- Paul -
Cały dzień leje. Dołująca pogoda, a ja muszę siedzieć sam. Andrew gdzieś pojechał. Mówił, że na zakupy. Przecież on nienawidzi zakupów! Pewnie znowu znalazł sobie kochanka. On i te jego wymówki. Mógłby chociaż mnie nie okłamywać, ponoć jestem jego najlepszym przyjacielem, nie?
Ale może i dobrze, że go nie ma? Na dworze pada, więc z pływania nici. A siedzenie w domu z tym erotomanem to samobójstwo! Jak sobie przypomnę, co wynikło przedwczoraj z naszego pływania... Boże, on mnie trzymał za tyłek! Przyjaciel! Nie mogę dopuścić, by to się powtórzyło. Nie zniszczę tej przyjaźni. Andrew to mój jedyny przyjaciel. Zresztą, przecież go nie kocham. I on mnie też nie. Jeśli porównać mnie z jego kochankami... Tu nie ma co porównywać. Oni są piękni, a ja jestem niskim rudzielcem o figurze dziewczyny. Wiem, że Andrew jest gejem. Wiem też, że nie spodobałby się mu chłopak, co wygląda jak dziewczyna. No i ci jego kochankowie są doświadczenie. Rain często porównywał który lepiej całuje. Jeszcze nigdy nie byłem z żadną dziewczyną, nawet się nie całowałem. Boże, a jeśli ja też...? Nie... To, że jeszcze żadna dziewczyna mi się nie spodobała, nie znaczy, że jestem gejem! Faceci przecież też mnie nie pociągają.
Idiota ze mnie! Powinienem wziąć się za naukę. Dostałem się do tego samego liceum co Andrew, co uważam za cud. Przyjmując tam najbogatsze dzieciaki i kilkoro na prawdę wybitnych uczniów. Żeby wygrywali olimpiady i utrzymywali prestiż. Młodzi bogacze to raczej rozpieszczone snoby, nie sądzę więc, aby przykładali się do nauki. Wystarczy, że będą płacić. Ich nie wyrzucą. Tylko 10% uczniów to biedniejsze dzieciaki, które ciężką pracą dostały i utrzymały się w tej szkole. Trochę się boje tam iść, ale będę z Andrew...
***
Miną lipiec, połowa wakacji za mną. Cholernie martwię się o Andrewa. Najpierw mnie unikał, a potem wyjechał na wakacje. Rozpieszczony, nieodpowiedzialny gówniarz! Ja tu się o niego martwię, a on na pewno zabawia się z jakimś chłopakiem. Powinienem się wybrać na jakieś zakupy przed wyjazdem. Do szkoły pojedziemy już tydzień przed rozpoczęciem. Chyba. Znając Andrew pewnie zapomniał i zjawi się tydzień, ale po.
Tegoroczny sierpień jest wyjątkowo ciepły. Spacerowałem właśnie po ogrodzie Raina. Jego brat mnie wpuścił. Powiedział, że skoro mi się nudzi to mogę tu przesiadywać. Codziennie siadam na kamieniach przy jeziorku. Jest dziwnie puste bez rozwrzeszczanego Andrew. Otaczające mnie jabłonie są pełne małych, zielonych jabłuszek. Oj, nasłucham się jesienią narzekań. Będą jabłka, nie będzie Andrew! Ciekawe kto je zje...
Nagle coś mocno mnie pchnęło od tyłu i z krzykiem wpadłem do wody.
- Andrew -
Nic, tylko się pochlastać! Nie potrafię, nie chcę przestać o nim myśleć! Kurwa! Zakochałem się, czy co!? W mojej głowie wciąż powtarza się jedno imię...
Paul.
Przed oczami wciąż widzę jego słodką, zarumienioną twarzyczkę. Słyszę jego głos, śmiech. Wariuje! Jak ja mam z nim niby mieszkać w jednym pokoju, co?! Przez cały rok szkolny!? Masakra...
Jestem tchórzem. Nie wiedziałem, co mam zrobić, więc uciekłem. Zrobiłem sobie wakacje. Wyjechałem nad morze. Plaża, sex, morze, sex, hotel, sex. W lipcu pieprzyłem się częściej, niż przez całe dotychczasowe życie. Z początku tylko z Alanem, który akurat był na wakacjach u kuzyna. Całkiem fajny z niego dzieciak. Niestety, zwykła dziwka. Okazało się, że będziemy chodzić do tej samej szkoły. Cóż, nie będę się nudził.
Wróciłem do domu. Rzuciłem torbę pełną brudnych ciuch do pokoju i wyszedłem do ogrodu. Moje kochane jeziorko! Moje jabłonie! Mój.... Paul. Stanąłem zszokowany rozglądając się dokoła. Dzieciak siedział sam na kamieniach, skąd zwykle mnie obserwował.
- Stęsknił się?
~Za Tobą?! No przestań.
-To co tu robi?
~Podziwia jezioro! Jak zawsze. Nie myślałeś chyba, że podziwia Ciebie jak pływasz?
- Tak. Masz rację.
~Ja mam zawsze rację.
- Ty to ja.
~No właśnie. Idź wrzuć go do jeziora.
- Jesteś genialny! Jeszcze mnie nie widział!
~Więc rusz dupę i nie gadaj ze sobą!
Nie ma to jak człowiek na poziomie rozmawiający sam ze sobą. Ale pomysły mam genialne, prawda? Podkradłem się do chłopaka i zepchnąłem z kamieni. Wpadł z krzykiem do wody. Wynurzył się zaraz z przerażeniem malowanym na twarzyczce. Jak zwykle uroczy. Gdy zorientował się, kto go wrzucił zrobił tak komiczną minę, że zacząłem się śmiać. W jego mniemaniu pewnie miałem się przerazić jego spojrzenia. Mały demon stał po szyje w jeziorze, wrzeszcząc coś o mordercach, a ja zgiąłem się w pół ze śmiechu. Wściekły zaczął ochlapywać mnie wodą! A ja śmiałem się dalej. Aż zaczęło brakować mi powietrza.
- No wiesz co! – krzyknąłem w końcu, gdyż i moje ubranie pomału robiło się mokre od rozchlapującej się wody.
- Co ja!? Co ja?! To ty debilu wrzuciłeś mnie do jeziora! Jestem przez ciebie mokry!
- A jaki chciałeś być? Myślałeś, że skoro woda niebieska, to cię przefarbuje?
- Bo cię trzasnę!
- Serio? To chodź!
- Ty...! A było tak dobrze bez Ciebie!
Spojrzałem na niego smutnymi oczkami.
- Ranisz mnie... – szepnąłem i odwróciłem się udając płacz.
- No przestań. Zachowujesz się jak dziecko.
- Buu... Ty mnie nie kochasz...
Słyszałem, jak Paul wychodzi z wody. Przygotowałem się do ewentualnej ucieczki.
- Kocham, kocham.
- Serio? – spojrzałem przez ramię.
Chłopak obszedł mnie dokoła z uroczym uśmiechem. Staną przede mną, bardzo blisko. I nagle odepchną z zadziwiającą siłą do jeziora:
- Nie!
- Paul! – wrzasnąłem.
Przeraziłem się, bo to mnie troszkę zabolało, gdzieś tam, jakby... W sercu? On się tak cudownie uśmiechał, ten blask w oczach. Podszedł mnie! I to w bardzo chamski sposób.
- Masz za swoje.
- Jesteś wredny.
- Uczę się od mistrza.
- Wiem. Mistrz jest dumny! – uśmiechnąłem się sztucznie. Pierwszy raz w życiu było mi przykro. - Skoro już jesteś mokry, to może popływasz ze mną?
- Przecież nie umiem.
- Mogę Cię nauczyć.
Zawsze robię wszystko na przekór rozumowi. Niby ja mam go uczyć pływać? O tak, na pewno się skupię mając obok jego prawie nagie ciało.
- Mam się oddać pod Twoją opiekę?
- Jeszcze nikt nie narzekał. – Wyszczerzyłem ząbki podziwiając zarumienioną buźkę Paula.
- Debilu! Czy tobie tylko jedno w głowie!?
- Prawie. To co, popływasz?
- I tak nie dałbyś mi spokoju – zauważył.
- Też racja – przyznałem, wychodząc na brzeg.
Rozebrałem się do bokserek obserwując kątem oka przyjaciela. Jego kruche ciało, delikatne wcięcie w talii, szczupłe nogi. Dłużej zawiesiłem wzrok na tyłeczku, którego znów z chęcią bym dotknął. Wskoczyłem do wody przeczuwając, że jeśli dłużej zostanę na brzegu, to zrobię coś głupiego.
- Andrew, trzeba w końcu jechać do Caesitas – przypomniał, wchodząc powoli do jeziorka.
- Zdążymy.
- Już sierpień!
- I?
- Niedługo zacznie się szkoła! Nie chce się tam zgubić!
- Kupię ci mapę.
- A wiesz chodziarz jakiego miasta? – spytał, opierając dłonie o biodra i zabawnie przekrzywiając główkę. Uroczy.
- Eee....
- Widzisz?! Ty nawet nie wiesz gdzie będziesz się uczył!
- Wiem, że jest tam Dalia. Mi to wystarczy.
- Zamierzasz cały rok imprezować!?
- Nie rok, trzy lata.
- Ja już nie mam do ciebie siły. – Rozłożył ręce w geście bezradności. – Kiedy ty dorośniesz?
- Jak się zestarzeje.
- Z twoim trybem życia zeżre cię rak, nim dożyjesz starości!
- Na coś w końcu trzeba umrzeć, nie?
- Andrew....
- No dobra. To kiedy chcesz tam jechać?
- Pojutrze.
- Niech będzie.
Kto się zakłada, że zapomnę? I wściekły Paul wpadnie do mnie z rana z wrzaskiem. Ja naprawdę nie potrafię trzymać się planów. To takie nudne. Nieplanowane życie jest przyjemniejsze.
Wszystko pięknie, był seks, była zabawa, jest uczucie... Niesamowite, że to Andrew się zakochał, a Paul, romantyczniejsza w końcu od niego dusza, nie bardzo wie kim jest, co czuje. A w tym rozdziale to nawet Andrew się poczuł zraniony, głupim docinkiem, normalnym dla nich kiedyś. Oj, biedak, wpadł po same uszy...
OdpowiedzUsuń"- A wiesz chodziarz jakiego miasta?" -> chociaż + inne błędy jakie wcześniej wytknęłam, doszły jeszcze nie do końca wzięte do siebie zasady pisania dialogów. Mimo to... nadal uważam, że piszesz świetnie <3