaczuszki i łabędź obejmując niewiastę skrzydłem, oraz sarenka.
- Śliczna rzeźba – powiedziałem. siadając na brzegu.
- Nic dziwnego, że zainspirowała Luu.
- Jakie profile wybraliście?
- Ja lingwistyczny – odpowiedział.
- Ja mam rozszerzenie z biologii oraz chemii.
- A nasz artysta fizykę i matmę, choć wcale ich nie lubi. Nie wiem, czy sobie poradzi.
- Andrew to mistrz matematyki – przyznałem. - Nie znam lepszego.
Matma to jedyny przedmiot z którego sam odrabiał lekcje. Czasem nawet za mnie.
- Luke to typ człowieka, który nigdy o pomoc nie prosi. Prędzej nie zda i wyleci.
- Skoro mogliby go wyrzucić, to rodzice nie dali wielkiego datku na szkołę?
- Nie – przyznał, spuszczając głowę. - My musieliśmy się uczyć i to dużo.
- Ja też – powiedziałem z uśmiechem.
Blondyn wyraźnie odetchną. Czyżby myślał, że jestem jakimś samolubnym bogaczem? W sumie, skoro znam Andrewa, a on raczej dobrego wrażenia nie zrobił, to się nie dziwię. Zanurzyłem dłoń w czystej wodzie. Przyjemnie chłodna. Nagle wstałem z krzykiem.
- Co się stało? – spytał wystraszony Chris.
- Andrew! – wrzasnąłem.
Dlaczego właśnie on? Bo nikt inny nie byłby tak głupi, żeby przefarbować wodę. Moja dłoń była niebieska!
- Co jest? – zapytał Luke, przybiegając do nas.
- Zabiję gada – wycedziłem tylko, kierując się do szkoły.
- Skąd wiesz, że to on? – spytał blondyn, doganiając mnie.
- Bo go znam.
- Widzę, że będzie ciekawe w tym naszym pokoju – przyznał Luke.
- Andrew -
Spałem spokojnie śniąc o moim słodkim rudzielcu, już miałem go pocałować, gdy do mojej świadomości przedarł się huk, a zaraz po nim wrzask:
- Andrew!
Jęknąłem czując ból głowy. I ta suchość w ustach. Chyba wczoraj przesadziłem.
- Ty imbecylu! Coś ty sobie myślał?!
Już zdecydowanie nie był słodki i uroczy. Moja biedna głowa... Wetknąłem ją pod poduszkę błagając w duchu, by się przymkną.
- ... Ja ci powiem, co myślałeś, w ogóle nie myślałeś!! Jesteś największym debilem jakiego znam!
W ogóle, to za co tak cierpię?
- Paul zamknij się! Ała...
Na Boga w którego nie wierzę, niech on się zamknie!
- Ja mam się zamknąć!? Nienawidzę cię! Normalnie cię nienawidzę!
Znów trzasnęły drzwi. Spojrzałem wściekle na blondyna i szatyna.
- Co ja mu kurwa zrobiłem? – spytałem cicho.
- Dolałeś coś do fontanny – wyjaśnił mi blondynek.
- Co?
Jaka fontanna? Jakie coś? Przez chwilę nie kontaktowałem.
- Zaraz... Fontanna? Coś? A... Przefarbowało go.
- Więc to twoja sprawka?! – z łazienki wypadł wściekły Paul.
Czerwony ze złości, z niebieską ręką i łzami w oczach.
- Nie, to nie...
- Chociaż raz nie kłam!
- Ale to na...
- Nie odzywaj się do mnie! – krzykną, grożąc mi niebieskim palcem. – Nienawidzę cię!
Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Zaraz za nim dwójka chłopaków. Kurwa. Nie dość, że mam kaca i boli mnie łeb, to jeszcze zabolały mnie jego słowa. Rzuciłem poduszką w drzwi i kląc na wszystko poszedłem się umyć. Skoro on nie chce mi uwierzyć, nie będę się odzywał. Może to i lepiej? Maleństwo będzie bezpieczne, a mi może w końcu uda się zapomnieć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz