Newsiki i nowinki:

Blog o tematyce yaoi. Jak ktoś nie wie, co to, to polecam google.pl
Uprzejmie proszę, żeby najpierw zobaczyć, co oznacza „yaoi”, potem dobrze się zastanowić, czy warto obrażać mnie, a przede wszystkim ludzi, którzy w takich, a nie innych związkach żyją.

Czytasz na własne ryzyko. Nie odpowiadam za ewentualne skutki uboczne i choroby psychiczne.

UWAGA: Powiadamiam TYLKO przez gg.

środa, 13 lipca 2011

04. Caesitas

- Andrew -

Śpię sobie smacznie na wygodnym łóżeczku, aż tu nagle:
- ANDREW!
Myślałem, że ogłuchnę! Albo zawał, od razu! Boże, jestem za młody!
- Jezuuu....!
Przepaść?! Łubudum. Spadłem. Czyli to nie była przepaść...
- Kurwa, co jest? – spytałem, otwierając oczy.
- Co jest?! Mieliśmy jechać do Caesitas!
- A to dzisiaj?
- Nie! Jutro.
- To po chuja mnie budzisz?
- Andrew, ty mnie nie denerwuj z samego rana!!
- A propos, która godzina? – spytałem, podnosząc się z twardej podłogi.
- Siódma.
- Siódma?! – powtórzyłem, patrząc na niego jak na idiotę. – Paul kochanie, czy ciebie przypadkiem nie pierdolnął worek po kartoflach? – Położyłem się z powrotem z wrzaskiem: - ŚPIĘ! – i okryłem pościelą po czubek głowy.
- Ale...
- Nie ma ale! Jest środek nocy! Dobranoc!
- Środek nocy? Wiesz co, skoro tak, to pojadę sam!
- A jedź.
- A pojadę!
- To pa.
- Pa!
Wyszedł trzaskając drzwiami. Wysunąłem głowę spod kołdry i popatrzyłem na pustą przestrzeń, którą chwilę temu zajmował rudzielec.
- Mam go puścić samego do miasta, gdzie aż roi się od napalonych zboczeńców? – spytałem sam siebie i aż się przeraziłem. – Mowy nie ma! Paul!!
Wyskoczyłem jak oparzony i pobiegłem za chłopakiem. Zbiegłem po schodach mało nie taranując brata i dopiero przy drzwiach dogoniłem dzieciaka. Gdzie on się nauczył tak szybko chodzić?
- Paul! – wrzasnąłem.
- Czego?
- Daj mi kwadrans i nie złość się już.
- Jak będziesz mi cały dzień narzekał...
- Nie będę! – przerwałem. – Nie puszczę cię samego.
Chyba tym go zaskoczyłem. Patrzył przez moment zdziwiony, jednak w końcu uśmiechną się leciutko.
- Idź  się ubierz.
Popatrzyłem na siebie: same bokserki.
- A tak nie mogę?
- Możesz, ale wtedy nie przyznam się do ciebie.
- Skoro tak mówisz, to idę się ogarnąć.
- Poczekam w salonie.
Wróciłem do pokoju, wybrałem jakieś ciuchy i zniknąłem w łazience. Umyty, ubrany uczesany... Znaczy, przeczesałem tylko ręką włosy, nie mam pojęcia gdzie zapodziałem grzebień. Zszedłem po kilku minutach do salonu.
- No w końcu! – przywitał minie Paul. - To miał być kwadrans?
- A nie  był?
- Nie. Choć już.
Piękna pogoda, ciepłe słoneczko i kilka małych obłoczków sunących po niebie. Idealny czas na pływanie! Ale nie! Musze siedzieć w tej durnej puszce.
- Dlaczego jedziemy tam pociągiem? – spytałem w końcu.
- A czym byś chciał? Samolotem?
- Tak!
- To tylko trzy godzinki – odpowiedział, chowając się za książką.
Przez chwilę myślałem, że on żartuje. Ale przecież to nie w jego stylu.
- Ile?!
- No.... To trochę daleko.
- No chyba cię.... – zacząłem, lecz nagle mnie olśniło.
            1. W ee... mniejsza o to, w każdym razie TAM jest Dalia.
            2. W Dali można wynająć pokuj.
            3. Ja + Paul + ten pokój = .....
- .... mogłeś uprzedzić – dokończyłem.
- Wtedy byś się wymigał.
- Wcale nie!
- Wcale tak.
- Nie!
- Tak.
(kilka minut później):
- No dobra, nie!
- Ha! - Wypiąłem dumnie pierś. – A długo jeszcze?
- Miej litości!
- Paul -

            Nigdy więcej tak długiej podróży w towarzystwie Andrew. Narzekał cały czas!
Myślałem, że mu krzywdę zrobię. Je jestem spokojnym człowiekiem, ale i moja cierpliwość ma granice!
            Gdy w końcu dojechaliśmy do Caesitac skierowałem się do Albeda.
- Jeszcze się wrzesień nie zaczął, a ty już do szkoły lecisz – przygryzł mi Andrew.
- Miałeś mnie dziś nie denerwować! – przypomniałem.
- Serio? Nie pamiętam, abym coś obiecywał.
- Nienawidzę cię.
- Tak, wiem. A w ogóle po co tam idziemy?
- Po wykaz książek i dostarczenie paru dokumentów.
- Jakich?
- Tych co mam w plecaku. Nie martw się, twoje też mam.
- Aha.
On zginąłby beze mnie. Gdy doszliśmy do bramy szkoły zamurowało mnie.
- Tu jest....
- ...więzienie – dokończył Andrew.
- Co?
- Tylko spójrz! Bramę kończą ostre szpikulce. Mur wysoko na ponad dwa metry. A w oknach są kraty.
Wielki budynek pomalowany na biało, faktycznie miał kraty w oknach. I dwumetrowy mór wokół posesji. Ale nie przesadzajmy, więzieniem bym tego nie nazwał.
- O, a popatrz tam! – Wskazał ręką na pustą przestrzeń porośniętą trawą. – Pastwisko! Barany z nas robią!
- To trawnik.
- A tam?! Wodopój!
- Fontanna!
- I jeszcze....
- Andrew! – przerwałem. – Przestań się wydurniać i chodź.
- Żeby iść do szkoły w wakacje!
Jak ja z nim przeżyje w jednym pokoju przez dziesięć miesięcy?

- Andrew -

            Cały dzień włóczyłem się po mieście. Odwiedziliśmy księgarnie, przecież Paul musiał zamówić siebie książki. A przy okazji także moje, tylko nie wiem po co. Pewnie nawet do nich nie zajrzę. Pospacerowaliśmy po parku i zaszliśmy do KFC.
- Andrew, powinniśmy już wracać. Robi się ciemno.
- A może zostaniemy w mieście do jutra?
- Gdzie?
- W Dalii. Na górze są pokoje.
- Nie ma mowy!
- Dlaczego?
- Bo tam chodzą zboczeńcy – wyjaśnił, nieco speszony.
- Dzięki.
- A nie możemy wrócić do domu?
- Trzy godziny pociągiem, no zmiłuj się. Przecież cię nie schlam i nie zgwałcę.
- Bardzo śmieszne.
- Oj chodź – chwyciłem jego dłoń i pociągnąłem za sobą.
- Ale....
- Nie ma ale!
            Weszliśmy do pełnego ludzi lokalu. Od razu podszedłem do baru. Zamówiłem dwa drinki i poprosiłem o kluczyk.
- Miałeś mnie nie upijać.
- To tylko jeden drink. Nie przesadzaj.
Zabrałem swoją szklankę kierując się do wolnego stolika. Paul posłusznie szedł za mną.
            Nie śpiesząc się sączyłem drinka i podziwiałem, jak rudzielec pomału się upija. Może za mocnego mu wybrałem? Gdy szklanki były już puste wyciągnąłem go tańca. Dosłownie, jakbym zapytał, to by się nie zgodził. Więc po prostu wstałem rzucając: „Chodź” i udaliśmy się na parkiet. Nim się zorientował miałem go w ramionach. Wśród tylu kolorowych światełek doskonale widziałem rumieńce na jego policzkach.
            Wypiliśmy jeszcze po dwa drinki i zupełnie pijanego Paula musiałem nieść do pokoju.
Jak każda sypialnia w Dalii, było tu wielkie łoże, dwie małe szafeczki po bokach i puchaty dywan. Położyłem chłopaka na posłaniu. Spał. Chyba jednak przesadziłem z drinkami. Ale skąd miałem wiedzieć, że ma tak słabą głowę? Rozebrałem go do bokserek i podziwiałem jego ciało. Gdyby nie był moim przyjacielem, to wziąłbym go tu i teraz. Ale nie mogę go tak skrzywdzić. Nie jego...
            Okryłem go kołdrą, rozebrałem się i położyłem obok. Nie mogłem się powstrzymać. Pocałowałem te słodkie, uchylone usteczka. Smakował drinkiem, który niedawno wypił. Chciałbym codziennie przy nim zasypiać. Móc go całować, przytulać. Marzenia... Czasem się zastanawiam, czy go nie zdobyć. Ale... Ehh... Znam się. Zauroczył mnie swoim wyglądem, tym niewinnym ciałem. Prędzej czy później mi się znudzi. Nie chcę go skrzywdzić. Tak ufnie się we mnie wtula.... Mógłbym teraz umrzeć. Naprawdę. Chciałbym umrzeć mając go w ramionach. Mój Maleńki...

2 komentarze:

  1. Żeby kurna nie wykrakał tylko... Dlaczego mam łzy w oczach - pewnie przez muzę też. Ale on nie powinien rzucać na wiatr takich słów, jak "umrzeć, mając go w ramionach". -> Swoją drogą przed imiesłowami przecinek. Powiem ci, że ten rozdział obfitował w taką ilość głupich - czyli takich, do których można było nie dopuścić - błędów, że jak na razie uważam ten rozdział z dotychczas przeczytanych za najgorszy pod względem pisowni, ale w sumie to trzymasz poziom, niemal te same błędy, czasem zamiast chodź - choć, a zamiast l. poj. w ustach bohaterach 3 os. l. poj. I rzuciłam okiem na Epilog i widzę, że żadnych zmian w pisowni nie ma, więc myślę, że na tej krytyce pisowni poprzestanę, ostatecznie radząc ci załatwienia sobie bety :D
    To i tak nie zmienia faktu, że coraz bardziej wciąga mnie to opowiadanie, na pewno przeczytam je do końca. Chłopcy, nie głupi wcale Andrew - przynajmniej uczuciowo - nie zrani Paula, świadomie~ Ciekawe tylko, co rano powie Paul - na kaca i na obejmującego go Andrew? XD

    OdpowiedzUsuń