Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

środa, 13 lipca 2011

06. Cwany lis


- Andrew -

            Jeszcze rok szkolny się nie zaczął, a ja już nienawidzę tej szkoły. Od trzech dni Paul ganiał mnie, żebym się spakował. A ja co? „Później, mam czas.” A teraz latam jak głupi po całym domu szukając ubrań, bo pociąg za godzinę. A ta ruda menda zamiast mi pomóc, opycha się MOIMI ciastkami!
- Bryan! – wrzasnąłem na brata. – Gdzie moja kurtka?
- Jest lato!
- Ale zaraz będzie jesień!
- I mam uwierzyć, że nie zrobisz sobie ferii we wrześniu i nie wrócisz do domu?
- A myślisz, że on mi da? – spytałem, wskazując Paula i opuściłem pokój.
- A od kiedy ty go słuchasz? – Usłyszałem jeszcze śmiech chłopaków, gdy kierowałem się do jadalni.
- Bardzo śmieszne – powiedziałem do siebie.
Kląłem pod nosem wywracając wszystko do góry nogami i w końcu znalazłem moją kurteczkę w... Szafie...
            Spakowany, jeśli tak to można nazwać, ponieważ ja tylko wrzuciłem wszystko byle jak do walizki i skacząc po niej jakimś cudem zamknąłem. Zniosłem walizkę, oczywiście moim sposobem, czyli położyłem u szczytu schodów i kopnąłem. Mój bagaż zjechał na sam dół oszczędzając mi dźwigania niepotrzebnego ciężaru. I mogliśmy jechać. Mój wspaniałomyślny braciszek zgodził się nas odwieść. Pewnie miał po drodze do kochanka, inaczej zażądałby zapłaty za tę usługę. Wpakowaliśmy się do puszki i zajęliśmy miejsca.
Jakoś przeżyję tę podróż. To tylko trzy godzinki... Tylko trzy....
- Ja tu nie wytrzymam.... – rzuciłem w końcu, załamany.
Paul popatrzyła na mnie z przerażeniem.
- Nawet nie ruszyliśmy ze stacji.
- A kiedy odjazd?
- Za pięć minut.
- Dlaczego jedziemy tą puszką? Bryan mógłby nas odwieść.
- Nie, nie mógłby. Jest dziś w pracy.
- Akurat. Pojechał się pieprzyć z kimś, a nie do pracy.
- Nie wnikajmy jak wygląda jego praca.
- Dlaczego ja muszę chodzić do szkoły? – narzekałem.
- Bo nie jesteś pełnoletni.
- Ale dlaczego?
- Bo urodziłeś się w ty, a nie innym roku – odpowiadał, nawet na mnie nie patrząc. Zamknął oczka i cierpliwie czekał, aż skończę narzekać. Nie ma tak dobrze! Co to, to nie!
- Czemu?
- Bo twoi rodzice wcześniej nie mieli ochoty.
- Na sex? Na to oni zawsze mają ochotę!
Oj tak, nie zapomnę jak wchodząc do biura ojca zastałem ich pieprzących się na biurku. Albo na wakacjach w Egipcie! Zamknęli się w toalecie, a słychać ich było już na korytarzu. Na pikniku w lesie też, poszli na „spacer”. Nie żebym ich podglądał, po prostu szukaliśmy z Bryan’em jagód.
- Tak, to chyba u was rodzinne.
- Jakby się na tym zastanowić, to faktycznie.
- Czasem się boję z tobą przebywać.
- Czemu!?
- A wiadomo co ci chodzi po głowie?
- Ja wszów nie mam! – zapewniłem, celowo przekręcając wyraz.
- Wszy... – poprawił.
- Ani pchłów! – dodałem.
- Pcheł...
- Nudny jesteś.
- To idź spać.
- Na tym siedzeniu? Niby jak? Twarde, krzywe i niewygodne! I nie mam poduszki. A może z ciebie zrobię?
Zsunąłem się lekko z siedzenia i oparłem o ramie Paula. Mrr... Pachnie cytrusami. To chyba jego szampon.
- Nie za wygodnie ci?
- No właśnie nie. Strasznie kościasty jesteś.
- Kościsty...
- Bawisz się w psora?
- Profesora.
- Nie no, ja mam dość. Kiedy to ruszy?
- Za minutę. I złaź ze mnie! – W końcu zaczął się irytować.
Sukces!
- No przecież nie siedzę na tobie!
- Jeszcze tego brakuje! Obszyj się o szybę! – odepchną mnie brutalnie.
- Ale ona twarda... – mówiłem, patrząc smutnymi oczkami, jak te kotki w kreskówkach.
- A ja kościsty.
- I zimna...
- Boże, za jakie grzechy?
Za rozkochanie mnie w sobie....
Jak on się uroczo złości. Zacisną piąstki, jakby chciał mnie zaraz uderzyć, zmrużył oczka i zacisną usta w cienką linię. Zza myśleń wyrwał mnie jego głos:
- Na co się gapisz?
- Twoja groźna mina miała mnie wystraszyć, czy rozbawić?
Zamachną się i uderzył mnie w ramie.
- Za co?
- Za niewinność! – ponownie dostałem.
- Tak nie można!
- Ja mogę! – oświadczył, nadal mnie bijąc.
- Bo się obrażę!
- Nie wytrzymałbyś!
- Zakład?! Nie odezwę się, póki mnie nie przeprosisz!
- Jasne!
Zaplotłem ręce odwracając się w stronę okna. Nie odezwę się, zobaczymy kto dłużej wytrzyma. Zerknąłem kątem oka, nieco się zdziwiłem widząc triumfalny uśmiech na twarzy Maleństwa. Piękny, zielone oczka pełne blasku. Mógłbym w nie patrzeć godzinami.
- Nie przeproszę wcześniej niż w Caesitas. Życzę miłej podróży w milczeniu.
Przez chwilę chciałem na niego nawrzeszczeć. Ale przecież się gniewam! Co za mała, wredna, podstępna, ruda gadzina! Jak on śmiał?! Jak śmiał MNIE tak podejść?! MNIE!? Patrzyłem na niego z żądzą mordu.
- Twój wzrok ma mnie przestraszyć, czy rozbawić? – spytał, powtarzając moje słowa. – Ah, zapomniałem. Nie odzywasz się do mnie. O ja nieszczęśliwy.
Jak on śmie tak ze mnie kpić!? Już ja mu pokaże. Zemszczę się! Jeszcze nie wiem jak, ale się zemszczę! Odwróciłem się od niego i nie odezwałem ani słowem do końca podróży.
            Trzy godziny wymyślałem, co mu za to zrobię. Aż sam zacząłem mu współczuć...
Dobra, wcale nie o tym marzyłem. No co ja poradzę, że nie potrafiłbym się na nim zemścić? Gdyby to był ktoś inny, to nie wystarczyłoby „przepraszam”. Nie odzywałbym się przez kilka dni! Jestem uparty, ale jeśli chodzi o Maleństwo to ledwo tę podróż wytrzymałem. Więc co tu mówić o zemście. Nie przypuszczałem, że jest taki przebiegły. Kocham go jeszcze bardziej.
            Zabraliśmy walizki i ciągnąc je za sobą skierowaliśmy się do szkoły.
- Andrew – zaczął rudzielec, - bardzo jesteś zły?
Spojrzałem na niego. Miał taki smutny wzrok, skruszony. Kiedy on się nauczył tak kłamać?
- Przepraszam. Ale zamęczyłbyś mnie na śmierć!
Prychnąłem, nadal obrażony.
- No ale sam przyznaj, jestem przebiegły bardziej niż ty – uśmiechną się szczerze.
- Do mnie to ci jeszcze daleko kochanie. Po prostu po tobie się tego nie spodziewałem.
- Ale już się nie gniewasz? – spytał z nadzieją.
- Chciałbyś! Zemsta będzie słodka. A przynajmniej dla mnie.
- Andrew!
- Trzeba było się nie zaczynać.
- Ale...
- Nie ma ale! – przerwałem – Ja nigdy nie odpuszczam. Trzeba było sto razy pomyśleć, nim odważyłeś się mnie przechytrzyć.
            W końcu dotarliśmy do bram szkoły. Okropne miejsce! Nie podoba mi się tu. Główna aleja doprowadziła nas do masywnych, ciemnych drzwi. Weszliśmy do środka kierując się do gabinetu dyrektora. Facet po czterdziestce, krótko ścięty blondyn w jasnym garniturze.
- Dzień dobry – przywitał się Paul.
- Bry panu – powiedziałem.
- Dzień dobry. Andrew? Nie spodziewałem się ciebie przed 15 września.
- To mnie zmusiło – palcem wskazałem stojącego obok rudzielca.
- Ej! – uderzył mnie w ramie.
- Uspokoił byś się! Jak ty się zachowujesz przy dyrektorze? Widzi pan? Z tym rudzielcem będą same problemy, mówię panu. Ja go znam.
- Nieprawda! – zaprzeczył zażenowany. – Proszę go nie słuchać.
- Masz rację, wyjdzie mi to na zdrowie.
- Dzięki. Nie ma to jak przyjaciel.
- No, skoro jesteście przyjaciółmi to przydzielimy was do jednego pokoju. Numer 36 drugie piętro. Pokoje mamy trzy, cztero i pięcio osobowe. Wieczorem powinni zjawić się wasi współlokatorzy.
Sięgnąłem po srebrny kluczyk, gdy dyrektor cofną rękę i rzekł:
- Tylko spróbuj go zdemolować, a popamiętasz.
- Jasne.
- Drugi jest dla Paula.
- Okay, do zobaczyska – rzuciłem, wychodząc z pokoju. – No choć Maleńki.
- Do widzenia – powiedział, zamykając drzwi. Odwrócił się do mnie z rządzą mordu w oczach: - Nie jestem Maleńki! – wrzasną.
- Oj nie złość się. Złość piękności szkodzi – ostrzegłem, czochrając rude włoski.
Są takie miękkie w dotyku. Czyli nie będziemy w pokoju sami. Może to i lepiej? Nie będzie mnie w nocy kusić, by się obok niego położyć. A może będzie z nami jakiś uroczy chłopczyk? I przestanę kochać przyjaciela.

1 komentarz:

  1. Współlokator heh robi się coraz ciekawiej no i ta zemsta, już się zastanawiam co Andrew knuje

    OdpowiedzUsuń